Głoszący homilię w czasie świdnickiej Eucharystii jedności ks. Mariusz Kubik, nie bał się używać mocnych słów, by przekazać wiernym prawdę o człowieku i jego relacji do Boga.
Zaplanowana w kilku miejscach diecezji Eucharystia jedności zgromadziła w kościele parafialnym pw. św. Andrzeja Boboli mnóstwo przedstawicieli okolicznych wspólnot, ale i ciekawych tej formy modlitwy wiernych. I choć Msza św. niewiele różniła się od każdej innej, to jednak słowa homilety pobudziły zgromadzonych.
- Jezus przyszedł w poprzednią niedzielę i wywalił nasz świat do góry nogami. Powiedział, że jego błogosławieństwo wiedzie przez wydarzenia, w których my nigdy szczęścia nie szukaliśmy. Jak można być szczęśliwym, będąc smutnym. Chrystus widzi błogosławieństwo tam, gdzie widzimy nieszczęście - powiedział ks. Mariusz, przyznając się do trudnego czasu, w którym działo się wokół niego wszystko, by zniechęcić go do przyjechania na Mszę jedności.
Powołując się na o. Szustaka, poszedł jeszcze dalej. - Chce mi się seksu. Nie patrzcie tak na mnie, bo wam też się chce. Ale wszyscy wiemy, że to nie jest to, czego najbardziej chcemy. Zastanawiając się można dojść do wniosku, że chce mi się żony, ale takiej idealnej, bez wad. A że takiej nie ma, to chce mi się Boga, bo tylko On może zaspokoić wszystkie moje pragnienia - mówił.
Wyjaśniając przykład, pokazał, że dzisiejszy świat dąży do jak najszybszego zaspokojenia pewnego rodzaju głodu. I choć przez chwilę takie rozwiązanie pomaga, to jednak szybko głód wraca ze zdwojoną siłą. Dlatego trzeba zdaniem homilety drążyć wewnątrz siebie, poznając największe zakamarki swojego wnętrza.
Dobrym czasem na to drążenie była adoracja po zakończeniu Mszy św. z modlitwą o uzdrowienie, którą prowadził ks. Tomasz Krupnik.