W Stroniu Śląskim już po raz piąty w niedzielę odbyła się prezentacja stołów wielkanocnych. Kilkanaście sołectw zaprezentowało na swoich stoiskach przepiękne, barwne stoły. Niektóre tradycyjne, inne z nowoczesnymi potrawami.
Moją uwagę przykuł jeden ze stołów, znajdujący się najbliżej sceny. Było tam wszystko, co możemy znaleźć na tradycyjnym, polskim stole. Pachnący żurek z jajkiem, swojski chrupiący chleb, pozakręcane pętka kiełbas, chrzan i tradycyjne babki. Również panie z Koła Gospodyń Wiejskich, które przygotowały to stoisko były ubrane w folklorystyczne stroje. Postanowiłam zapytać gospodynie czy pamiętają jeszcze święta z czasów swojego dzieciństwa.
- Oczywiście - odpowiedział jedna z pań - Ja pamiętam jak u mnie w domu zawsze były takie ogromne baby drożdżowe. Moja mama miała specjalne wysokie garnki i w nich je piekła. Wychodził z tego taki zabawny kapelusz, a babki wyglądały jak grzyby. Obowiązkowo kilka tygodni przed świętami biliśmy świnię. Z niej robione były wszystkie szynki, kiełbaski, boczki. Kolejnym etapem było gruntowne sprzątanie domu. Wynosiliśmy wszystkie meble z pokoju i kuchni. Ściany były wybielane. Meble myliśmy na podwórku, żeby nie pobrudzić podług w domu i potem wszystko wracało na miejsce. Nie mieliśmy pieca do pieczenia chleba, więc chodziliśmy do sąsiadów i zamawialiśmy je u nich – wspomina pani Janina.
Szczególnie jednak w pamięci utkwił jej jeden poranek wielkanocny – Rano szliśmy do kościoła, był drugi dzień świąt, śmigus-dyngus. Wtedy jak się ktoś napatoczył to koniec. U nas w miejscowości było więcej chłopaków jak dziewczyn, więc wróciłam calusieńka mokra - wspomina z uśmiechem pani Janina.
- Ja pamiętam, że jako dziecko chodziliśmy ze święconką do kościoła. Strasznie na to czekaliśmy. Zwykle jak już wracaliśmy to niewiele w tych koszyczkach donosiliśmy do domu. Zostawała tylko sól i pieprz. Zawsze na szczęście był zapas w domu – dopowiada druga kobieta stojąca przy stoisku.
- W naszym domu mieszkała wtedy z nami moja babcia. Zawsze bardzo mocno kultywowała tradycję. W Wielkim Tygodniu nie można było puścić radia. W tym czasie też wszystkie obrazy i lustra w domu były pozasłaniane takim fioletowym materiałem. Nie wolno było tego nawet dotknąć, bo zaraz babcia nas upominała. Pamiętam też jak były robione wędzonki. To była już taka tradycja. Zawsze częstowaliśmy sąsiadów. Pamiętam też śmigusa. Mieszkaliśmy wtedy nad rzeką i bez względu na pogodę zawsze ta woda się lała. My nawet specjalnie się do tego przygotowywaliśmy i układaliśmy w rzece kamienie i usypywaliśmy piach, żebyśmy mogli szybko nabrać wody. Nie zapomnę też jak podkradaliśmy ze stołu kawałeczki paschy. Wygrzebywaliśmy ją z tyłu palcami, a babcia nas ścierką dzieliła. Jednak największym przysmakiem były wafle przekładane masą z utartej margaryny i kakao. To wszystko było posypane drobnymi cukiereczkami. To był największy świąteczny przysmak – opowiada pani Władysława.
Postanowiłam zapytać też jedną z najstarszych pań tam siedzących czy i ona pamięta swoje święta z dzieciństwa. –Tak, pamiętam. Moje dzieciństwo przypadło na czasy II Wojny Światowej. Wtedy było bardzo ciężko. Mój tato poszedł na wojnę, więc wychowywała nas mama. Pamiętam jak upiekła chleb. Obdzieliła nim nas wszystkich i to były nasze święta. Później jak tato wrócił z wojny, stopniowo było coraz lepiej. Choć nie mieliśmy zbyt dużo, to święta wspominam bardzo radośnie - opowiada pani Józefa.
Całemu wydarzeniu towarzyszyły występy dzieci i artystów ze Stronia Śląskiego i okolic. Podobne spotkania odbywają się także w innych miejscach diecezji. Wszędzie wspaniałym dekoracjom i potrawom świątecznym towarzyszą rodzinne tradycje.