Stał się symbolem pozostawionej przez Chrystusa Eucharystii w homilii bp. Ignacego Deca w czasie liturgii Wieczerzy Pańskiej.
- Podczas I wojny światowej w Karpatach w rosyjską zasadzkę wpadła austriacka grupa zwiadowcza. Żołnierze z tej grupy dostali się w krzyżowy ogień i wszyscy zginęli. Jeden z nich, ciężko ranny, zanim umarł zdołał umoczyć suchą gałązkę w swojej krwi i na bukowym liście napisał: "Do widzenia, Mamo!". Kiedy później Austriacy znaleźli przy nim ten list, włożyli go do mocnej koperty i posłali jego matce. Zbolała matka przechowywała go do końca swojego życia jako najcenniejszą pamiątkę, jak gdyby w tej zasuszonej krwi swojego dziecka widziała jego samego - opowiadał na początku homilii bp Ignacy.
Wyjaśnił później, że coś o wiele nieporównywalnie większego uczynił Chrystus. - Można powiedzieć, że w dzień przed swoją śmiercią Syn Boży, nasz Zbawiciel, pozostawił Kościołowi trwałą pamiątkę napisaną własną Krwią; pozostawił nam nie jakiś list z kilkoma kroplami swojej zasuszonej Krwi, nie tylko swój zakrwawiony krzyż, ale swoje ukrzyżowane, a potem ożywione Ciało i przelaną Krew; pozostawił pod postaciami chleba i wina samego siebie - wyjaśniał.
Zwrócił również uwagę na Chrystusowy gest obmycia nóg apostołom. - Wstał od wieczerzy, wziął prześcieradło, wodę w miednicy i zaczął umywać uczniom nogi. Był to gest służby. Uczestnicy wieczerzy się mocno zdziwili. Apostoł Piotr nawet oburzył się i zaprotestował - przypominał, pokazując sens tego gestu, a następnie - po zakończeniu homilii - sam obmył nogi dwunastu mężczyznom.