Były uśmiechy, łzy wzruszenia i moc podziękowań. 1 października brat Mariusz Świerczyński SAC świętował w kościele pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Ząbkowicach Śląskich 25. rocznicę konsekracji.
Najważniejsza w tym dniu była oczywiście Msza Święta, na której zebrało się kilkudziesięciu duchownych, aby podziękować Bogu za życie i powołanie brata Mariusza.
- Brat Mariusz wykonuje pracę, bez której nie mogłaby istnieć żadna wspólnota zakonna. Zaliczyć go można do ludzi trzymających się raczej w cieniu niż w centrum. Próbujący dogadać się z ludźmi i ze zwierzętami. Nietolerujący nieróbstwa, lenistwa, a najbardziej nieznoszący zbytecznego gadania - mówił podczas Eucharystii ks. Adrian Galbas SAC, prowincjał pallotynów.
Kim jest brat Mariusz? Do Stowarzyszenia Apostolskiego Katolików wstąpił 29 września 1992 roku. Sześć lat później w swojej rodzinnej parafii w Drzycimiu koło Gródka został konsekrowany.
Zanim jednak do tego doszło, pierwsze lata swojej nowej drogi życia spędził w Ząbkowicach Śląskich, gdzie pallotyni rozpoczynają swój nowicjat. Później powędrował do Szczecina, Wałbrzycha, Poznania, Częstochowy, Rzymu i Gdańska, aby powrócić do Ząbkowic.
Podczas tych 25 lat pracował jako katecheta, ale wykonywał też proste, służebne prace. Był zakrystianem, furtianem, pomocnikiem ekonoma i rektora domu, rolnikiem, pielęgniarzem i drukarzem.
- Bardzo zależy mu na naszym domu. Traktuje go jak własny i czuje się za niego odpowiedzialny. Dla mnie jako przełożonego taka osoba to skarb. Bardzo chciałem, żeby na początku mojej posługi w tym miejscu był razem ze mną - mówi ks. Marek Chmielniak SAC, rektor ząbkowickiej wspólnoty.
Dziś brat Mariusz pracuje jako gospodarz domu stowarzyszenia i ogrodnik. Swoją posługę jako brat zaczął dlatego, że nie miał matury i nie mógł wstąpić do seminarium. Teraz uważa, że to najlepsze, co mogło go spotkać, i dziękuje Bogu za swoje powołanie do tej roli.
- „Brat” to najpiękniejsze słowo, jakie istnieje. Oznacza kogoś bliskiego. Często zdarzało się, że ludzie, którzy mieli jakieś problemy w swoim życiu, zwracali się do mnie. Do księdza by pewnie nie poszli, bo to stwarza jakiś dystans, a do brata idzie się jak do kogoś bliskiego - mówi br. Mariusz.
- Brat Mariusz jest bardzo otwartym człowiekiem. Gdy zachorowałam, poprosiłam go, żeby pomodlił się za mnie. A on to: "Już odmówiłem" - wspomina pani Edyta, parafianka.
- To jest dusza człowiek. Na każdy temat można z nim porozmawiać. Taki prawdziwy brat. Opiekuje się innymi zakonnikami - i tymi najmłodszymi, którzy dopiero są w nowicjacie, i tymi najstarszymi. Jest wspaniałym pielęgniarzem - opowiadają Ewa Kasprzyk i Bogumiła Ługała z miejscowej przychodni zdrowia.
(obraz) |