Jest w tej parafii od niedawna. Może dlatego nie potrafi odmawiać? - ks. Jakub Klimontowski
Od kilku miesięcy wikariuszem w Głuszycy jest ks. Jakub Klimontowski. Ekstremalna Droga Krzyżowa? – To u nas inicjatywa Marleny Krawczyk. Bardzo jej zależało, wyznaczyła trasę, na ostatnią chwilę - dlatego było za późno, żeby głuszycką EDK zgłosić oficjalnie. No, więc nie mogłem zostać w domu – wspomina wydarzenia z początku marca. Przypomina jako żywo Cyrenejczyka. – Intencji mi nie brakuje – dorzuca, łagodząc kontekst.
Tego dnia wieczorem najchętniej zostałby w domu, ale co z ludźmi? Z tą osiemnastką, która zebrała się w sobie i weszła w noc, żeby pójść za światłem. Pogoda parszywa: zimno, deszcz, a następnego dnia zwykłe obowiązki, z młodymi trzeba szykować wielkanocne gadżety – KSM ma dobre pomysły. Więc idzie.
W środku nocy Marlena, przewodniczka, przyznaje: – Nie wiem, gdzie jestem... Ksiądz zamiera. Kobieta gubi się, bo w nocy świat wygląda zupełnie inaczej niż za dnia. Punkty orientacyjne giną w ciemnościach, pojawia się mgła, więc nawet latarki na niewiele się przydają. Jakub zbiera się w sobie, analizuje dane, podejmuje decyzję. Ma rację. Nie zabłądzą.
Gdy wyjdą z lasu Marlena ma jeszcze jedną wiadomość. Musi wrócić. Ma chore serce, słabnie.
Jakub zostaje przewodnikiem. Najtrudniej będzie koło drugiej w nocy. Wtedy wszyscy przeżyją kryzys, bo na widok drogowskazu: Wałbrzych-Gaj, zmęczeni drogą, obolali, zziębnięci i znużeni mają nadzieję, że koniec jest blisko. Nic z tego! Trasa prowadzi dalej, przez Gorce, więc do sanktuarium dotrą dopiero za dwie godziny.
Skoro chodzi tu o spotkanie, to było ich więcej niż jedno.
Pierwsze (z uwagi na rangę, nie chronologicznie) – gdy z ulgą wpatrywał się w bolesną twarz Matki i martwe oblicze Syna – na końcu w sanktuarium. Rozumiał ich bardzo dobrze.
Było jeszcze jedno. Nad ranem tuż obok przystanku autobusowego, chyba jeszcze w Gorcach. Spotkał tam grupkę młodych, trzeźwiejących powoli i zainteresowanych korowodem postaci idących poboczem. Reagowali zdziwieniem, trochę kpiną, trochę lekceważeniem. Ale zadali ważne pytania: "Po co wam to? Dokąd idziecie?". Sprowokowali światło, które rzuciło blask na wszystko, co tej nocy przeżyli. Otworzyli z powrotem coś, co łatwo było zamknąć fizycznym wyczerpaniem, brakiem snu, ciężarem odpowiedzialności. Tam, na tym przystanku, spotkał Boga – w tych najmniejszych, z mentalnego marginesu, wielkich nieobecnych w kościelnych ławkach. Szukających światła w ciemności.