Łk 7,31-35: Po odejściu wysłanników Jana Chrzciciela Jezus powiedział do tłumów: Z kim więc mam porównać ludzi tego pokolenia? Do kogo są podobni? Podobni są do dzieci, które przebywają na rynku i głośno przymawiają jedne drugim: Przygrywaliśmy wam, a nie tańczyliście; biadaliśmy, a wyście nie płakali. Przyszedł bowiem Jan Chrzciciel: nie jadł chleba i nie pił wina; a wy mówicie: Zły duch go opętał. Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije; a wy mówicie: Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników. A jednak wszystkie dzieci mądrości przyznały jej słuszność.
Właśnie tacy się staliśmy. Wszyscy. Siedzimy pośród Rynku Miłości. Siedzimy przygarnięci w Sercu Ojca. Ale nie jest tak, jak chce nasz egoizm… I to nas rzuca po skrajnościach. Rzuca nas od nadaktywności do depresji. Bo nie jest tak jak chcę. I albo walczę, albo sycę bez pojęcia swój egoizm, albo zapadam się w depresję i zniechęcenie… Egoizm tak rzuca. Gdzie wyjście? Stać się dzieckiem Mądrości. Chrześcijanie wierzyli, że Mądrość ma trzy córki: Wiarę, Nadzieję i Miłość. To jest prawdziwa Mądrość: nie zwątpić w przychodzącego. Cokolwiek podpowiada egoizm – ja się trzymam Mądrości. Tego, co mi objawiła Mądrość Boża przychodząca w Chrystusie. Tego, co w Nim kontempluję, co kontempluje w Jego Słowie, w Jego okrzykach z Krzyża, w Jego Męce Śmierci i Zmartwychwstaniu, w Eucharystii i Sakramencie Pokuty. To jest Mądrość Miłości – która jest głupotą z punktu widzenia tego świata. Głupotą upartego przebaczania, upartego miłowania tych, którzy raz za razem zawodzą. Mądrość nie z tego świata – jest głupotą z punktu widzenia tego świata. Bo Mądrość rodząca wiarę, ufną nadzieję i w konsekwencji miłość włączającą w Miłość, w Życie, jest głupotą niewalczenia o swoje. Głupotą przebaczania tak, jak mi przebaczono. Tak, wydaje się że jestem głupi bo kocham tak jak zostałem pokochany – Miłością, która jest zgorszeniem nawet dla niektórych aniołów… I właśnie ta głupota jest najwyższym świadectwem o Prawdzie Mądrości. Dzieci Mądrości – wiara, ufna nadzieja i miłość – są przyznaniem Jej racji. Racji Chrsytusowi, który pierwszy stał się Głupotą, Zgorszeniem… Właśnie tak przyznaję rację Mądrości obajawiającej się w Chrystusie: gdy żyję z wiarą i ufnością chwila po chwili składając się w ramiona Miłości. Współ-żyjąc z Trójjedyną Miłością: kochając tak, jak jestem kochany. Miłością bezwarunkową, bezgraniczną, niezmordowaną, która nie umiera nigdy. Tylko taka Miłość jest potężniejsza niż śmierć: której nie da się przekonać, by przestała kochać. Nawet jeśli cały egoizm świata wrzeszczy, że to głupota – ja wiem, że to Mądrość. Mądrość nie z tego świata. Mądrość Ojca, która zajaśniała w Ukrzyżowanym i Zmartwychwstałym, która jaśnieje przed moimi oczami w Przychodzącym, którego widzę, jak chwila po chwili wybiega mi naprzeciw i porywa w swoje ramiona. Mądrość Miłości nienasyconej w kochaniu. Mądrość Miłości, która z Miłością porywa w swoje ramiona mnie, celnika i grzesznika.
I tu jest początek zdobywania Mądrości: przyznać się, żem celnik i grzesznik. I dopiero wtedy zobaczę Tego, który stał się moim Przyjacielem. Inaczej będę tylko zazdrośnikiem, przekonanym, że jestem pozbawiony przyjaźni. Paradokslanie, żeby odkryć Przyjaźń Boga, Jego Miłość, trzeba najpierw odkryć, że stałem się niepodobny do Miłości, że stałem się celnikiem grabiącym wszystko dla swojego egoizmu i grzesznikiem, który rozminął się z Życiem. Dopiero wtedy zobaczę, że Miłość stała się moim Przyjacielem – Przyjacielem celnika i grzesznika. Takich właśnie przyjaciół ma Pan. Jeśli się postawię – ja sam – poza tą grupą, sam się wyłączę spośród przyjaciół Pana. To nie ja mam siebie stawiać ponad celnikami i grzesznikami – ja mam kierowany dziećmi Mądrości (a właśnie to jest Mądrość: uznać się za przyjaciela Pana, za celnika i grzesznika) czyli wiarą, nadzieją i miłością, mam dać się porwać w ramiona Miłości tak, jak Miłość chce mnie tu i teraz porwać. Ona przychodzi porywać mnie do Życia. Do współ-Życia, które jest współ-kochaniem. Ja nie ma siebie czynić na obraz i podobieństwo Miłości. Ja
mam żyć wpatrzony w Przychodzącego, w Miłość przychodzącą by mnie porwać w ramiona, nie dać się przekonać egoizmowi, nie dać sobie wydrzeć wiary i nadziei, dać się porwać w ramiona Miłości i kochać razem z Miłością tak, jak Miłość tu i teraz mnie zaprasza. Mądrość – która jest głupotą z punktu widzenia tego świata. Ale tylko gdy żyję wpatrzony w taką Mądrość, żyję wpatrzony w Miłość, w Światłość. I wtedy staję się świadkiem Światłości. Staję się dzieckiem Mądrości. Ciekawe, że greckie słowo sofia, mądrość, ma dość sporo wspólnego ze słowem fos, czyli światło… Mądrość nie jest czymś wymyślonym. Jest czymś co mnie oświeca – przez wiarę i ufność, które prowadzą do miłowania. Zapatrzeć się nie w siebie, nie w egoizm, ale w Miłość, w Przychodzącego. I tak będę żył w Światłości. Oświecony Mądrością nie z tego świata. Mądrością gorszącej Miłości – Miłości siejącej zgorszenie swoim nienasyceniem w kochaniu. I to jest jedyne nienasycenie, które prowadzi do Życia. Każde inne prowadzi ku śmierci.
I to jest Kościół. To jest zgromadzenie celników i grzeszników, którzy zapatrzyli się, uwierzyli Miłości siejącej Światło będące zgorszeniem tego świata, poddanego pod myślenie zgorszonego anioła. Kościół, który właśnie tak – będąc gromadą celników i grzeszników uparcie wierzących, że Miłość przygarnęła ich jako przyjaciół i zaprosiła na Ucztę, uparcie celebrujących Ucztę Miłości w centrum siebie i w swoich wzajemnych relacjach – taki Kościół jest Światłością Narodów. Właśnie o to w tym wszystkim chodzi: o celników i grzeszników, którzy przestali zajmować się sobą, uwierzyli, że zostali przygarnięci do Domu Boga, do Serca Ojca, włączeni przez Nienasyconą Miłość do Jedności Trójcy, Jedności Życia będącego współ-miłowaniem – i w swojej codzienności, bez względu na wszystko co widzą i słyszą oczami ciała żyją Nowym Życiem, żyją Mądrością nie z tego świata: żyją tak, jak się żyje w Trójcy: kochają się wzajemnie. Wierząc niewzruszenie, że właśnie tacy, jacy są, zostali przygarnięci. I tylko o to chodzi Boskiemu Żarłokowi i Pijakowi: o Miłość. O kochanie wzajemne. Żebyśmy uwierzyli przygarniającej nas Miłości i przestali zabiegać o przygarnięcie, o Życie, uwierzyli, że Je mamy i skupili się na celebrowaniu Życia: na kochaniu się wzajemnym w wierze, że już zostaliśmy przygarnięci do Jedności Boga.
Uparcie, wbrew wszystkiemu, wracać do wiary, nadziei – i Miłości. Do Życia. Śmierć zaczyna się od skupienia się na sobie zamiast na Przychodzącym.