Co mówią, a co powinni powiedzieć kandydatom do kapłaństwa?
Co mówi proboszcz chłopakowi, który przyszedł do niego po opinię potrzebną przy składaniu dokumentów do seminarium duchownego? "Kapłaństwo jest dla ludzi, a nie dla ciebie". Wzruszyłem się, gdy cytował to zdanie jeden z trzech kandydatów na pierwszy rok formacji do kapłaństwa w Świdnicy.
Znam to zdanie bardzo dobrze. Sam je usłyszałem 22 lata temu od mojego proboszcza, gdy prosiłem o świadectwo moralności.
Nie wiem jednak, czy powtórzyłbym je jako proboszcz swojemu parafianinowi. Nie w tej postaci, choć oczywiście zdaję sobie sprawę z piękna tej rady i jej sensu.
To nie jest cała prawda o kapłaństwie. Ono bowiem jest także dla mnie. Nie w sensie korzyści doczesnych (prestiż, pieniądze, pozycja), przed czym (jak najbardziej słusznie) przestrzegają proboszczowie, ale w sensie duchowym. To jest sposób, w jaki Bóg chce mnie zbawić. Moja droga do nieba. Najlepsza okazja do przebywania z Jezusem. Do uświęcenia.
Zatem? Jeśli jestem księdzem "dla ludzi" tzn. mają ze mnie wiele pożytku, chwalą mnie, szukają u mnie pomocy i wsparcia, dobrze się ze mną czują, ale jednocześnie boję się o swoje zbawienie - trzeba nawrócenia, trzeba dobrej zmiany, zmiany na lepsze. Życiodajnej zmiany.
Często wiąże się to z odejściem na inną parafię, z urlopem dla poratowania duchowego, z prośbą o zwolnienie z niektórych obowiązków - to prawda, ale jest konieczne. Nawet za cenę lamentów, płaczu, żalów i pretensji tych, których się zostawia. Także za cenę "zepsucia" dotychczasowego komfortu życia, posługi, realizacji ambicji. Trzeba to zrobić, żeby nie ryzykować zmarnowania powołania, a nawet potępienia.
Bo można pomagać w zbawieniu innym, a samemu iść drogą zatracenia. Także jako kapłan "dla ludzi".