Taki obraz pozostawił po sobie ks. Waldemar Ziembicki, proboszcz ze Srebrnej Góry, którego pożegnano w piątek w Wałbrzychu.
Uroczystościom pogrzebowym w piątek 2 marca w kościele parafialnym pw. Podwyższenia Krzyża Świętego przewodniczył bp Ignacy Dec.
- Wśród różnych wydarzeń, których na co dzień jesteśmy świadkami, od czasu do czasu ocieramy się o śmierć naszych bliskich: członków naszej rodziny, sąsiadów, znajomych, dawnych czy obecnych kolegów czy koleżanek z pracy. Przychodząc do kościoła również natrafiamy na klepsydry zmarłych osób. Zauważamy, że coraz częściej widnieją na nich imiona i nazwiska osób stosunkowo młodych. Dziś także przeżywamy pogrzeb kapłana stosunkowo młodego wiekiem i stażem kapłańskim - mówił w homilii biskup, witając wśród przybyłych Janinę Ziembicką, mamę zmarłego księdza.
Do jej osoby odniósł się również ks. Dariusz Sakaluk, dziekan dekanatu Ząbkowice Śląskie - Południe, na którego terenie pracował były proboszcz. - Składamy kondolencje przede wszystkim na ręce mamy ks. Waldemara. Razem z nią byliśmy w tym trudnym czasie jego choroby. Ona sama towarzyszyła mu każdego dnia swoją obecnością i modlitwą. To było ogromne wsparcie dla ks. Waldemara w jego cierpieniu - przypomniał.
Zabierający głos na zakończenie Mszy św. księża zwracali uwagę na gorliwość zmarłego - Drogę ku kapłaństwu ks. Waldemar rozpoczął w Henrykowie. Przez wiele lat ta droga była związana z seminarium duchownym w Legnicy. To był najliczniejszy rocznik. Kiedy tworzyła się dopiero wspólnota seminaryjna, kiedy były trudne warunki życia tej wspólnoty, to jednak postawa ks. Waldemara była wyjątkowa. Byłem przełożonym i opiekunem tego rocznika. Do 1998 r. towarzyszyłem im w drodze do święceń prezbiteratu. Ich obecność tutaj dzisiaj świadczy o więziach, które wówczas powstały. Jednym z rysów jego życia było umiłowanie liturgii. Napisał pracę z liturgiki i podjął studia na Uniwersytecie w Opolu, chcąc opracować kult Matki Bożej w Kotlinie Kłodzkiej. Niestety obowiązki duszpasterskie ograniczała te możliwości - wspominał ks. Stanisław Araszczak.