To jedna z bardziej namiętnych radości, jakich doświadczam, gdy służę Bożemu słowu.
Tydzień biblijny... odkąd jest organizowany w naszej diecezji, rokrocznie budzi we mnie ogromne nadzieje, gdy się zbliża jego rozpoczęcie.
Kocham słowo Boże - jest ono dla mnie światłem, doświadczam dzięki niemu Bożego życia, otwiera mnie i przemienia, oczyszcza i leczy. Gdy mu służę, sprawia mi to bardzo dużo radości - nie dziwi więc, że moje oczekiwania wobec specjalnego czasu w Kościele poświęconego Biblii są duże.
Oto tydzień, gdy to słowo jest wychwalane, celebrowane, dopieszczane, przyjmowane, rozdawane, polecane, wywyższane, rozgłaszane, ofiarowane, medytowane, przemadlane, czytane, kupowane, reklamowane.
Wszędzie indziej, tylko jakoś nie u nas, przynajmniej nie na skalę, której można byłoby oczekiwać. Czemu tak jest?
Zastanawiam się dzisiaj i będę o tym myślał do końca VIII Tygodnia Biblijnego w Polsce i piątego w naszej diecezji. I postarałem się o pomoc w znalezieniu odpowiedzi. Sam bowiem nie czuję się na siłach.
Liczę bowiem na światło słowa innego człowieka, ks. Tomasza Federkiewicza, diecezjalnego koordynatora Dzieła Biblijnego. Jestem już umówiony na rozmowę z nim. O jej wyniku dam znać na łamach papierowego wydania Gościa Niedzielnego.