Co roku na świdnickich cmentarzach ludzie wspierają „alberta” kwotą od ośmiu do dziesięciu tysięcy złotych. Zazwyczaj pieniądze idą na opał. W tym roku idą na budowę.
Świdnickie schronisko dla bezdomnych powstało 16 lat temu, to było dzieło jubileuszowe Towarzystwa Pomocy im św. Brata Alberta. Zaczynali od zera, ale z błogosławieństwem ówczesnych proboszczów i władz miasta otrzymali budynek dawnego biurowca. Zaadaptowali go na swoje potrzeby i tak powstał dom dla każdego – kto domu nie ma, kto domu został pozbawiony, kto dom zmarnował, kogo z domu wyrzucono, kto domu się wyrzekł, na dom się obraził, bez domu się obywa.
Szybko zebrała się grupa kilkudziesięciu członków towarzystwa. Byli zdeterminowani i przejęci wzorem św. brata Alberta. Potrzebowali jednak przewodnika – okazała się nim Gabriela Kowalczyk, pani prezes dla której nie ma rzeczy niemożliwych. Obrotna, doświadczona profesjonalistka. Skuteczna, bardzo skuteczna, dlatego towarzystwo buduje schronisko dla kobiet i matek z dziećmi.
Każdy kto odwiedzi 1 listopada świdnickie cmentarze, będzie mógł wesprzeć tę budowę. Warto zauważyć członków towarzystwa, którzy będą kwestować z puszkami opisanymi: "Na schroniska Brata Alberta".
Bezdomność kobiet jest inna niż mężczyzn, jest bardziej tragiczna, obezwładniająca, bolesna. Pewnie dlatego, że kobieta kojarzona jest z życiem, z bezpieczeństwem, z macierzyństwem – z domem właśnie. Wyrzucona przez dzieci lub porzucająca z własnej woli dom – kobieta staje się zaprzeczeniem siebie. Bezbronna, wydana na pastwę świata mężczyzn szybko traci godność albo ucieka w obłęd, dziwactwo czy wyuzdanie. Wystarczy jednak w porę dać jej własny kąt a zaraz będzie u siebie i rozkwitnie.
Dzisiaj w schronisku miejsca jest na dobrą setkę (mężczyzn, kobiet jest tylko siedem), ale gdy temperatura spada do minus dziesięciu, kolejna czterdziestka musi się zmieścić. Altanka, rury sieci grzewczej, namiot w chaszczach, śmietnik, piwnica, pustostan – to już o wiele za mało, gdy zimno dopadnie. Wtedy więc rozstawia się łóżka polowe, gdzie tylko można i każdy kto się w mroźną grudniową noc zgłosi, zostanie nakarmiony i przenocowany. Jeśli będzie chciał zostać dłużej – konieczna będzie rekomendacja z opieki społecznej.
Takiego też może przywieźć straż miejska, czy policja. Ci pierwsi wiedzą gdzie ich szukać, regularnie patrolują miejsca schronienia dla wykluczonych. Wielu z nich liczy tylko na ciepły posiłek, dodatkowy koc i święty spokój, ale większość daje się namówić na przeprowadzkę. Byle nie do domu opieki społecznej. Tam źle się czują. Zbyt wysoki standard onieśmiela. U „alberta” jest swojsko.
Straż miejska ceni sobie wrażliwych mieszkańców. Ich reakcja, zawiadomienie, zainteresowanie może ratować życie i zdrowie bezdomnych.
(obraz) |