Mieszkańcy Łagiewnik zapraszają wszystkich na pielgrzymkę, która ma już ponad 100 lat.
O tradycji sprzed 100 lat opowiada jedna z dawnych uczestniczek. – To był piękny zwyczaj, bo już po Pierwszej Komunii Świętej dzieci wyruszały na tę pielgrzymkę. Ruszaliśmy spod krzyża w Heidersdorf, bo tak się wówczas ta miejscowość nazywała i szliśmy do Stoschendorf, tj. późniejszego Stoszowa – wspomina pani Rosa.
Jej koleżanka Hildegarda dodaje, że za pielgrzymką jechali wozami gospodarze, którzy po drodze zbierali te dzieci, które nie dawały rady. Wspominają, że w pielgrzymce szły z chorągwiami, krzyżem i śpiewem na ustach. – Przeczytałam w historii Łagiewnik, że jej historia sięga 1837 r., kiedy to mieszkańcy 2 lipca wyruszyli prosić Matkę Bożą o uchronienie przed panującą wówczas epidemią cholery. Z wdzięczności za ingerencję przysięgli każdego roku wędrować do jej kościółka – przypomina pani Rosa.
Historia zatoczyła koło
Jak podają źródła, po przeszło 100 latach tradycja umarła. Napływowa ludność nie czuła się związana ze złożoną przed laty obietnicą i zrezygnowała z lipcowej pielgrzymki. Aż do czasu. W 2007 r. Wiesław Najdek, mieszkaniec Ratajna, w kronice Łagiewnik odkrył zapis o pielgrzymce i postanowił ją reaktywować. Z roku na rok przybywa pątników i coraz więcej z nich pochodzi właśnie z Łagiewnik. Pielgrzymka nie jest jednak ofertą tylko dla mieszkańców tej niewielkiej miejscowości.
W tym roku, w czasie poszukiwań kolejnych informacji na temat dawnej tradycji pielgrzymowania do Matki Bożej Pocieszenia, udało się dotrzeć do wspomnianych już seniorek. Choć ze względu na stan zdrowia nie mogą po latach znów udać się na pielgrzymkę, to jednak bardzo chciały jeszcze raz zobaczyć wspomnienie z młodości. – Udało się to dzięki życzliwości organizatorów pielgrzymki. Zabrali nas do kościółka, gdzie ostatni raz byłyśmy 60 lat temu. Dużo się w nim zmieniło, wiele elementów wyremontowano. Samą figurę Matki Bożej również odmalowano, ale obraz, który tu trafił jako wotum za uzdrowienie pewnej dziewczyny z kamicy nerkowej wciąż jest taki, jak go pamiętamy – uśmiecha się pani Hilldegarda. Zachęca też by każdy, kto może, zdecydował się na wyruszenie 30 czerwca o 17.00 spod kościoła św. Józefa w Łagiewnikach do tego wyjątkowego miejsca.
Miejsce cudów
Licząca 11 km droga prowadzi przez Oleszną i Słupice, gdzie dołączają tamtejsi parafianie. Na wieczorne nabożeństwo docierają również mieszkańcy Jaźwiny ze swoim duszpasterzem, ks. Stanisławem Kucharskim. To on sprawuje pieczę nad kościołem pw. Trójcy Świętej w Stoszowie, będący jednocześnie wspomnianym sanktuarium. Kult Matki Bożej Pocieszenia rozpoczął się w roku 1714, kiedy chłopiec pracujący we wrocławskiej karczmie zszedł do piwnicy, gdzie wśród trunków stała figura i zaczął do niej przepijać. Nagle stracił przytomność, a gdy się ocknął, opowiedział o wszystkim gospodarzowi. Ten zabrał figurę do dom i tam zaczęli ją odwiedzać pątnicy.
W 1737 r. baronowa Elizabeth Maksymiliana von Glaubnitz, do której dom należał, kazała przenieść figurę do Stoszowa, który należał do jej dóbr ziemskich. I tak od 24 lipca 1737 roku w ołtarzu głównym kościoła ustawiono kamienną figurę Matki Bożej z Dzieciątkiem, którą lud nazywał Matką Pocieszycielką. Kolejne lata, mimo iż obfitowały w liczne pielgrzymki, przyniosły również przykre niespodzianki. Kamienna figura została okaleczona, a z jej rąk zabrano Dzieciątko Jezus. Dopiero po jakimś czasie uzupełniono ten brak barokową drewnianą figurą. W 2008 r. natomiast ozdobiono jego głowę koroną. Z tym momentem również wiąże się ciekawa historia, którą opowiada ksiądz proboszcz.
– Zbieraliśmy złoto na koronę od parafian. A ponieważ trwało to jakiś czas, trzymałem zgromadzony kruszec w szafce pod kluczem. Któregoś dnia coś tchnęło mnie, by przenieść szkatułę i schować ją w niej oczywiste miejsce pomiędzy książkami. Bardzo szybko się okazało, że ta myśl pochodziła chyba od Matki Bożej, bo ktoś włamał się na plebanię i szukał właśnie tego złota. Zamek w szafce był wyłamany, ale na szczęście złoto ocalało. Pomyślałem wówczas, że Maryi bardzo zależy, by Jej Syn został ukoronowany w znaku tej figury – wspomina ks. Stanisław Kucharski.
Wspólne zdjęcie dawnych i współczesnych pielgrzymów wraz z proboszczem parafii.
ks. Przemysław Pojasek /Foto Gość