Wieloletniego kapłana, odznaczonego tytułem Honorowego Kanonika Kapituły Wrocławiskiej, ks. Jana Myjaka pochowano 19 października na miejscowym cmentarzu.
14 października w wieku 83 lat, po wielu latach ciężkiej choroby, zmarł ks. Jan Myjak. Na jego pogrzeb przybyły setki wiernych, aby towarzyszyć mu w ostatniej drodze. Mszę pogrzebową odprawił abp Józef Kupny, ponieważ zmarły kapłan, mimo rezydowania w Kudowie-Zdrój, był księdzem archidiecezji wrocławskiej.
Homilię wygłosił ks. Romuald Brudnowski, który po ks. Janie objął obowiązki proboszcza w parafii pw. św. Bartłomieja Apostoła w Czermnej. Księża znali się od 36 lat, co zaznaczył w swoich wspomnieniach ks. Romuald, przypominając czasy, gdy w 1981 r. przyszedł jako wikariusz do parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa, a dziś parafii pw. Miłosierdzia Bożego.
- Lubiłem przyjeżdżać do Czermnej. Odpowiadał mi surowy tryb życia ks. Jana, zapach miodu z proboszczowskiej pasieki na plebani i pstrągi z górskich potoków własnoręcznie złowione i przyrządzane przez ks. Myjaka. Pociągała mnie jego prosta i góralska mądrość. Nie zapomnę, jak w pewnym bardzo trudnym momencie mojej wikariuszowskiej posługi przyjechałem roztrzęsiony na plebanię szukać rady. Mądre słowa ks.Jana przydały mi takiej mocy, że chyba zrozumiałem wówczas eksplozję entuzjastycznej radości chromego spod bramy w Jerozolimie, gdy usłyszał on od Piotra: "W imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka - chodź" - wyjaśniał.
Homileta dodał również, że w przypadku ks. Jana określenie "zmarł" nie pasuje do jego przekonań i silnej wiary. - On odszedł z tej ziemi i jest teraz w Domu Pana - dodał.
Jego byli parafianie również wspominają go jako swojego przyjaciela. - Kiedy byłem dzieckiem, służyłem księdzu Myjakowi jako ministrant, później los zrządził, że był moim sąsiadem. Często się spotykaliśmy, jedliśmy wspólnie, dużo rozmawialiśmy na różne tematy. W 2011 r., gdy zostałem szafarzem, zaproponowałem mu, że będę mu pomagał odprawiać Mszę św. i tak robiliśmy przez sześć lat razem z moimi synami w każdą niedzielę i święta - opowiada Daniel Dubaniewicz, nauczyciel w miejscowej szkole i szafarz.
Ksiądz Jan pochodził z Ziemi Sądeckiej. Do Wyższego Seminarium Duchownego wstąpił aż we Wrocławiu. W latach 50. ubiegłego stulecia Ziemie Odzyskane odczuwały brak księży. W tamtym czasie w Polsce szalał komunistyczny terror, który dotknął Kościół. Klerycy oprócz tego, że studiowali teologię i filozofię, pracowali też w gospodarstwach rolnych i odgruzowywali Wrocław.
21. czerwca 1959 r. z rąk bp. Bolesława Kominka przyjął święcenia kapłańskie. Został posłany do parafii pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Strzelinie, a następnie do parafii św. Barbary w Nowej Rudzie, później zaś do parafii Świętego Ducha w Bielawie i parafii Świętych Piotra i Pawła w Kątach Wrocławskich. Tam w 1966 r. zakończył wikariuszowski staż, trafiając do parafii pw. Michała Archanioła w Lewinie Kłodzkim jako proboszcz na 6 lat. Później na długie lata osiadł w Kudowie-Zdroju-Czermnej.
- Katechizując, opiekując się kościołami, administrując parafie, służył tysiącom ludzi. Zaspakajał ich duchowe potrzeby, czynił to ponad 50 lat. Pod koniec życia z coraz większym trudem. Za to chcemy mu podziękować przez udział w jego pogrzebie - mówił ks. Jan Szetelnicki, wspominając zmarłego.