Tort ŚDM smakuje tak znakomicie także dlatego, że w mieście nie ma jego mieszkańców.
Tęsknię za klimatem ŚDM w Krakowie. Po kilku dniach na miejscu, wśród setek tysięcy młodych, wróciłem do siebie. Daleko od centrum katolickiego świata, jakim stało się Królewskie Miasto.
Została telewizja i inne media, ale, proszę wybaczyć, to tak jak smakowanie tortu przez szybę. Tym bardziej, gdy się już tego tortu spróbowało. Wiele się traci.
Tort ŚDM smakował także dzięki temu, że miasto w tym czasie stało się miastem całkowicie otwartym dla uczestników wydarzenia. Wszystko zostało im (nam) oddane, podporządkowane, dostosowane, pozostawione. Krakusy - dziękuję!
I żałuję, że nie mogliście tego zobaczyć, że nie mogliście wziąć udziału, że nie posmakowaliście osobiście. Żałuję, że także z mojego powodu została wam telewizja i urlopy daleko od swoich domów. Wyjechaliście ze swojego miasta - żeby nam wszystkim w Krakowie było wygodniej, żeby było lepiej, żeby było łatwiej. I tak jest!
Jasne, wiecie, co to znaczy tłum na rynku, tłum w tramwaju i na dworcu, młodzi w parkach i kościołach, kawiarniach i barach, w muzeach i salach koncertowych. Macie to na co dzień - ale zapewniam - nie w takiej jakości jak tym razem. Dlatego żałuję, że was tu nie było.
A tym, którzy zostali, a było ich niewielu, dziękuję także. Jeśli was, krakusów, spotkałem, na ulicy, w tramwaju, na Plantach i w kościele, zawsze okazywaliście się serdeczni, usłużni, pomocni, uśmiechnięci - naprawdę, innych nie spotkałem.
Zatem raz jeszcze: Krakusy - dziękuję! Jesteście wielcy!