Łk 10,21-24: W tej właśnie chwili Jezus rozradował się w Duchu Świętym i rzekł: Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Ojciec mój przekazał Mi wszystko. Nikt też nie wie, kim jest Syn, tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić. Potem zwrócił się do samych uczniów i rzekł: Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie. Bo powiadam wam: Wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli.
Jezus rozsyła siedemdziesięciu dwóch uczniów. Daje im wskazówki, które kończy przestrogą wobec miast, które nie przyjmą Jego wysłańców. Ta przestroga jest kontynuowana jako zapowiedź marnego losu Korozain i Betsaidy - miast, które nie rozpoznały czasu nawiedzenia... W nich pierwszych spełnia się przestroga Jezusa: nie rozpoznały samego Jezusa... Potem wracają uczniowie Jezusa - rozradowani efektami swojej działalności. Wtedy właśnie Jezus wypowiada słowa, które czytamy w dzisiejszej Ewangelii. A potem pojawia się pytanie o najważniejsze przykazanie, przypowieść o Miłosiernym Samarytaninie i wizyta u Marii i Marty. Marto Marto...
O co tu idzie? O Miłość, o czym świadczy centralna perykopa: największe przykazanie... Jezus wysyła uczniów po dwóch - aby we wspólnocie byli świadkami Miłości, Wspólnoty Miłości, którą jest Bóg Trójjedyny. I żeby tę Wspólnotę, do której zostali przez Jezusa wprowadzeni, rozszerzali na napotkanych. Uczniowie mają iść, świadczyć o Miłości i czynić Miłość. To jest istota dzieła Jezusa: włączył nas do Wspólnoty Miłości, przywrócił nam miejsce w Domu Ojca, w ten sposób przywrócił nam to, do czego zostaliśmy powołani od początku: by w relacji wzajemnej między ludźmi odbijać relacje Trójcy, do których człowiek przez dar Ducha został włączony. I by te relacje w sposób odpowiedni rozciągać na całe stworzenie: dlatego człowiekowi nie jest dobrze być samemu, dlatego człowiek został umieszczony w ogrodzie rajskim by ogród doglądał i pielęgnował. Ogród rajski przestał być rajem gdy człowiek zniechęcił się do czynienia Miłości, która służy. Gdy człowiek stracił z oczu Prawdziwego Boga, a w ten sposób stracił z oczu swoją godność, stracił z oczu Prawdę. Konieczność służby, czynienia Miłości stała się nie do zniesienia w oczach człowieka zapatrzonego w siebie, swój egoizm. Człowiek przestał być świadkiem Miłości - stał się świadkiem egoizmu i pychy, antymiłości... Dlatego Jezus przychodzi i zaprasza do relacji - gromadzi uczniów, aby z Nim BYLI. Zaprasza do relacji - a potem posyła, by świadczyć o tej relacji i włączać do relacji Miłości. Ostatni nakaz Jezusa to polecenie, by iść na cały świat i czynić uczniami wszystkie narody - zapraszać do relacji, w którą dałem się wprowadzić Jezusowi. Wyznawać Miłość, która wyznała się mi i zaprasza do siebie wszystkich. Dlatego biada tym, którzy to zaproszenie odrzucą... Biada, jeśli nie dam się zaprosić do Miłości, do bycia w relacjach Miłości, w Jedności samego Boga... Jeśli odrzucę Miłość, to zanurzę się w antymiłość...
Właśnie dlatego najważniejsze jest nie to, że Miłość zwycięża wszystko na tym świecie - najważniejsze jest to, dlaczego jestem zdolny do Miłości, która pokonuje wszystko, nawet śmierć. Najważniejsze nie są cuda, najważniejsze nie są efekty - najważniejsza jest zdolność do Miłości, która służy i to, co z tego faktu wynika: że moje imię jest zapisane w Niebie, w Sercu Ojca. Jestem zdolny do Miłości tylko dlatego, że zostałem uznany za dziecko w Synu. Już nie jestem z tego świata - choć jeszcze jestem na tym świecie. Ale fakt, że jestem zdolny do czegoś, czego ten świat nie zna - do Miłości bezinteresownej, służebnej, która miłuje nawet tych, co są wrogami przez swój sposób myślenia - ta zdolność jest potwierdzeniem niesłychanego faktu: że jestem włączony do Jedności Tego, który jest JEDEN. Słuchaj Izraelu: Pan jest JEDEN. I ja w tej JEDNOŚCI Miłości jestem - bo jestem zdolny rozdawać Miłość... Pod warunkiem, że Ją czerpię...
Właśnie dlatego najważniejszym przykazaniem jest Miłość - tak naprawdę to jedyne przykazanie, bo JEDEN jest Miłością... Jego Życie to Miłość. Jego Jedność to relacje między Osobami - relacje Prawdziwej Miłości. Ale kogo mam kochać? Komu warto wyznawać Prawdę? Nawet wrogom... Dlatego pojawia się na scenie Samarytanin: wróg, który troszczy się o Żyda. O wroga. Tak troszczy się o mnie Bóg. Ja Go mam za wroga: w oczach mojego egoizmu Bóg jest wrogiem, bo nie czyni tego, co ja chcę... A przez to sam jestem Jego wrogiem - przez mój sposób myślenia, który nie jest myśleniem Miłości, myśleniem Boga... A jednak On przychodzi w Chrystusie po to, by pochylić się nade mną. Pochylić się za cenę przygniecenia Krzyżem, który ja sam zrzucam na Jego barki... Niepojęta Miłość, która pochyla się nad tymi - pochyla głowę z wysokości Krzyża nad tymi, którzy ten Krzyż zgotowali Miłości, którzy Ją odrzucili i wyszydzili. Pochyla się nad nami: a pod Krzyżem wyłazi cała prawda o nas - jakimi karykaturami się staliśmy... jak tragicznie niepodobni jesteśmy do naszego Ojca, który jest w Niebie... I nad takimi - obdartymi i zniekształconymi, z obliczami wykrzywionym antymiłością - pochyla się Miłość by właśnie w ten oblicza, na których odbija się wyłącznie antymiłość, tchnąć Ducha. Oddać Ducha. Z wysokości Krzyża. Oddać Ciało i Krew. Oddać siebie. Oddać Serce. Tylko tak można na nowo stworzyć tych, którzy zanegowali w sobie Miłość. Tylko tak można ich spotkać: wystawić się na antymiłość by wyznać Miłość... Samarytanin na Krzyżu, który zabiera nas do Gospody... Nas, pokrzywionych przez antymiłość. Ciekawe, bo po grecku gospoda to pandochejon, czyli miejsce wszystkich chętnie przyjmujące... Tak samo nazywa się właściciel gospody: Ten, który wszystkich przyjmuje... Właśnie taki jest Bóg: nie dzieli nas na wartych Miłości i nie wartych. Każdy człowiek jest Jego dziełem i Jego dzieckiem. Każdy jest zaproszony przez Rozpiętego na Krzyżu do Gospody Ojca przyjmującego wszystkich. Wchodzi się tam przez decyzję serca: decyduję się kochać tak, jak zostałem ukochany. Decyduję się przyjmować innych tak, jak zostałem przyjęty... Jeśli Bóg tak nas umiłował, to i my winniśmy... Tak się staję uczestnikiem Jedności JEDYNEGO.
Ale jaka to Miłość? I tu pojawia się Maria i Marta. Marta czyni miłość - taką, jaką wymyśliła. Nie jest to miłość zła, ale nie jest też czysta. Maria czyni to, co jest w tej chwili Miłością: słucha... Słuchaj, Izraelu... Najpierw SŁUCHAJ - a dopiero wtedy, jako wynik słuchania, będziesz miłował... To obietnica jest: jeśli przestaniesz się domyślać i po swojemu wymyślać, co marsz robić, jeśli najpierw się zasłuchasz - w ODPOWIEDNI GŁOS - wówczas w efekcie będziesz miłował. I Maria to robi: jest prosta, jest pokorna - taka, jakich chwali w dzisiejszej Ewangelii Jezus. Nie próbuje wymyślać i domyślać się - słucha. A potem działa. Nie ma nic jeśli nie wynika to ze spotkania i zasłuchania. To Jezus przychodzi by najpierw wyznać Miłość mi, by najpierw umyć mi stopy - bo inaczej nie będę miał udziału z Nim, a jak nie będę miał udziału z Nim, to nie będę miał udziału z Ojcem. Bo nikt nie zna Syna - tylko Ojciec. I Ojca nikt nie zna - tylko Syn i ten, komu Syn ma zamiar objawiać. A komu ma zamiar? Gdzie wzmógł się grzech... Judasz zaznał wyjątkowej Miłości... Tylko dostrzec. Dostrzeże tylko pokorny i prosty. Nie da się wymyślić Miłości, nie da się wymyślić Ojca, Syna, Ducha. Nie da się wymyślić Ich relacji. Można tylko usiąść pokornie u stóp i słuchać - by potem Miłość mnie pchnęła do działania. Nie moje domysły i spekulacje - ale Miłość. Miłość nie jest wynikiem naszych dyskursów i domysłów, spekulacji i mądrości ludzkiej. Miłość to jest to, co jest między Ojcem i Synem. Kto z nas pierwszy Go pouczał? Kto z nas nie potrzebuje spotkać i słuchać? Tylko pyszny, przekonany o własnej mądrości... Pycha i egoizm idą w parze zawsze. Egoizm wpatrzony w siebie, pycha przekonana że da radę sama... Adam i Ewa myśleli, że sami „wyprodukują” Boga w sobie. Do dzisiaj nam się to odbija - i do dzisiaj bezustannie pchani pychą i egoizmem czynimy ten sam błąd... Nawet prowadzeni dobrymi intencjami - próbujemy ciągle po swojemu... A trzeba być prostym, pokornym - w pokorze uznać, że ja sam nie dam rady wymyślić, domyślić się, wyprodukować prawdziwej Miłości w sobie. Potrzebuję spotykać i słuchać. To są właśnie prości. To są prostaczkowie. Ojciec „zakodował” Prawdę w taki sposób, że jest niedostępna dla tych, którzy są przekonani, że wiedzą, że są mądrzy. Zakodował w Synu, w Jego Człowieczeństwie, w Ciele i Krwi, w Chlebie i Winie, w ciszy Tabernakulum, w prostocie Konfesjonału, w głupstwie Krzyża... Tu zakodował. Tylko pokorny i prosty odczyta. Ten, kto pokornie siada u stóp Pana i słucha - i przyjmuje, nie rozdrabnia, nie dyskutuje, ale przyjmuje Słowo: to JEST Moje Ciało... to JEST Moja Krew... Mądrzy i roztropni nie spotkają tutaj Pana, nie doświadczą Miłości, nie poznają Ojca wyznającego się w Synu, nie zauważą... Tylko ci, którzy w pełnej prostocie i pokorze przyjmują te słowa takie, jakie są - tylko ci spotykają i słuchają. O Miłości zdolnej wydać Ciało i przelać Krew za tych, którzy od początku Eucharystii przyznali, że stali się wrogami Miłości przez swój sposób myślenia i postępowania. Tylko ci, którzy w prostocie i pokorze przyznają, że tak jest rzeczywiście - doświadczą niepojętej odpowiedzi Miłości na to, że w sobie zniekształcili Miłość... Ci, którzy przychodzą przekonani, że mają się czym pochwalić - odejdą rozczarowani. Wynudzeni. Zawiedzeni. Ci, którzy są przekonani, że posiedli Mądrość Miłości - ci okażą się ostatni. Mądrość Miłości nie jest do pojęcia ani wyprodukowania przez nasz umysł. Można ją tylko otrzymać, można tylko ujrzeć i usłyszeć. Tego pragnęły pokolenia: sięgać przez wiarę to, co dla nas jest dostępne dla oczu i uszu, dla rąk. Oto Życie objawia się - na każdej Eucharystii. Można Je oglądać na oczy, słyszeć na uszy, dotykać rękoma - przecież tak jest od 2000 lat na każdej Eucharystii! Ten tylko doświadczy, kto wierzy wiarą prostą i pokorną, wiarą która siedzi u stóp Pana zasłuchana... Wiara, która próbuje olśnić Pana tym, co potrafi sama z siebie - taka wiara się zmęczy i rozczaruje, skończy w pretensjach do Pana... Pokory trzeba. Pokornego uznania, że tylko Syn zna Ojca i tylko w Synu Ojciec się objawia - tak, jak chce się objawiać. Na Krzyżu. W Chlebie i Winie. W niewygodzie konfesjonału. Tak chce się objawiać, tak Miłość chce się wyznawać. I moja prostota polega na tym, że przyjmuję wyznanie Miłości tak, jak Miłość chce się wyznawać.
I to się rozciąga ostatecznie na całe życie, na całą codzienność: każda chwila jest wyznaniem Miłości. Nie każda natomiast odpowiada oczekiwaniom mojego egoizmu. Ale moja pokorna prostota polega na tym, że w prostocie i pokorze przyjmuję w tej chwili Miłość dokładnie tak, jak w tej chwili mi się wyznaje. Nie podważam Jej Mądrości - bo to jest Mądrość Boga, Pana Jedynego, którego myśli górują nad moimi jak Niebo nad ziemią... Jakże mógłbym sądzić, że mam władzę oceniać Miłość? Jakże mogę sądzić, że to ja mam władzę decydowania, co jest dobre a co złe, jak Miłość ma mi się wyznawać? Prostota i pokora otwiera oczy na Miłość, która przychodzi do mnie w każdej chwili. Egoizm i pycha zamykają oczy - sprawiają, że życie staje się nie do zniesienia, bo nie jest takie, jak ja chcę... Że codzienność staje się więzieniem bez wyjścia, bo nie jest taka, jak ja chcę... Jak się wychodzi z więzienia? Gdy dam się przekonać Synowi. Gdy w pokorze zasiądę u Jego stóp i w prostocie przyjmę Jego Słowo. Jego samego, który daje mi się tak, jak sam chce. To nie ja decyduję, jak On mi się daje - On się staje Darem. Nie jest wypłatą, nie jest zasługą, nagrodą. Nie jest należnością. Jest Darem. Można tylko przyjąć - tak, jak On sam chce się udzielać. Kłopot zaczyna się, gdy jestem mądrzejszy i próbuję dyktować Panu, jak ma do mnie przychodzić. Gdy skupiam się nie na Tym, który przyszedł mi służyć, ale na swoich oczekiwaniach, zamiarach, pomysłach. Tylko pokorni i prości są w stanie rozkodować Miłość zakodowaną w Człowieczeństwie Pana rozpiętym na Krzyżu. To nie jest Mądrość dyskursywna. To jest Mądrość Tego Który JEST - jest Miłością. Tego nie da się wymyślić ani domyślić. Można tylko pozwolić, by Mądrość złożyła się we mnie.
Pułapka jest zawsze w domysłach. Gdy człowiek wychodzi z relacji z Panem, z Jedynym który zna Jedynego - wówczas staje się skazany na swoje domysły. A w to od razu wchodzi kłamca, podsuwa mnóstwo różnych możliwości, zwodzi, przekonuje... Jedyny ratunek: być w relacji z Panem, Jedynym który zna Jedynego. W relacji z Panem i Jego braćmi i siostrami, którzy są moimi braćmi i siostrami. Zasłuchani u stóp Pana, przekonani o Jego Miłości, wyznajemy sobie Jedynego nawzajem, w naszej codzienności - i tak sobie przypominamy nawzajem o Panu, którego Obecność i Miłość celebrowaliśmy na Eucharystii, odkodowując w prostocie Jego Miłość i przyjmując Ją tak, jak Ona sama chce się składać w nas. Sztuka życia chrześcijan: od adoracji do miłości braterskiej i z powrotem. Wdech i wydech. Wszyscy pragnęli ujrzeć - a my mamy władzę oglądać i pokazywać. Oglądać na własne oczy Pana w Jego Ciele i Krwi, słuchać Go w Słowie - i pokazywać Go gestami, opowiadać Go naszym życiem, naszymi relacjami. Ale wszystko zaczyna się od tego, by spotykać Pana na osobności - na osobności kontemplować Jego Oblicze zwrócone do mnie i Jego Słowa do mnie skierowane. Nie da się tylko wydychać - najpierw musi być wdech. Nie da się „wyprodukować” Miłości - można tylko Ją otrzymać i przekazać. Dlatego tylko pokorni Ją spotykają, odkrywają i poznają: ci, którzy nie wchodzą w domysły, ale wchodzą w samotność z Panem, wchodzą w spotkanie i słuchanie. Niezbędne jest spotykanie i słuchanie Pana - po to, by iść spotykać braci i przekazywać im to, co Pan złożył we mnie. Pana tak, jak się On pierwszy złożył we mnie. Inaczej co będę miał do przekazania? Moje domysły i wymysły, wszystko co mnie zwodzi - jak Ewa Adamowi... A przecież chodzi o Pana. O Miłość idzie. Prorocy i królowie dlatego pragnęli - bo oni wiedzieli, że sami się nie domyślą. I to są sprawiedliwi Starego Testamentu: nie próbowali się domyślać, ale oczekiwali. A my? My nie musimy czekać - my mamy Źródło, z którego możemy czerpać. A mimo to i tak ciągle zamiast czerpać to próbujemy się domyślać... Mądrość pokorna polega na piłowaniu takich zapędów i upartym wracaniu do spotykania i słuchania.