J 202,1-8: Pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień odsunięty od grobu. Pobiegła więc i przybyła do Szymona Piotra i do drugiego ucznia, którego Jezus kochał, i rzekła do nich: Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono. Wyszedł więc Piotr i ów drugi uczeń i szli do grobu. Biegli oni obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka. Nadszedł potem także Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą na jednym miejscu. Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył. Dotąd bowiem nie rozumieli jeszcze Pisma, które mówi, że On ma powstać z martwych.
W kontekście przeżywanych Świąt Narodzenia Pana czytamy o Zmartwychwstaniu - bo Panu zawsze chodzi o Życie. Rodzi się jako Człowiek dokładnie po to, żeby nas pouczyć o Życiu. Żeby człowiek zrozumiał, poznał Życie. Że Życie człowieka to nie proces, nie coś - ale Ktoś. To dotykanie Kogoś. Św. Jan swój Pierwszy List zaczyna właśnie od takiego obrazu: wpatrywania się, wsłuchiwania w Życie, dotykania Życia. Kiedy Jan pisze tamże o dotykaniu, używa greckiego słowa, które kojarzy mi się z takim obrazem, gdy narzeczona, ukochana delikatnie, z wielką miłością dotyka twarzy ukochanego narzeczonego - gdy się spotykają i jakby dotykiem poznają siebie, miłosnym dotykiem… To jest właśnie Życie: miłosny dotyk Pana - i Pan wystawiony na nasz miłosny dotyk… Na nasze miłosne badanie Jego Oblicza - po to, byśmy byli zdolni „odtwarzać” to Oblicze wobec świata, „opowiadać” Oblicze Pana wobec świata. To jest niepojęta Miłość Boga, który „wystawia się” na nasze dotykanie, nasze badanie, oglądanie, wsłuchiwanie się - po to, byśmy byli zdolni opowiadać Go, wyznawać światu. Sobie nawzajem i wszelkiemu stworzeniu. Naprawdę trzeba mieć tu przed oczami obraz zakochanych, którzy z wielką miłością i delikatnością, z całą czułością i zachwytem dotykają swoich twarzy… Właśnie tym jest Życie człowieka: doświadczaniem Pana. Jego dotyku - Jego, który wystawia się na nasz dotyk.
I tu jest cały problem: z naszym dotykaniem… Jego dotyk jest delikatny, miłosny, pieszczotliwy - On nas pieści na kolanach, w swoich ramionach. A nasz dotyk? Widzimy, jak dotykamy Pana, kiedy patrzymy na Umęczonego na Krzyżu. Położony w żłobie wystawił się na nasze dotykanie - leży w żłobie, jako Pokarm. I grób Jezusa jest opisany przez Jana jak stół ucztujących. Rzucone obrusy i chusta zwinięta… Ta chusta, sudarion, to coś do wycierania. Wycierania twarzy z potu, wycierania rąk po uczcie… Pan ucztował - aż do przelania Krwi, aż do spocenia Krwią. Otarł twarz i ręce - ale chustę złożył. To oznacza, że uczta nie skończona. Otarł twarz i ręce i poszedł ucztować dalej. Pan jest nienasycony w Miłości - nie da się ukoić Jego pragnienia. Nie da się zgasić Jego pragnienia, wody wielkie nie zaleją, nie zagaszą, rzeki nie zagaszą… Ani nie da się zmusić, by przestał pragnąć, nawet octem, nawet Krzyżem. Nawet śmiercią - nie da się powstrzymać Oblubieńca w ustawicznym marszu ku oblubienicy, w nieprzerwanym pragnieniu poznawania Oblubienicy. Pan poznaje przez Miłość - dotykając Miłością ukochanych. Dotyka Miłością nawet tych, którzy stoją pod Krzyżem. Św. Paweł marzył, by poznać tak, jak został poznany - zobaczyć twarzą w Twarz. O tym marzy Pan: by zostać poznany tak, jak On poznaje. Żebym stanął przed Nim i tak jak On bada moją twarz dotykiem Miłości - bym ja na wieki wpatrywał się miłością w Jego Oblicze, dotykał miłością Jego Miłości. Wieczne zaślubiny… Właśnie na tym to polega, do tego wszystko zmierza: żeby ujrzeć. Na razie przez wiarę - by kiedyś zobaczyć twarzą w Twarz. Zobaczyć Miłość miłością… Poznać jak zostałem poznany. Dlatego na razie potrzebuję wierzyć - i wierząc poddać się doskonaleniu w miłości, w kochaniu. Niedobrze jest mi być samemu - bo jak bym się doskonalił w kochaniu? Dlatego Maria mówi „my” - nie wiemy. Dlatego Piotr i Jan biegną razem, a Jan nawet jak wyprzedzi Piotra to czeka, aż on nadejdzie. Pana można odnaleźć i poznać, zobaczyć tylko razem, we wspólnocie celebrującej Miłość. Celebrującej Eucharystię i przedłużającej Pamiątkę Pana w codzienność.
Tak, Maria jest przerażona: Pan zniknął z oczu!!! Gdzie jest? I biegnie - prowadzona właśnie miłością… Mario, nie rozumiesz gdzie jest Pan? Kto cię prowadzi? Jak to się dzieje, że myślisz, biegniesz, szukasz, żyjesz? To właśnie Pan JEST!!! Życie to jest Pan. To jest przerażenie człowieka, w którym złożył się Bóg - i tak zniknął człowiekowi z oczu. Dlaczego? Bo cały jest mój i we mnie. I tu Go trzeba szukać - nikt Go nie położył, On sam się złożył. Mam Go najbardziej wtedy, gdy znika mi z oczu - gdy odpowiadam „Amen” - tak, to jest Pan - a potem znika z oczu. We mnie. Składa się. Kładzie się w moim sercu - i tu Go trzeba szukać, stąd wydobywać - ku światu, ku braciom i siostrom. Poznawać ich Panem, Miłością która jest we mnie. Biec do wspólnoty - tak, to Maria uczyniła dobrze - do wspólnoty bo tylko tu da się celebrować Pana, Jego Obecność, Obecność Miłości. Wobec braci i sióstr: tu się można przekonać, że naprawdę mam Pana w sobie, żywego i prawdziwego, że grób Go nie zatrzymał, że przyszedł i złożył się we mnie. Jak Maryja: wierzy niewzruszenie, że Pan złożył się w Niej i idzie dzielić się Panem, dzielić się Miłością z Elżbietą. Miłością, która służy - w odpowiednim miejscu i czasie, w najlepiej dobrany sposób. Służy mojemu Życiu - Pan służy Ojcu, Miłości, która chce mieć we mnie mieszkanie. Robi wszystko, bym wzrastał w Miłości. Nie w egoizmie i pysze, które czynią mnie ślepym i martwym, ale w Miłości, która daje Życie i pozwala widzieć naprawdę.
Właśnie dlatego trzeba we wspólnocie biec do grobu i głęboko się nachylać, a potem tam wchodzić - żeby ujrzeć i uwierzyć. Trzeba składać do grobu, w głębokim pochyleniu, swój egoizm i pychę. Pochylić się do stóp braci i sióstr - wbrew wrzeszczącej pysze, wbrew płaczącemu egoizmowi. Tylko tak - zgadzając się na śmierć - można żyć naprawdę i naprawdę widzieć. Tylko umierając dla pychy i egoizmu można zobaczyć Miłość w sobie, dać Ją braciom i siostrom, widzieć Pana w nich, dotykać i poznawać Pana. Nie swoje wymysły, pomysły, oczekiwania itd. ale Pana żywego i prawdziwego, który żyje w braciach i siostrach, żyje we mnie.
To jest właśnie prawdziwe Życie człowieka: Pan. Żywy i prawdziwy. Uzdalniający swoją Obecnością do Życia. Do celebrowania Życia - celebrowania Jego Obecności we wspólnocie braci i sióstr służących sobie wzajemnie w Miłości służebnej, pochylonej do stóp, aż do śmierci pychy i egoizmu. Tak się celebruje Życie, Pana. Każdy wedle tego, jak Pan uzdolnił: Jan jest Janem, Piotr jest Piotrem. Piotr jest pierwszy - i Jan nie zajmuje jego miejsca. Pozwala być Piotrowi Piotrem. Nie próbuje być Piotrem ani nie zmusza Piotra, żeby służył Janowi jak Jan, a nie jak Piotr. Właśnie na tym to polega: Pan dał się ukrzyżować ale pozostał sobą. Dał się ukrzyżować za to, że nie chciał służyć ludziom tak, jak ludzie próbowali na Nim wymusić. Służył tak, jak do Niego należało. Służyć tak, jak do mnie należy - i pozwolić by inni służyli mi tak, jak do nich należy. To jest właśnie celebrowanie Pana - w pokorze. Pan daje się mi - ale to jest Dar. Potrzeba wielkiej pokory, żeby nie uzurpować sobie władzy nad Darem. Krzyż objawia, co się dzieje, gdy próbuję sprawować władzę nad Darem. Tak, to jest Dar - ale Darem jest Pan. On jest Panem. On decyduje, jak mi się wyznaje, do czego mnie uzdalnia i zaprasza. On decyduje, do jakiej służby mnie zaprosi - w jaki sposób ukaże mi swoje Oblicze. Inaczej ukazuje Oblicze Marii, inaczej Piotrowi, inaczej Janowi. Dlatego Maria nie jest Piotrem, Piotr nie jest Marią. Jan nie jest Piotrem - Piotr nie jest Janem. Maria dzieli się doświadczeniem Pana z Piotrem i Janem - oni biegną po swoje doświadczenie. Jeden szanuje drugiego. Patrzą na to samo, oglądają tego samego Pana - ale każdy jest zaproszony inaczej, do innej służby. Kłopot zaczyna się wtedy, gdy ja probuję zabrać służbę drugiemu - a wtedy będę żądał od niego, by też robił co do niego nie należy… Nie wystarczy odkryć, że Pan jest Miłością - trzeba ujrzeć pokorę tej Miłości. Nie ma prawdziwej Miłości bez pokory wobec Pana - bo to On zaprasza. Życie nie jest moim prawem - Dar nie jest moim prawem. Pan nie ma zobowiązania, które zmuszałoby Go do bycia Darem. To jest Jego wolność - i Jego wolność w jaki sposób mi tego Daru udziela, w jaki sposób mnie zaprasza do Jego Życia, do Jego Miłości, do Jego służby. Daje mi moje miejsce w swoim Sercu. Pan został ukrzyżowany, bo nie chciał opuścić swojego miejsca w Łonie Ojca. Ja mam swoje miejsce w Sercu Pana. Tylko wtedy, gdy jestem na swoim miejscu, jestem w Sercu Pana, a będąc w Sercu Pana jestem w Nim, z Nim i przez Niego w Łonie Ojca… W Jedności Ojca i Syna w Duchu Świętym. Dlatego jeśli nie da się mnie przekonać, bym nie kochał - to próbuje się mnie przekonać, bym kochał, służył nie w swój sposób. Czasami nawet krzyżem - żebym spełniał nie to, co chce ode mnie Pan, ale czyjeś zachcianki i egoizm. Mam wtedy udział w losie Pana dotykanym nie miłością, poznawanym nie miłością, ale naszym egoizmem i pychą… Nawet to jest potwierdzeniem mojej Jedności z Panem: gdy jestem dotykany czyimś egoizmem i pychą… Ciągle to robimy sobie nawzajem - a w ten sposób Panu. Ilekroć żądam od braci i sióstr, by spełniali oczekiwania mojego egoizmu i pychy - tylekroć ich krzyżuję, a w ten sposób krzyżuję w nich i w sobie Pana… A to ma różne formy: nie tylko chodzi o wymuszanie spełniania moich zachcianek, oczekiwań, planów, wizji itd. Czasami chodzi o to, że wymuszam na nich przyjmowanie ode mnie służby, która nie jest na miejscu, nie jest w odpowiednim czasie i w odpowiedni sposób. Służby, do której Pan mnie nie zaprosił - ale którą chcę wykonywać, bo ja tak chcę… Bardzo podstępny sposób pychy i egoizmu, żeby przejąć władzę nade mną i doprowadzić do krzyżowania Pana: udawać miłość… Tylko że ta miłość ma właśnie taką cechę: przychodzi nie w czasie, nie na miejscu i w niewłaściwy sposób. Trzeba uważać. Pochylać się głęboko, wciąż i wciąż, dopóki nie zostaliśmy całkowicie przemienieni widzeniem twarzą w Twarz - dopóki widzimy niejasno, w zwierciadle, potrzebujemy ciągle pochylać się i schodzić do grobu pychy i egoizmu. Klękać uparcie przy kratkach konfesjonału, bić się w piersi na Eucharystii. I to jest Miłość Pana: że daje się ranić, krzyżować, cierpi w nas - Miłość płaci cenę naszego rodzenia się do Miłości… Potrzebuję ciągle na nowo się pochylać głęboko, zaglądać do grobu, wchodzić tam w pokorze, zgadzać się na umieranie pychy i egoizmu, uczyć się odróżniać je od Miłości i żyć w nieustannym przekonaniu: pycha i egoizm to nie ja - ja to Pan, który zniknął mi z oczu na moje „Amen” bo złożył się we mnie. Uczyć się wybierać w sobie Pana, Życie, a nie pychę i egoizm, które są śmiercią.