Rozmiar 30, koszulę już mam - strój do pracy z okazji żałobnego strajku.
Skrzykują się kobiety i ich mężczyźni na strajk. Czytam komentarze to tu, to tam i nie potrafię zachować zimnej krwi. Mnie to po prostu bardzo boli, że w moim mieście też będzie się manifestować za śmiercią. Bezwstydnie.
"Oświeceni", lewicowi, liberalni, ignoranci i ci ze złą wolą, te, które aborcje mają już za sobą, i te, które chciałyby mieć szansę... ramię w ramię w imię bezprawia, przemocy, dyskryminacji, prawa dżungli. Dumnie.
Jutro pójdę i ja. Dziennikarski obowiązek. Szukam więc białych spodni, rozmiar 30, żeby było jasne - kim jestem. Koszulę już mam. Białą.
Boję się tego spotkania, tych twarzy, okrzyków, deklaracji, transparentów i hipokryzji, bo wiem, że w tym tłumie spotkam swoich dobrych znajomych, tych, których znam z kościoła, z teatru, z ulicy i z towarzyskich okoliczności. Spojrzę im w oczy i już nie będzie tak samo jak wcześniej.
Potem wrócę i założę czerń... smutku - że śmierć tak bardzo może fascynować, także moich znajomych. Bo tu nie idzie o literę prawa, tu idzie o życie i o śmierć właśnie. Nie o prawo.
I będę się modlił.