Wolałbym Komunię pod dwiema postaciami niż księdza twarzą na wschód.
Czytam doniesienia o apelach kardynalskich, żeby Najświętszą Ofiarę odprawiać "ad orientem", czytam też komentarze o nich i nie mogę się nadziwić nad naiwnością pomysłu, że zmiana kierunku, w którym patrzy kapłan, może uzdrowić Kościół, liturgię i sprawić, że wierni poczują się na właściwym miejscu w Kościele i w kościele.
Całe to zaaferowanie kolejną tradycjonalistyczną nowinką skupia uwagę na sprawach drugorzędnych. Sygnały płynące od hierarchów są odczytywane płytko i nie widać, jak na razie, jakiejś konkretnej wizji, czemu to ma służyć i w jaki sposób współcześni duchowni i wierni świeccy mogą odnaleźć się w dosyć przypadkowym "postarzaniu" odnowionej liturgii.
A przecież znaki, żeby mogły kształtować postawy, muszą być czytelne. Chciałbym, żeby tradycjonaliści tworzyli szkoły, programy, kursy dla świeckich i duchownych, na których przybliżą teologię liturgii, nauczą odczytywania jej sensu i piękna, odsłonią życiodajną wartość i pobudzą do fascynacji modlitwą Kościoła.
Edukacja ta jednak nie ma być adresowana do wybrańców (których specjalnie nie przybywa "uwolnionym" tradycjonalistom) zakochanych w kadzidle, koronkach i dwujęzycznych mszalikach, ale do przeciętnego Kowalskiego - bo to on przede wszystkim bierze udział w Mszy św.
Odnoszę wrażenie, że pozbywanie się "posoborowych" ołtarzy, deklamowanie łacińskich modlitw i krytykowanie niemalże wszystkiego, co w dziedzinie liturgii zapoczątkował Sobór Watykański II jest dzisiaj zawieszone w życiowej próżni - odrealnione i bez chęci szukania dialogu ze współczesnym Kowalskim. To metoda stara jak Trydent - ale już nie na nasze czasy.
To też metoda dająca iluzję "kościelnego" działania dla królestwa niebieskiego, ale tak naprawdę bardzo mało wymagająca, bo bezkontaktowa - pomijająca wysiłek kształtowania ludzkich sumień, serc i postaw. Przemeblowanie, przepisanie, przeorientowanie - to takie łatwe.
Wolałbym więc, żeby liturgiści zajęli się np. upowszechnianiem Komunii św. pod dwiema postaciami, codziennych homilii czy liturgiczną katechezą niż orientowaniem kapłana, zapachem kadzidła czy łacińskimi wstawkami, których życzyli sobie ojcowie soborowi, ale "vox populi" zignorował. Choć nie wykluczam, że i na te drugorzędne sprawy przyjdzie czas.