Mt 5,17-19: Jezus powiedział do swoich uczniów: „Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić. Zaprawdę bowiem, powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni. Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim. A kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w królestwie niebieskim”.
Po błogosławieństwach i wezwaniu do przyjęcia zupełnie innego sposobu na Życie niż proponuje świat, Jezus wypowiada swoistą przestrogę. Albowiem człowiek jednak cały czas pozostaje zraniony grzechem pierworodnym - i cały czas doświadcza jego konsekwencji. Tu, na ziemi, nigdy nie znamy Boga w pełni - nigdy w pełni nie znamy Jego Miłości. Tu, na ziemi, wciąż widzimy jakby w zwierciadle, niejasno - póki nie opadnie z nas przybytek doczesnego zamieszkania i nie ujrzymy twarzą w Twarz. A wtedy dopiero się wyjaśni, kim jesteśmy. A na razie ciągle się mylimy - bo ciągle nie widzimy wyraźnie… Kto sądzi, że widzi wyraźnie, już nie widzi nic… Wiele ludzkich błędów wzięło się właśnie stąd, że ktoś uznał fragment Prawdy, który ujrzał, za całą Prawdę. To jest o wiele niebezpieczniejsze od bycia okłamanym wprost - bo kłamstwo o wiele łatwiej zweryfikować… O wiele łatwiej człowieka zwieść fragmentami Prawdy przedstawianymi jako cała Prawda - tu o wiele trudniej się zorientować w manipulacji. A często sami siebie manipulujemy - bo tu wkracza pycha, będąca pozostałością grzechu pierworodnego, która podpowiada człowiekowi zawsze, że to ja wiem najlepiej i że to, co ja uchwyciłem jako Prawdę, jest już Prawdą ostateczną. Dlatego na przykład mamy tendencję sądzić, że nasz punkt widzenia zawsze jest najlepszy i jedyny właściwy - i będziemy z innymi dyskutować do upadłego, nie przyjmując do wiadomości, że mój punkt widzenia jest tylko częścią i że punkt widzenia drugiego człowieka jest moim uzupełnieniem. Uzupełnieniem tego, co ja widzę. Nawet Ewangelie są cztery… I właśnie dlatego nigdy nie widzimy Boga w pełni, w pełni Prawdy o Jego Miłości - dlatego nigdy w pełni nie znamy Miłości i dlatego nikt z nas nie jest jak On, każdy z nas popełnia błędy w Miłości.
I właśnie stąd bierze się dzisiejsza przestroga Jezusa. Można bowiem sądzić, że już nic nie jest ważne - że skoro ważna jest tylko Miłość, to zostawmy wszystko i czyńmy Miłość. Tylko że kto z nas zna Miłość? Jeśli odrzucimy Prawo tak po prostu - pójdziemy w krzaki bardzo głęboko… Bardzo szybko doświadczymy tego, co Adam i Ewa. Z tego punktu widzenia właśnie tak wygląda pokusa grzechu pierworodnego: uznaj się za dojrzałego i zacznij działać na własną rękę… Ewa, gdy wchodzi w rozmowę z wężem, jest sama - nie towarzyszy jej ani Bóg, ani Adam. Uległa pokusie dojrzałości. Ale z drugiej strony przecież wąż stara się ją przekonać, że jej coś brakuje do dojrzałości, do bycia jak Bóg. Właśnie tak wyglądają rozmowy z wężem: wciąganie w coraz większą antylogikę, nielogikę… Z jednej strony: po co ci Bóg, dawaj sama! Dasz radę! A potem po cichu: ale wiesz, jeszcze ci coś brakuje… No to skoro mi coś brakuje, to pędem z powrotem do Taty!!! Tylko że Ewa, ani potem Adam, tego nie robią… Właśnie tak działa zły duch: wciąga coraz głębiej w nielogiczność, a w ten sposób wchodzi się coraz głębiej w otchłań…
To tak właśnie jakby sądzić, że Miłość nie zna zasad… że Miłość jest dowolnością. To jest nielogiczność, bo Miłość jest Pełnią Ładu, Ostateczną Harmonią. Miłość stwarza Kosmos - a to greckie słowo oznacza właśnie „ład, porządek”. Bez Miłości wszystko jest chaosem - to Duch Boży, wkraczając i wstępując w pierwotne tohu wabohu sprawia, że wyłania się z tego wszystkiego porządek stworzenia, kosmos, ład i porządek. Miłość wszystko wyjaśnia i porządkuje - a nie zaciemnia i rozbija. Dlatego przechodzenie na porządek Miłości nie jest wchodzeniem w dowolność, w „hulaj dusza”. Miłość jest wchodzeniem w Wolność. Ale Wolność Prawdziwą, która nie jest dowolnością. Nie jest chaosem, ale kosmosem, ładem i porządkiem. Ładem i porządkiem, który jest czymś moim, wewnętrznym - a nie narzuconym. Miłość do Jezusa wyraża się w przyjaźni z Nim: nazwałem was przyjaciółmi, bo oznajmiłem wam wszystko… Właśnie na tym to polega: w Jezusie Bóg podzielił się z nami wszystkimi swoimi pragnieniami - pragnieniami Miłości. I zaprosił nas do swoich pragnień - do pragnień Miłości. Byśmy je czynili swoimi pragnieniami. Nie czymś narzuconym - ale pragnieniem. Żebym pragnął tego samego co On nie dlatego, że On mi kazał - ale dlatego, że On mnie umiłował i zaprosił do współpragnienia i współdziałania. Miłość się wyraża w tym, że pragnę wszystkiego - aż do najdrobniejszych rzeczy - tego co On, wspólnie z Nim. Bo On jest Miłością - ja nie jestem, On JEST. Gdy jestem z Nim w Jedności pragnień i działania, wówczas na pewno jestem w Jedności Miłości, w Jedności którą jest On. A ponieważ jestem dzieckiem, to On dzieli się ze mną pragnieniami na moją miarę - pragnieniami, które docierają do mnie właśnie dziś. Właśnie tym, co dziś przede mną stawia, do czego dziś mnie zaprasza, co dziś mnie spotyka i co dziś do mnie należy z racji mojego stanu, moich obowiązków itd. Żebym przestał moje szare „dziś” traktować jako więzienie - a zaczął traktować jak Dom Ojca, napełniony Obecnością Syna, który uparcie przychodzi do mnie jako Chleb Codzienny. Właśnie tak wypełnił się czas i tak się wypełniło Prawo: Syn wszedł w czas, w Prawo, wszytko wypełnił swoją Obecnością, swoją Miłością. Wszedł w mój krzyż codzienny, w krzyż złoczyńcy, który jest wynikiem moich błędów, mojej nieświadomości, całej ciemności jaką w sobie noszę. On, Światłość ze Światłości, w swojej nieskończonej Miłości wszedł w moją ciemność i rozjaśnił ją światłem swojej Obecności, Miłości bez miary, dla której jestem wart tego, by mi towarzyszyć w najdrobniejszej nawet chwili mojej codzienności. On nie odpuszcza ani jednej chwili, ani jednej joty, ani jednej kreski - jest ze mną wszędzie i we wszystkim. Doświadcza ze mną wszystkiego. Razem. Bo to jest Jego pragnienie: aby byli ze Mną… I On to pragnienie realizuje: największe Przykazanie, największe Pragnienie Miłości. Aby miłować. Boga i bliźniego. I miłuje z Krzyża: Ojca i mnie, łotra. Syn dokonuje czegoś niebywałego: wypełnia sobą nieskończoną odległość między mną, łotrem, egoistą i pyszałkiem, a Ojcem, Miłością bez początku i bez końca… Wypełnia tę nieskończoną odległość, bo miłuje Ojca aż do końca, a miłując Ojca jest Jedno z Ojcem w Jego Pragnieniu i Działaniu, które jest Pragnieniem abym był. Od początku Bóg podejmuje działanie, by Adam był. Bym ja był. I dlatego Syn miłując Ojca do końca, będąc w doskonałej Jedności z Ojcem, miłuje mnie do końca. Miłuje Ojca i dlatego nigdy nie przestaje być Jedno z Ojcem - i miłuje mnie, nie przestaje być Jedno ze mną, choć to Go kosztuje srogo… Miłość, która jest Jedno z tym, który uległ antymiłości… Miłość, która pozostaje w jedności ze mną, choć to kosztuje doświadczanie antymiłości… Jezus przyszedł wypełnić Prawo, które streszcza się w Miłości do Boga i do bliźniego - coś, czego nikt z nas dokonać nie potrafi: wypełnić Miłością odległość między Ojcem a bliźnim. A przecież od początku jesteśmy do tego wezwani: by wypełniać Miłością przestrzeń między Bogiem a światem. Tylko że przestaliśmy to robić…
Ten, kto tego uczy: prawdziwej Miłości, wypełniania Miłością każdej chwili i każdej czynności - Ten jest największy w Królestwie, zasiada po prawicy Ojca. A kto nie wypełnia Miłością choć jednej chwili - ten jest najmniejszy, ostatni, wlecze się na końcu, jak niewolnik ciągnięty na sznurku… Właśnie tak wyzwala Jezus: nie wyzwala z zasad, ale ukazuje, że one są przejawem Miłości. Zasady przestają być więzieniem Prawa - stają się pragnieniem Miłości. Czymś oczywistym, naturalnym. Napełnia Duchem, który jest Duchem Porządku, Duchem Miłości - i w tymże Duchu Prawo przestaje być Prawem. Staje się pragnieniem serca złączonego z Sercem w Jedności kochania. Właśnie to robi Jezus i Duch Święty: Jezus pokazuje jak to działa, uczy, przekonuje - Duch Święty dawany przez Niego sprawia to w moim sercu. Tylko trzeba uparcie spotykać Jezusa, pić wodę Ducha… Uczyć się, uczyć się… ciągle i ciagle. Nie rezygnować, nie poddawać się. Aż będę z Nim Jedno w każdej chwili, w najdrobniejszym zdarzeniu, w najdrobniejszej sytuacji. Aż nauczę się widzieć Go ze mną na krzyżu mojej codzienności jak Łotr Dobry. Widzieć, że On już wypełnił moją codzienność - aż do ostatniej kreski i joty. Wypełnił sobą - i czyni to uparcie, nieustannie, wciąż i wciąż w Sakramencie Pokuty i Eucharystii. Wciąż i wciąż, uparcie i nieustannie wkracza w każdą jotę i kreskę mojej codzienności - bo taka jest Jego Miłość do mnie. Taka jest Miłość Ojca do mnie. I w Eucharystii widzę cenę Jego bycia ze mną - cenę mojego bycia z Nim. Ile dla minie jest warte bycie z Nim w każdej jocie i kresce mojej codzienności?
Maryja. Była Sercem zawsze z Synem. We wszystkim. Nawet gdy nie rozumiała. Jest Największa w Królestwie: jest Królową Nieba i Ziemi, bo nie uroniła ani joty, ani kreski Miłości Ojca, która zlewała się na Nią chwila po chwili. To nasz problem, że my tak wiele chwil naszego życia marnujemy albo odrzucamy, tak wiele kresek i jot, tak wiele pociągnięć Pędzlem Ducha odrzucamy - tylko dlatego, że Miłość robi nie to, co oczekuje nasza pycha i egoizm… Ale Miłość czyni Miłość - Miłość pomału, chwila po chwili, pociągnięcie po pociągnięciu, kreska po kresce, jota po jocie, wypisuje na moim sercu swój obraz i podobieństwo, maluje mnie na Obraz Syna. Czyni ze mnie Syna. Kształtuje we mnie Syna. Czyni ze mnie Miłość. Miłość czyni Miłość. Chwila po chwili. Maryja dała się uczynić do końca i nie uroniła ani chwili. I tego uczy: nie uronić ani chwili, ani kropli Miłości. Nie dać się zwieść pysze i egoizmowi, wiecznie kapryszącym i niezadowolonym. Ufać do końca Miłości, która przyszła w Synu i wypełniła moją codzienność, mój Krzyż. Już wypełniła - wystarczy teraz spożyć i wypić. Aż się spełni, aż się zrodzi we mnie Pragnienie Miłości: Syn.
Maryja rodzi dzieci Boże. Rodzi chwila po chwili. Rzecz w tym, żeby dać się rodzić chwila po chwili, nie uronić niczego - niczego nie odrzucić, niczego nie zmarnować, ani jednej okazji do Miłości… ani jednego wyznania, które czyni mi Ojciec w Synu, który wypełnił sobą moje życie właśnie po to, by mi nieprzerwanie powtarzać tajemne imię moje, znane tylko Ojcu - a które Ojciec wyznaje mi chwila po chwili… Dlatego Jezus mówi o tym, który nie uroni niczego, że dosłownie będzie nazwany, zawołany wielkim w Królestwie Niebieskim… Jeśli nie wsłuchuję się w to wołanie Miłości - wlokę się jak niewolnik… Dlatego pierwsze jest: słuchaj. Słuchaj w każdej chwili, by niczego nie uronić - ani jednej kreski, ani joty ze Słowa Ojca skierowanego do mnie, które przychodzi do mnie w każdej chwili by wyznawać mi Ojca… Dać się nazwać do końca.