Szymon Hołownia w Szczawnie-Zdroju przekonywał, że Bóg zawsze dotrzymuje słowa, a Biblia jest jak akt notarialny, w którym mamy potwierdzone, że wszystko otrzymamy za darmo.
Na serię spotkań, głównie na Dolnym Śląsku, S. Hołownia przyleciał prosto z Zambii, gdzie w minioną niedzielę przy udziale papieskiego nuncjusza otwarto nowy budynek Domu Miłosierdzia. Fundacja "Kasisi", którą założył, przekazała na ten cel 70 tys. dolarów. Kolejne 30 tys. dodał papież Franciszek. Dom będzie pomagał dorastającym dziewczętom wejść w samodzielne życie.
Szymon Hołownia, znany dziennikarz, publicysta, autor 15 książek, od kilku lat zajmuje się przede wszystkim działalnością charytatywną w Afryce. Podczas spotkań autorskich opowiada o swojej pracy i o tym, że każdy może pomóc. Dziś na spotkanie do szczawieńskiej biblioteki miejskiej przybyło ponad 100 osób. Wysłuchały one swoistego świadectwa wiary dziennikarza.
- Wszystko w życiu zaczyna się na nowo, kiedy zaczynamy Biblię traktować poważnie - mówił S. Hołownia. - To nie jest jakaś piękna żydowska poezja, tylko konkret. Jeżeli Bóg składa w Piśmie Świętym obietnicę, to jej dotrzymuje. Jeżeli czytam: „Pan jest pasterzem moim, nie brak mi niczego”, to widzę w tym obietnicę, a nie poezję. Jeżeli Jezus w Ewangelii św. Jana w mowie pożegnalnej 7 razy powtarza, że o cokolwiek poprosimy, to dostaniemy - to sobie żartuje czy mówi poważnie? Moje życie zmieniło się realnie, kiedy Pismo Święte zacząłem traktować jako akt notarialny, który wożę ze sobą wszędzie, by w krytycznych momentach pokazywać Bogu, co podpisał. Nie musimy się zastanawiać - będzie tak czy siak. On powiedział konkretnie, jak będzie. Jeżeli Bóg daje słowo, to je wypełni.
S. Hołownia przekonuje, że słowa Boga powinniśmy brać dosłownie, a nie interpretować zgodnie ze „zdrowym rozsądkiem”. - W Ewangelii nie ma ani słowa o zdrowym rozsądku. To największa herezja, jaką się popełnia w myśleniu o Ewangelii, w mówieniu o Kościele, o sprawach związanych z Bogiem. W Ewangelii nie ma ani krzty zdrowego rozsądku. To nie jest kategoria ewangeliczna - tłumaczył.
Jako przykład podał osiem błogosławieństw. - Moje ulubione to: „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią”. A co to jest miłosierdzie? - pytał S. Hołownia. - Miłosierdzie to dać komuś, kto nie zasługuje. Dać komuś, kto zasługuje, to jest nagroda. Dać komuś, kto rokuje, że dobrze wyda, to jest inwestycja. Miłosierdzie to dać komuś, kto może i wszystko przehula. Po prostu dać bez warunków. Co znaczy, kiedy Jezus mówi: „Miłosierni miłosierdzia dostąpią”? Jeżeli chcesz dostawać za darmo, to musisz dawać za darmo. To jest bardzo proste.
S. Hołownia zwraca uwagę, że wielu z nas nie radzi sobie z codziennymi problemami, z tym, że ciągle na coś brakuje. Wygrana w lotto wydaje się wybawieniem, które nigdy nie nadchodzi. Tymczasem mechanizm „chcesz dostawać za darmo, dawaj za darmo” sprawdza się zawsze.
- Każdy zna modlitwę „Ojcze nasz”. Modlimy się w niej: „Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”. Odkąd traktuję ją poważnie, nigdy nie brakowało mi pieniędzy na „dzisiaj”. Za dwa tygodnie absolutnie nie wiem, jak będzie, nieraz już miałem sytuacje, że nie miałem rachunków za co zapłacić. Ale kiedy przychodził ten dzień, pieniądze się znajdowały. Gdybym się modlił: „Daj mi za dwa tygodnie”, to On by zapewne dał za dwa tygodnie, ale modlę się o dzisiaj i dzisiaj mam. Ktoś powie, że to „jazda bez trzymanki”. Tak, ale nikt nie obiecywał, że będzie inaczej. To jednak nam obiecał - że nas nie zostawi, że chleba powszedniego da nam dzisiaj - mówił.
Publicysta wyjaśniał także, że nie możemy brać na siebie obowiązków Boga. Troszczyć się o wszystko naokoło, o cały świat, zamartwiać, czy będzie wojna, czy będziemy zdrowi, czy będziemy mieli pieniądze... - Oddajmy to wszystko Bogu. On się o to zatroszczy, bo tak obiecał. To nie jest głuchy Bóg. Jeżeli coś mówi, to tak robi - zapewniał.
Dziennikarz zaznaczył jednak, że Bóg to ryzykowny „partner”. Jeżeli ktoś mówi, że chce iść za Jezusem, to musi się przygotować na wszystko, bo Jezus chodzi w bardzo dziwne miejsca i nie pyta tych, którzy za Nim idą, w którą stronę ma iść.
- Nie chodzi o to, żeby wierzyć, że Bóg istnieje, tylko by wierzyć Bogu. Wiara w Boga jeszcze nie jest chrześcijaństwem. Diabeł też wie, że jest Bóg. Od dziecka byłem wychowywany w bogobojnej wierze katolickiej. Można chodzić codziennie do kościoła i nic z tego nie wynika. Dziś wydaje mi się, że wcześniej w połowie byłem deistą. Wierzyłem, że Bóg stworzył świat, ale teraz to ja sam muszę robić resztę. Krytycznym momentem było dla mnie, kiedy zauważyłem, że sam nie jestem już w stanie nic zrobić, choć dałem z siebie wszystko. Dopiero wtedy powierzyłem się Bogu. Ten proces oddawania życia Bogu cały czas trwa. Kiedy to robię, czuję się szczęśliwy, spokojny, spełniony, skuteczny. Nie mam ani więcej pieniędzy, ani więcej zdrowia, ale nagle wszystko wygląda lepiej, bo wiem, że Bóg się tym wszystkim zajmie - zapewnił.
Ci, którzy nie mogli być na dzisiejszym spotkaniu, mogą to zrobić jeszcze w czwartek 18 maja. O godz. 17 S. Hołownia będzie w wałbrzyskiej Bibliotece Pod Atlantami.