Łk 17,1-6: Jezus powiedział do swoich uczniów: Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą. Byłoby lepiej dla niego, gdyby kamień młyński zawieszono mu u szyi i wrzucono go w morze, niż żeby miał być powodem grzechu jednego z tych małych. Uważajcie na siebie. Jeśli brat twój zawini, upomnij go; i jeśli żałuje, przebacz mu. I jeśliby siedem razy na dzień zawinił przeciw tobie i siedem razy zwróciłby się do ciebie, mówiąc: żałuję tego, przebacz mu. Apostołowie prosili Pana: Przymnóż nam wiary. Pan rzekł: Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, powiedzielibyście tej morwie: Wyrwij się z korzeniem i przesadź się w morze, a byłaby wam posłuszna.
Słowo „zgorszenie” dosłownie po grecku oznacza coś, o co można się potknąć i upaść albo wpaść w pułapkę. Na przykład Jezus mówi do Piotr najpierw, że jest Skałą, fundamentem Kościoła, ale gdy Piotr zaczyna rozumować po swojemu, słyszy, że stał się „zawadą”, po grecku właśnie owym „gorszycielem”... Ze Skały stał się kamieniem, o który można się potknąć - gdy zaczął rozumować po ludzku. To znana scena spod Cezarei Filipowej, gdy Jezus pytał uczniów za kogo Go uważają. Dopóki Piotr nie kierował się „ciałem i krwią” czyli mądrością swoją, ludzką, przyrodzoną, nabytą od tego świata, dopóki kierował się tym, co mu mówi Duch Ojca, widział Prawdę: o Jezusie i o sobie. Gdy zaczął myśleć po ludzku, przestał widzieć Prawdę, zapatrzył się kłamstwo, stał się szatanem, czyli przeciwnikiem, oraz pułapką, kamieniem prowadzącym do potknięcia się i upadku. Tylko wtedy, gdy człowiek wyrzeknie się wszystkiego i przyjmie całkowicie punkt widzenia wiary, którą głosił Jezus, tylko wtedy człowiek zobaczy Prawdę. To, co nas oślepia i prowadzi w pułapkę - i na dodatek z nas czyni prowadzących innych w pułapkę - to zapatrzenie w kłamstwo. Zasłuchanie w kłamstwo. Niepodobna, żeby to się nie wydarzyło, nie przyszło - niepodobna, by nie doświadczać pokus, prób zwodzenia itd. Niepodobna. Niemożliwe jest zachować wolność człowieka, jeśli nie da się mu wyboru - dlatego ludzkość od początku, od Adama i Ewy, posiada wybór: między Drzewem Życia a drzewem śmierci. Między Prawdą i kłamstwem. Co mówi Prawda? Jesteś jak Bóg. Co mówi kłamstwo? Nie jesteś jak Bóg, musisz sobie to zdobyć. To jest wszelka przyczyna upadku, wszelka pułapka na człowieka: coś ci brakuje i sam musisz sobie to zdobyć... Stąd się bierze zabójstwo Abla: z mniemania Kaina, że coś mu brakuje. Coś, co ma Abel, a czego nie ma on, Kain. Smutek. Smutek jest oznaką, że idę za zgorszeniem, idę w pułapkę. Radość w Panu jest ostoją. W Panu - w Prawdzie, którą On przynosi. Smutek jest oznaką, że grzech się łasi u moich stóp: grzech, który jest niesprawiedliwością wobec Boga. Grzech, który polega na uczynieniu kłamcy z Boga a przyznaniu wiary temu, który jest kłamcą i zabójcą od początku. To jest fundamentalny grzech, z którego wynika każdy inny grzech: danie wiary kłamcy zamiast Prawdomównemu Bogu. Totalne odwrócenie: ten, który jest kłamcą, w naszych oczach uchodzi za prawdomównego. A Bóg, który jest Prawdą, w naszych oczach uchodzi za podejrzanego... Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy...
Bóg od początku uczynił nas swoim obrazem i podobieństwem. Od początku. Nigdy z tego nie zrezygnował, co objawił w Chrystusie, co objawia w każdym Sakramencie Pokuty i w każdej Eucharystii. To jest właśnie Dobra Nowina: nie zrezygnowałem z ciebie, dalej jesteś Moim dzieckiem, moim obrazem i podobieństwem. Daj z siebie wydobyć Moje podobieństwo! Daj z siebie wydobyć Moją zdolność do czynienia Miłości - a odkryjesz, że faktycznie Ja, Bóg który jest Miłością, nie zrezygnowałem z zamiaru wyznawania się w tobie światu. Właśnie na tym to polega: ja, człowiek, w zamiarze Bożym od początku jestem pomyślany jako ten, który ma władzę wyznawać światu Prawdę o Bogu. Prawdę o Bogu, który jest Miłością. Od początku tym, co mnie wyróżnia, jest zdolność do świadomego i dobrowolnego czynienia Miłości wobec świata, wobec braci i sióstr, wobec wszelkiego stworzenia. Zdolność przemienienia w Miłość wszystkiego, co wezmę w swoje ręce. To jest dowód, że Bóg mówi Prawdę: jestem zdolny świadomie i dobrowolnie czynić Miłość, która służy - tak samo jak Jezus, Syn Boży, który służy mi na Eucharystii i w Sakramencie Pokuty. Niczego mi nie brakuje - jestem zdolny nawet czynić najwyższą formę Miłości, jaką jest przebaczenie, Miłosierdzie. Jestem zdolny wyznawać Ojca jak mi wyznał z Krzyża Jezus. Jestem zdolny do tego - ale nie mam obowiązku używać tej zdolności. Miłość jest kwestią wolności, jest kwestią decyzji. To ja decyduję, czy chcę kochać, czy chcę służyć. Ja. Więc wystarczy skupić mnie na sobie, na swoim egoizmie, na swoich oczekiwaniach, namiętnościach, zachciankach, na swoim lenistwie, skupić mnie na tym, czego mi rzekomo brakuje - a stanę się niezdolny do podejmowania decyzji Miłości. Zajmę się wszystkim innym tylko nie Miłością. I będę doświadczał coraz większego głodu, niespełnienia itd. - ale ponieważ jestem pogubiony, uwierzyłem w kłamstwo że mi coś brakuje, to będę się coraz bardziej kurczowo rozglądał co niby jeszcze zdobyć i zrobić ze sobą, zamiast wpatrzeć się w Miłość i czynić Miłość, która mi się wyznaje i składa się uparcie we mnie w każdej Eucharystii. Kłamstwo jest przyczyną zgorszenia i upadku. Kłamstwo o Bogu, które jest automatycznie kłamstwem o człowieku. Kłamstwo o Miłości. Jan w pustym grobie Jezusa uwierzył: że Miłość jest właśnie Tym, o którego chodzi. Uwierzył - jak sam pisze - że Jezus jest Synem Bożym i wierząc odtąd miał Życie w Imię Jego. Życie Miłości. Uczeń umiłowany, który kochał jak był kochany - i to jest właśnie Życie ludzi. To jest właśnie Światło Prawdy, które zabłysło w Jezusie: Prawdy o Bogu, który jest Miłością i o człowieku, który nosi w sobie zdolność do Miłości. Życie to kochanie. Życie Boga, Życie Miłości polega na tym, że Miłość kocha. I ja, stworzony na obraz i podobieństwo takiego Boga, żyję Jego Życiem, Życiem Miłości, tylko gdy kocham - tak, jak jestem kochany.
Jezus nie dał zgorszenia, wyznał do końca Prawdę o Ojcu, bo nigdy nie dał sobie wydrzeć przekonania, wiary w to, że jest Synem Ojca. Właśnie o to chodziło Jego prześladowcom: jakże prosty Cieśla z Nazaretu ma czelność nosić w sobie przekonanie, że jest Synem Boga? Musimy Mu to przekonanie wydrzeć, wybić - udowodnić Mu, że nie jest Synem Boga, a jak się nie da, to Mu biczami i Krzyżem wybić to z głowy... Okazało się, że się nie da. Nie da się zmusić Jezusa by dał zgorszenie - by zanegował Prawdę o Ojcu i o Sobie. Nie da się zmusić Jezusa, by przestał wyznawać Miłość. To jest tożsamość Jezusa, Syna Bożego: jestem Miłością jak Ojciec. I Jezus nieustannie tę tożsamość potwierdzał sobie i innym: czynił Miłość na każdym kroku. Nawet z Krzyża. Dał sobie założyć na kark kamień młyński Krzyża i dał się wrzucić w otchłań - ale nie przestał kochać. Jezus o tym mówi dzisiaj: z większym zyskiem jest dać sobie założyć kamień młyński i dać się wrzucić w otchłań, niż dać zgorszenie - dać się sprowokować do nie-Miłości... Nie-Miłość jest śmiercią prawdziwą. To, co my uważamy za śmierć i otchłań, jest śmieszne. Za to zabicie w sobie Miłości jest prawdziwą grozą: zabiłem w sobie Boga... To jest groza... A ilu z nas nosi w sobie taką grozę? Prawdziwą grozę... Brak Miłości, brak Boga, którego zabiłem w sobie, bo dałem się znęcić albo sprowokować do nie-Miłości... Uwierzyłem w kłamstwo, że zdobycie czegokolwiek jest warte poświęcenia Miłości... Przeciwieństwo wiary ucznia umiłowanego. Przeciwieństwo Dobrej Nowiny, którą głosił Jezus. Pierwotne kłamstwo największego gorszyciela, skandalisty: diabła. Kłamstwo, że istnieje jakikolwiek powód, dla którego warto poświęcić Miłość...
A Miłość polega na tym, że zostałem przygarnięty. Moja zdolność do czynienia Miłości wynika tylko i wyłącznie z faktu, że zostałem włączony do Jedności Ojca i Syna i Ducha Świętego. Jestem domownikiem Boga, domownikiem Trójcy. Jestem. Może nie widzę tego oczami ciała, nie czuję tego emocjonalnie itd. Ale jestem. JESTEM. I każdy gest Miłości, która służy, która jest miłosierna, jest dowodem dla mnie i dla innych, że to Prawda: że JESTEM przygarnięty, włączony we Wspólnotę Tego, który JEST Miłością. Tylko na mocy tego przygarnięcia jestem zdolny do świadomego i dobrowolnego dawania Miłości Miłosiernej. I mój brat, moja siostra - każdy, kto jest człowiekiem - jest przygarnięty do tej samej Wspólnoty. Wszyscy jesteśmy kimś JEDNYM w Chrystusie. We Wspólnocie Trójcy. To, co mówi ciało i krew - co mi mówią zmysły i emocje ciała - to jest nieprawda. Bo widzę mojego brata, który jest oddzielony ode mnie. Na płaszczyźnie Prawdy, na płaszczyźnie Ducha jesteśmy w Jedności. I to Jedności niewyobrażalnej: Jedności Trójcy. Ja i on. Zamiast go gorszyć - zamiast traktować go bez Miłości - wyznaję mu Miłość, bo tak żyję w Prawdzie, w Świetle.
Jezus mówi o bracie, który zgrzeszył. Słowo greckie oznaczające grzech tak dosłownie oznacza minięcie się z celem. Grzech rozmija mnie z Bogiem, z Miłością - a więc ze mną samym. Nie wiem kim jestem. A jestem przecież dzieckiem Boga, zdolnym do Miłości. To jest moja tożsamość, której warto bronić nawet za cenę zmielenia w żarnach, rzucenia w otchłań Krzyża. To pokazał Jezus: że tej tożsamości, tożsamości Syna, tożsamości dziecka Bożego zdolnego dawać światu Ojca, warto bronić za cenę Krzyża nawet. Cóż może spotkać mnie większego, jak bycie dzieckiem Boga? Jak możliwość dawania Miłości, dawania Ojca? Mój brat czasami o tym zapomina - grzeszy. Czego wtedy potrzeba? Jezus mówi: epitymeo. Dosłownie oznacza to nie tyle upomnienie, co przypomnienie o prawdziwej wartości - adekwatnie do sytuacji. Jezus mówi: gdy brat twój zgrzeszy, gdy idzie w błąd, odchodzi od Miłości - przypomnij mu o jego prawdziwej wartości. Jak? Wyznaj mu wartość - wyznaj mu Miłość w sposób odpowiedni do sytuacji. Ile razy? Zawsze. Jezus tak nas traktuje. Dokładnie tak - w Sakramentach. Uparcie, zawsze przypomina nam tożsamość i wartość - wyznając nam Miłość w sposób odpowiedni do sytuacji. Ile razy? Zawsze.
Ale co wtedy, gdy całe moje człowieczeństwo, cała moja krew się burzy, całe moje ciało krzyczy, żeby brata znienawidzić? Co wtedy? Jak widzieć w nim kogoś, z kim jestem Jedno na mocy przygarnięcia do Jedności Trójcy?
Panie! Przymnóż wiary! - wołają uczniowie. Oni zrozumieli, co mówi Jezus. Naprawdę trzeba nielichej wiary w to, że faktycznie ja i mój brat jesteśmy w Jednej Wspólnocie Trójcy - żeby umieć przebaczać. Konkretnie Jezus mówi: gdy twój brat się nawróci - odpuść mu... Gdy wyprostuje się bratu myślenie - pozwól mu chodzić wolno. Daj mu wolność - by mógł kochać. Wybierać i kochać. Świadomie i dobrowolnie. To jest szczyt wartości człowieka: że mogę świadomie i dobrowolnie decydować się by kochać. I to jest cel Boga: doprowadzić mnie do tego, bym świadomie i dobrowolnie chciał i decydował się czynić Miłość, która służy. Mam nie tylko władzę dawać Miłość, przebaczać - ale dając Miłość, dając Miłosierdzie mam władzę stwarzać ludzi! Doprowadzać ludzi do odkrywania ich prawdziwej wartości, prawdziwej tożsamości - i mogę ich uczyć prawdziwego człowieczeństwa, szczytu który jest świadome i dobrowolne decydowanie się, że chcę i czynię Miłość. Spożywam z Drzewa Życia Boga. Bóg oddał każdemu z nas wszystko - nawet władzę stwarzania ludzi. A także władzę niszczenia - nieprzebaczeniem... Władza stwarzania nierozerwalnie wiąże się z władzą niszczenia - której Bóg nigdy nie używa, ale którą my używamy namiętnie... niszcząc kogokolwiek Bóg zniszczyłby siebie, Miłość. Ja niszcząc kogokolwiek niszczę siebie... niszczę w sobie i w nim Miłość... Tajemnica Jedności, w której jesteśmy.
Panie, przymnóż wiary! Dosłownie wołają: dostaw nam wiary. Twojej wiary, Twojego przekonania - bo nam tak łatwo zapomnieć, kim jesteśmy my i nasi bracia i siostry... I Jezus to robi: w każdej Eucharystii dostawia do mnie samego siebie. By mnie wciąż na nowo przekonywać o tym, kim jestem. Trzeba mi wiary ziarnka gorczycy: pokornej i tą pokorą niezłomnej. Właśnie na tym to polega: to, co czyni moją wiarę niezłomną jest pokora prochu, który ma świadomość, kim się stał dzięki Miłości. Jestem prochem sam z siebie. Gdy doświadczam, że jestem człowiekiem, doświadczam, że jestem - ja, proch - przygarnięty ramionami Ojca. Każde doświadczanie, że jestem kimś więcej niż ziarnem prochu, jest doświadczaniem przygarnięcia. Wszystko wynika z tego, że jestem przygarnięty. Największą niesprawiedliwością, która zagłębia mnie w prawdziwej otchłani, jest przypisanie czegokolwiek sobie. Wszystko wynika z tego, że jestem przygarnięty, włączony ramionami Ojca, którym są Jezus i Duch, w Jedność Trójcy. Pokorna wiara prochu, który na każdym kroku doświadcza, kim się staje w ramionach Ojca. Pokorna wiara ziarna gorczycy, które choć widzi, że jest najmniejsze, wierzy niezłomnie w to, że jeśli obumrze w ziemi, stanie się wielkim drzewem. Pokorna wiara w to, że jeśli w ramionach Ojca umrę wraz z Jezusem - tu i teraz - dla mojej pychy i egoizmu, które drą się we mnie wielkim głosem, to stanę się Wielkim Drzewem, z Jezusem w Jezusie i przez Jezusa. Pokorna wiara - która wierzy, choć nie widzi. I zaczyna widzieć dlatego, że wierzy. Jestem w ramionach Ojca. Dlatego JESTEM. To jest moje JESTEM w tej chwili: ramiona Ojca, które mnie obejmują i czynią mnie zdolnym do dawania Ojca, Miłości która służy i przebacza. Przebacza nie dlatego, że musi - ale dlatego, że w ten sposób jest sobą. Pokorna wiara, która nic nie przypisuje sobie, otwiera oczy i daje moc, by czynić Miłość. By BYĆ i to jeszcze być SOBĄ. Miłością.