Łk 9,51-56: Gdy dopełnił się czas Jego wzięcia z tego świata, postanowił udać się do Jerozolimy i wysłał przed sobą posłańców. Ci wybrali się w drogę i przyszli do pewnego miasteczka samarytańskiego, by Mu przygotować pobyt. Nie przyjęto Go jednak, ponieważ zmierzał do Jerozolimy. Widząc to, uczniowie Jakub i Jan rzekli: Panie, czy chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich? Lecz On odwróciwszy się zabronił im. I udali się do innego miasteczka.
Czas wzięcia to greckie analambano - bardzo aktywne, wręcz „żarłoczne” wzięcie w górę. Przepraszając wrażliwych za określenie, ciśnie mi się na usta stwierdzenie: żarłoczna Miłość Ojca, Pana Zastępów, chce wziąć Jezusa, Syna, całkowicie, bez reszty, w pełni, aż do końca... W dzisiejszej Ewangelii pojawia się jeszcze jedno słowo, które oznacza „branie”: gdy samarytanie „nie przyjęli Go”: po grecku pojawia się tu dechomai. To słowo jest całkiem dobrze przetłumaczone jako „przyjęcie”. O ile lambano to branie aktywne, żarłoczne wręcz - do którego zachęca Jezus na Ostatniej Wieczerzy - o tyle dechomai to branie bardziej pasywne, ale naznaczone życzliwością, chęcią przyjęcia. Przyjmuję, ochotnie biorę to, co ktoś chce mi podać - ale inicjatywa należy do podającego. Lambano wyraża większą inicjatywę przyjmującego - „dający się” Jezus jest do dyspozycji „biorącego” Ojca. Ojciec decyduje jak i gdzie „weźmie” Syna. Dokładnie tak samo Syn jest do naszej dyspozycji: oddaje się w nasze ręce. Weźcie wy sobie mocno do serca, że Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi... Inicjatywa jest nasza - gwałtownicy zdobywają Królestwo. Dlatego Jezus woła - Miłość chce być „brana” w całości, bez reszty, taka jaka się nam daje i jak się daje. Jezus jest „brany” przez Ojca po to, by Go rozdać nam w całości i bez reszty. To się dzieje na Eucharystii - kiedy stajemy w Nowym Jeruzalem i jesteśmy świadkami brania i rozdawania. I gdzie jest miejsce na moją inicjatywę brania. Spożywania, picia. Bierzcie! - woła Miłość. Jedzcie, pijcie! Nie została przyjęta - chce być brana! Misterium Miłości Boga, całkowicie niepojęte po ludzku: im bardziej Miłość jest nieprzyjęta, tym bardziej chce być brana! Gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze bardziej rozlała się Łaska...
Wypełniają się dni Jego wzięcia - i czyni swoją twarz „ustawioną” ku Jerozolimie. Tak dosłownie mówi greka: że Jezus wpatrzył się w Jerozolimę, gdzie ma być żarłocznie wzięty przez Miłość, w którą On równie żarłocznie chce się rzucić!!! Wpatrzył się bezwzględnie i idzie niepokonany i niezatrzymany: jeśli nie tędy, to inną drogą, ale uparcie do Jerozolimy, w ramiona Ojca. W Miłość. Miłość idzie do Miłości. Miłość Syna chce być w ramionach Miłości Ojca. Nic Jej nie powstrzyma - żeby się nie rzucać uparcie w te ramiona, które z kolei rozdają Syna ludziom... Nic nie powstrzyma Jezusa w wędrówce ku Ojcu - która jednocześnie jest wędrówką ku ludziom. Kupi rozdaniu się - aż do ostatniej kropli Krwi, aż do ostatniego kęsa Ciała. Dlatego w Jerozolimie Jezus rozdaje się na Ostatniej Wieczerzy, ale tam też zmartwychwstaje i wstępuje do Nieba. Wstępowanie do Nieba jest równocześnie rozdawaniem się ludziom do końca. Oto jestem z wami aż do skończenia świata...
Tego nie rozumieją uczniowie Jan i Jakub: Miłość nie może dać się na siłę - może być przyjęta, wzięta, ale nie może się na siłę wcisnąć. A przecież przyszła kochać - wszystko, co się uczyni na siłę zniszczy Miłość. Miłość nie może się dawać na siłę - i nie może być wzięta na siłę. Pokusa rajska to właśnie pokusa brania Miłości na siłę, po swojemu, tak jak ja chcę. Tu zaś pojawia się druga pokusa egoizmu: jeśli już się dawać - to też po swojemu, jak ja chcę, na siłę. A jak nie biorą - to zniszczyć... To nie jest Miłość wtedy. Łatwo poznać, czy faktycznie chcę czynić Miłość: gdy próbuję coś dać na siłę, przemocą. Może i mam rację - ale daję tę rację, daję tę Prawdę przemocą, krzykiem, podstępem itd. I po Miłości... Sprowadziłem ogień, który niszczy - nie dałem ognia Ducha, który ożywia i uświęca. Jakże łatwo dać się sprowokować! Jakże podstępny jest egoizm i jakże podstępna jest pycha! Jakże łatwo człowiekowi przejść od miłości do nienawiści - bo nie wziąłeś mojej miłości tak, jak chciałem ci dać... I po miłości...
A Jezus jest Miłością bezwzględną, bez cienia niemiłości. Nieprzyjęty - idzie dać się inną drogą. Odrzucony - szuka możliwości dania się inaczej. Gdy na jedną Eucharystię nie przyszedłem - uparcie będzie sprawował swoją Jedyną Ofiarę nieustannie aż do skończenia świata. Będzie uparcie trwał pośród nas i wołał: bierzcie! Im bardziej jest odrzucony - tym bardziej uparcie wraca. Gdzie wzmógł się grzech, jeszcze bardziej rozlała się łaska. Uparcie idzie ratować człowieka - bo nie przyszedł człowieka zgubić, ale ratować.
Część kodeksów zawiera dodatkowe słowa, wypowiedziane przez Jezusa do Jakuba i Jana: nie wiecie, jakiego ducha jesteście - Syn Człowieczy nie przyszedł, by psyche ludzkie zniszczyć, ale ratować... Cała sztuka jest w rozumieniu psyche. Jakie psyche Jezus ratował w sobie? Za jaką cenę? Na czym polega Miłość Jezusa do siebie? Jezus za wszelką cenę nie dał się wyrwać z ramion Ojca. To jest psyche, życie Jezusa: trwać w ramionach Ojca. Nawet torturami, nawet biczowaniem i koronowaniem cierniem, wyzwiskami i kpinami, Krzyżem i torturami nie dało się Go zmusić, by wyszedł z ramion Ojca - by przestał dawać się Ojcu po to, by być rozdawany ludziom. Tym ludziom, którzy Go nie przyjęli, wybrali Barabasza, torturowali Go... Tylko tak jestem z Nim do końca w ramionach Ojca: gdy daję się wraz z Nim ludziom, jak On. W Miłości. Rozdany jak Chleb, jak Wino. Tak, różne rzeczy ludzie mi uczynią. Tak, będzie się działo wszystko, żebym za cenę wyjścia z ramion Ojca zaczął walczyć o inne psyche, inne życie polegające na trwaniu w ramionach tego świata. I nie umiłowali swojego życia na tym świecie... kto miłuje swoje życie na tym świecie - straci Życie... A kto traci życie z Mego powodu - ten zyskuje Życie... Mogę żyć w ramionach tego świata - albo w ramionach Ojca. Razem z władcą tego świata, w więzieniu prochu i żywiąc się prochem - albo razem z Jezusem, w słodkim jarzmie Miłości i żywiąc się Miłością. Uczta tego świata - albo Uczta Królestwa. Życie tego świata - albo Życie Syna w ramionach Ojca. Ustawić swoją twarz jak głaz - wiedząc że nie doznam wstydu, bo na końcu wystąpi On, mój Obrońca. Miłość jest moją Mądrością - moim Życiem - moim Usprawiedliwieniem. Nie mądrość świata, mądrość ludzka, logika ludzka - ale Mądrość nie-ludzka. Logika nie-ludzka. Mądrość nie-ludzkiej Miłości, nie z tego świata. To jest Cel: Miłość nie z tego świata, w której nie ma cienia czegokolwiek z tego świata: pychy i egoizmu. Tak, to oznacza pójście drogą, na której ginie pycha i egoizm. To boli. To po ludzku - w myśleniu człowieka skażonego grzechem pierworodnym - jest absurdalne. Dlatego Piotr się buntuje, dlatego uczniowie nie widzą co czynią... Nie widzą jakiego ducha są - ducha tego świata, nie ducha Miłości która rozdaje się do końca, do ostatniej kropli. Do ostatniego Tchu. Kocha do końca - nawet krzyżowana kocha krzyżujących. Tak jest do końca w ramionach Ojca, które rozdają Miłość światu, który nie zna Miłości. Tylko tak można przekonać o Miłości: uparcie dając Miłość. Droga Miłości jest drogą po ludzku niepojętą, gorszącą - bo wszyscy chorzy jesteśmy na grzech pierworodny, wszyscy gorszymy się zamiarem Jezusa jak Piotr, wszyscy reagujemy nieraz jak Jakub i Jan. Dlatego Jezus nas ciagle gromi - dosłownie: egzorcyzmuje. Egzorcyzmuje z ducha tego świata, z ducha zaślepienia na Miłość, z ducha egoizmu i pychy. Egzorcyzmuje Miłością wyznaną z Krzyża. Miłością wyznaną w wydanym do końca Ciele i wylanej do końca Krwi. Tu jest Prawdziwa Miłość, w której nie ma cienia skazy, zmarszczki czy czegoś podobnego. Tu się rodzi nieustannie Oblubienica: Kościół, w którym nie ma cienia skazy, zmarszczki czy czegoś podobnego. Kościół, który jest darem dla wszystkich, nawet gdy jest nieprzyjęty. Nawet gdy jest prześladowany - jest darem jak Chleb, którym się karmi. I ja - członek Ciała, które biorę i jem. W Jedności z Zaślubiającym - jestem darem. Wbrew ludzkiej logice.