Właśnie nauczył się latać paralotnią - ksiądz - po co mu to?
Patrzyłem na ks. Wieśka Podgórskiego ze szczególną uwagą, słuchałem go łapczywie i kolejny raz nie mogłem się nadziwić, że to możliwe: polski ksiądz na misjach.
Bo gdy na misje dajmy na to do Czadu wybiera się zakonnik, misjonarz - to rozumiem, ale gdy do tego samego Czadu jedzie diecezjalny kapłan? On naprawdę zostawia wygodną cywilizację i przeprowadza się do buszu: bez prądu, bez komunikacji, bez dróg, bez rozwiniętej kultury (więcej TUTAJ). On, który w Polsce żyje w skrajnie odmiennych warunkach i w takich też został wychowany, porzuca to wszystko. Rezygnuje. Robi miejsce innym.
Mało tego, po afrykańskiej chorobie, która prawie pozbawiła go życia, przenosi się do Ekwadoru. Nie wraca do Polski, choć mógłby, miałby solidne alibi, nie!
W Ekwadorze pracuje gorliwie, chce latać paralotnią do swoich parafian, przeszczepia ruch oazowy i marzy, wciąż marzy o Afryce, o dzikim, prymitywnym Czadzie.
Polski ksiądz, mój rówieśnik, a ja nie dorastam mu do pięt - w miłości do Jezusa. Wstydzę się.