Po ponad miesiącu pracy do świdnickiej uczelni kształcącej przyszłych księży wezwano rodziców młodych mężczyzn. Czy to wywiadówka? Co mówiono najbliższym kleryków?
Spotkania z rodzicami to już tradycja świdnickiego seminarium. Od początku jego istnienia moderatorzy chcieli uspokoić tych, którzy wysłali swoje dzieci do tej uczelni.
Aby nie stwarzać formy wywiadówki, zorganizowano dzień skupienia, którego program zawierał Mszę św., spowiedź, wspólną modlitwę czy spotkania z przełożonymi.
Tym razem przedstawiono zebranym nowych księży pracujących w WSD - prefekta ks. Tomasza Ziębę, który wygłosił w czasie Mszy św. homilię, i ks. Piotra Gołucha, odpowiedzialnego za powołania.
Ten drugi poprowadził konferencję, w której wyjaśniał, że powołanie kapłańskie jest wejściem w większą wspólnotę, w rodzinę Jezusa. Swoje rozważania oparł o słowa Chrystusa wypowiedziane do uczniów, gdy na zewnątrz zobaczyli Jego krewnych (Mk 3,31-35).
- Chciałem pokazać rodzicom, że to nie jest tak, iż tracą swoje dzieci. Wręcz przeciwnie. Ta rodzina rozrasta się bardziej niż w przypadku zawarcia małżeństwa. Ważne jest też to, że bycie rodzicem księdza też jest powołaniem, w którym Pan Bóg ich zaprasza do otwarcia serca na Jego działanie - mówił ks. Piotr. Przygotowując się do występu, zapytał rodziców już wyświęconych księży, co na takim spotkaniu chcieliby usłyszeć.
A jak dzień skupienia odebrali rodzice alumnów z pierwszego roku?
- Ten dzień sprowokował mnie do przemyśleń. Nie było to takie mówienie o naszych synach, o ich ocenach czy zachowaniu, ale o wspólnocie seminaryjnej, o tym, jak wygląda ich życie tutaj. O kolejnych stopniach, które czekają kandydatów do kapłaństwa. Przyznam, że wcześniej się trochę bałam, że mój syn nie wytrwa przy tych wszystkich obostrzeniach. Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie to miejsce. Ale dziś widzę, że czuje się tu jak w domu. Obserwowałam go w czasie Mszy św. i innych części programu, i widzę, że jest mu tu dobrze - przyznaje pani Krystyna, mama jednego z czterech kleryków pierwszego roku.
Spotkaniu w refektarzu towarzyszyła radość i poczucie więzi między podopiecznymi a przełożonymi, którzy tym razem wmieszali się w grona zaproszonych gości, by w czasie posiłku nawiązać z nimi relacje.