Czekali dobre trzy lata zanim byli gotowi wyjść na ulice w Orszaku Trzech Króli.
- Gdyby sprawa zależała od nas, na pewno orszak byłby już dawno - mówi ks. Daniel Marcinkiewicz z parafii pw. Wniebowzięcia NMP. - Jednak zdecydowaliśmy, że to ma być inicjatywa świeckich i na nich ma się oprzeć organizacja wydarzenia. Pierwsze przymiarki były ze trzy lata temu. Niestety wciąż nie udawało się zebrać grupy, która wzięłaby odpowiedzialność za orszak - mówi.
Wszystko się zmieniło, gdy do pomysłu dał się przekonać Jarosław Florczak z Miejskiego Ośrodka Kultury i Sportu. Człowiek, który ma bogate doświadczenie w organizacji masowych imprez. - Dlatego wszystko poszło tak sprawnie, a efekt przerósł nasze oczekiwania - komentuje ks. Daniel Marcinkiewicz.
Bo podział był jasny: parafia Wniebowzięcia wyposaża świtę Baltazara, którym został Daniel Pleśniak; parafia Ducha Świętego zajęła się zielonymi strojami Melchiora, a na niego samego wybrała swojego proboszcza, ks. Krzysztofa Pełecha; natomiast o Kacpra zatroszczyła się parafia Bożego Ciała, a królem z Europy został Wiesław Kaptur.
Parafie szyły stroje giermków i rycerzy, ale szaty królewskie to już dzieło profesjonalistki, Urszuli Łastowskiej.
- Podzieliliśmy się też odpowiedzialnością za scenki odgrywane podczas orszaku - mówi ks. Daniel Marcinkiewicz. - Najpierw orszak zawitał do Heroda, a tam parafianie z Miłosierdzia Bożego znakomicie poradzili sobie z pałacową intrygą i przekonali królów, żeby szli dalej, do Betlejem - wspomina.
Parafianie z Bożego Ciała opowiedzieli z kolei historię Świętej Rodziny szukającej miejsca dla siebie. Zanim wszyscy dotarli do stajenki, rozegrała się jeszcze bitwa dobra ze złem. Tradycyjnie anioły zwyciężyły, a o widowiskowość sceny zadbał Teatr „Prawdziwy” z Bielawy oraz młodzież z MOKiS.
Finałem orszaku był królewski hołd jaki oddali zarówno sami królowie jak i ich świta. Nad scenariuszem jasełkowej sceny czuwała parafia Wniebowzięcia i z niej pochodzi bielawska Święta Rodzina, Elżbieta i Grzegorz Łysoniowie oraz ich… córeczka Basia w roli samego Jezusa. - Za to straż przy Jezusku trzymał jej braciszek, Karol - dodaje z uśmiechem ks. Daniel.