Rozpoznawalna marka, cenione wydarzenie, profesjonalne wsparcie dla małżonków - i co z tego? Nie ma księdza.
Jak się wyrabia markę? Dobry pomysł to za mało, trzeba go zrealizować. Na to potrzebny jest czas. W przypadku 7. Ogólnopolskiego Kongresu Małżeństw, to jest ten czas! Czas najwyższy, żeby wydarzenie nie tylko doszło do skutku, ale było na miarę oczekiwań. Dlaczego tak?
Otóż, najpierw wystarcza jeden człowiek: on rozmawia z prelegentami, zaprasza artystów, układa program (12 miesięcy wcześniej, czyli teraz właśnie powinien wykonywać tę pracę); potem trzeba jeszcze dwoje, gdy ruszają zapisy (trzy miesiące wcześniej - lipiec 2017 r.); sztab kongresowy powiększa się do kilku osób, gdy trzeba załatwiać banery, termosy i ciastka (wrzesień 2017 r.); wreszcie osiąga swoją pełnię, gdy pojawiają się pierwsi uczestnicy (6 października 2017 r.) – ale i wtedy wszystkich jest zaledwie kilkanaście osób.
Tyle wystarczy. Jednak sens ich zaangażowania, zależy od tego pierwszego: od księdza i jego pracy, którą powinien teraz wykonywać.
W tej chwili nie wiadomo jak potoczy się los kongresu małżeństw w Świdnicy. Nie ma bowiem księdza, który chciałby kontynuować dzieło. Czy to musi oznaczać koniec niezwykłej małżeńskiej randki? Tak. Bez tego pierwszego – nic z tego nie będzie, bo od tego pierwszego zależy jakość i wartość kongresu.
Do wyboru jest 300 kapłanów diecezji – znajdzie się wreszcie ten jeden?