W 100. rocznicę urodzin ks. Alojzego Schmidta jego imieniem nazwano jeden z placów w Szczawnie-Zdroju, przy którym stanęła także pamiątkowa tablica.
Był rok 1918, rok „zmartwychwstania Polski, naszego Narodu, po długim okresie trudnej i ciężkiej niewoli porozbiorowej. Ale równocześnie był to rok nabrzmiałych w przeróżne trudności, odziedziczonych po krwawej zawierusze I wojny światowej, jej następstw i spowodowanych stąd skutków, które jeszcze długo swoim gorzkim działaniem dawały się odczuwać w życiu polskiego narodu i całego społeczeństwa. Jak lata wielu młodzieńców ówczesnej rzeczywistości, tak samo i ks. Alojzego Schmidta układały się w splocie tych warunków i okoliczności” - tak wspomnienie o zmarłym 12 października 1980 r. proboszczu parafii Wniebowzięcia NMP w Szczawnie-Zdroju rozpoczął ówczesny biskup pomocniczy archidiecezji wrocławskiej, bp Wincenty Urban. Znajdujący się w bibliotece Uniwersytetu Jagiellońskiego tekst to jedyny tak dokładny życiorys tego kapłana.
Zapisał się w historii
Urodził się w rodzinie Alojzego i Marii Schmidt 27 czerwca 1918 r. w Żurawnie na Podolu. Po ukończeniu gimnazjum w 1937 r. wstąpił do Seminarium Duchownego we Lwowie. Tam zastała go wojna.
Dzięki zaangażowaniu rektora, ks. Stanisława Frankla, profesora dogmatyki na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Jana Kazimierza, udało się w dalszym ciągu formować przyszłych kapłanów, za co m. in. w 1942 r. został aresztowany.
W tym samym roku, 15 listopada, ks. Alojzy otrzymał święcenia kapłańskie. „Po kilku miesiącach kapłańskich zajęć od chwili święceń ks. Schmidt podjął wikariat parafialny 7 grudnia 1943 r. w Jazłowcu, w prastarej parafii łacińskiej ze średniowiecza (1467 r.), fundowanej, uposażonej przez Teodora z Buczacza” - wspominał bp Urban, dodając, że następnego dnia w wyniku napadu na plebanie zamordowano proboszcza, ks. Andrzeja Kraśnickiego.
Próbującego uciec wikariusza na śniegu szybko dostrzegli banderowcy. Następnego dnia dali mu rozkaz opuszczenia Jazłowca, skazując na długą wojenną tułaczkę.
Do Archidiecezji Wrocławskiej ks. Alojzy Schmidt trafia 10 sierpnia 1945 r., gdzie nie było jeszcze pełnej administracji.
„Prace duszpasterskie prowadził od roku 1945 do 1957 w parafii Czernica w dekanacie Góra Śląska. W tym okresie ma tylko jedną przerwę, kiedy w 1957 roku pracował w zastępstwie, jako katecheta I Liceum Ogólnokształcącego w Wałbrzychu”. Potem trafia do parafii pw. Krzyża Świętego, gdzie posługuje do roku 1960. Będąc w Czernicie, obsługiwał kościoły w Giżynie, Zaborowicach, Raszycach, Sułowie i Chruścinie.
Z Czernicy trafił do kościoła garnizonowego w Jeleniej Górze, a stamtąd do Szczawna-Zdroju. Początkowo korzystał tu z gościnności Sióstr Służebniczek, później jednak udało się mu wybudować plebanię. Trudne warunki, do których już wcześniej był przyzwyczajony, nie przeszkadzały mu rozwijać pracę duszpasterską. Jego homilie, konferencje czy rekolekcje za sprawą kuracjuszy niosły się na cały kraj. Za zasługi został wybrany na dziekana wałbrzyskiego i odznaczony godnością prałata honorowego.
Złotymi zgłoskami
Jego trud w parafii pw. Wniebowzięcia NMP pamiętają nie tylko najstarsi parafianie, ale i kapłani, którzy przybyli na Mszę św. i poświęcenie pamiątkowego obelisku 24 czerwca. Uroczystościom przewodniczył bp Ignacy, który osobiście znał wspominanego kapłana.
Wśród koncelebransów nie brakło ks. Michała Chłopowca, siostrzeńca ks. Schmidta, który na zakończenie w imieniu rodziny podziękował za inicjatywę upamiętnienia dawnego proboszcza Szczawna-Zdroju. Byli też dawni współpracownicy jak ks. Marian Biskup, ks. Romuald Brudnowski czy ks. Aleksander Radecki.
- 47 lat temu byłem tutaj przywitany przez księdza prałata jako neoprezbiter. Nie tylko dla mnie, ale i tu obecnych kolegów ksiądz prałat był przykładem służby człowiekowi w imię Jezusa Chrystusa jako kapłan. Był człowiekiem wielkiej kultury, ale to co mnie zachwycało u księdza prałata to jego miłość do Kościoła - wspominał ks. biskup.
Ksiądz Brudnowski dodał, że wspominany proboszcz był wielki w swoim człowieczeństwie i oddaniu drugiemu człowiekowi. - Pamiętam, że kiedy tu przyszedłem powiedział mi, że wszystko co jego jest moje i życzy sobie, by każdy mój gość był jego gościem. I kiedy tato był tutaj u mnie, aż mu było nieswojo, że jest przez ks. Schmidta tak bardzo dobrze traktowany - wspominał proboszcz z Kudowy-Zdroju Czermnej.
Po zakończeniu Mszy św. wszyscy udali się na plac, który z inicjatywy parafii decyzją władz miasta został nazwany imieniem ks. Alojzego Schmidta. Tam poświęcono i odsłonięto pamiątkową tablicę.