Młodzi w buciorach albo w bucikach - bez sensu, na pewno nie zajdą zbyt daleko.
Żeby wstać z kanapy trzeba wiedzieć po co to robić i co ja z tego mam. Tacy są młodzi, tak ich sobie wychowaliśmy: coś za coś. Począwszy od nagród za dziecięce roraty, przez indeksy gimnazjalistów, a skończywszy na podpisach za kolejne spotkania kursu przedmałżeńskiego – zawsze coś za coś.
Oczywiście z tego się wreszcie wyrasta, ale to bardziej osobisty wysiłek niż kwestia upływającego czasu, choć i on nie jest bez znaczenia.
Myślę więc, że zachęta papieża Franciszka, żeby wstać z kanapy i założyć buty, wyruszyć w drogę - to prowokacja, która może się udać tylko wtedy, gdy młodzi będą wiedzieli dokąd iść. Ruszyć w drogę bez celu, byle iść, byle się namęczyć i zużyć obuwie - to nie ma sensu - ani w życiu młodych, ani starych.
Istnieje bowiem ryzyko rozczarowania: nachodzić się, a jednak bez celu; natrudzić się, a bez owoców; można nadreptać się kilometrów, a jednak stać w miejscu. Nie o to chodzi. To jasne.
Dorośli, dojrzali, doświadczeni powinni pokazać młodym, jak zmienia się życie na lepsze, gdy ruszy się z kanapy. Dobro pociąga i inspiruje – bardzo i każdego. Nie kryjmy tego.
Warto otworzyć młodym oczy, że wrażenia z kanapy nie umywają się nawet do tych z drogi. Bo młodość to kwestia wrażeń, emocji, spontaniczności. Zawsze.
Poza tym młody musi założyć swoje buty, a nie jakieś pierwsze z brzegu. Jak bolesna jest wędrówka w za dużych buciorach lub za ciasnych bucikach nie trzeba przekonywać. My już to wiemy.
Słowem: dorośli powinni robić dla młodych, z nimi i wobec nich to, co do tej pory, tylko z większym wyczuciem, większą miłością i szerszym horyzontem. Skąd pomysły? Sami muszą z kanapy wstać i przejść się w świat swoich dzieci, uczniów, wychowanków i podopiecznych. Tyle.