Nowy numer 11/2024 Archiwum

Radość Ewangelii (16.08.2018)

Mt 18,21-19,1: Piotr podszedł do Jezusa i zapytał: „Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat zawini względem mnie? Czy aż siedem razy?” Jezus mu odrzekł: „Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy. Dlatego podobne jest królestwo niebieskie do króla, który chciał się rozliczyć ze swymi sługami. Gdy zaczął się rozliczać, przyprowadzono mu jednego, który był mu winien dziesięć tysięcy talentów. Ponieważ nie miał z czego ich oddać, pan kazał sprzedać go razem z żoną, dziećmi i całym jego mieniem, aby dług w ten sposób odzyskać. Wtedy sługa padł mu do stóp i prosił go: „Panie, okaż mi cierpliwość, a wszystko ci oddam”. Pan ulitował się nad owym sługą, uwolnił go i dług mu darował. Lecz gdy sługa ów wyszedł, spotkał jednego ze współsług, który mu był winien sto denarów. Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc: „Oddaj, coś winien!” Jego współsługa padł przed nim i prosił go: „Okaż mi cierpliwość, a oddam tobie”. On jednak nie chciał, lecz poszedł i wtrącił go do więzienia, dopóki nie odda długu. Współsłudzy jego, widząc, co się działo, bardzo się zasmucili. Poszli i opowiedzieli swemu panu wszystko, co zaszło. Wtedy pan jego, wezwawszy go, rzekł mu: „Sługo niegodziwy! Darowałem ci cały ten dług, ponieważ mnie prosiłeś. Czyż więc i ty nie powinieneś był ulitować się nad swoim współsługą, jak ja ulitowałem się nad tobą?” I uniósłszy się gniewem, pan jego kazał wydać go katom, dopóki mu nie odda całego długu.Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu.” Gdy Jezus dokończył tych mów, opuścił Galileę i przeniósł się w granice Judei za Jordan.

Bibliści odnoszą pytanie Piotra do bardzo starej historii Lameka, która ukazuje „rozwój” grzechu w ludziach. Lamek bowiem, potomek Kaina, ogłosił, że skoro Kain, jego praojciec, miał być pomszczony siedmiokrotnie, to on, Lamek, będzie się mścił siedemdziesiąt siedem razy. Dzisiejsza Ewangelia pokazuje więc, że Jezus - co w ogóle nie jest zaskakujące, ale oczywiste - idzie jakby „pod prąd” historii grzechu, odwraca to wszystko, co zepsuł grzech. No na tym polega nawrócenie: że odtąd cierpliwie idę w przeciwnym kierunku. Idę wewnętrznie, rozwijam się w odwrotnym niż dotąd kierunku. Grzech bowiem z jednej strony wynika ze skupienia się na sobie, a z drugiej strony prowadzi do jeszcze większego skupienia się na sobie. Skutek jest taki, że człowiek staje się coraz bardziej czuły na swoim punkcie, wystarczy trącenie i już nie wiadomo co się dzieje… Obraza na całego, niekończąca się zemsta, albo znowu niekończące się lamentowanie i użalanie, jaki to ja jestem biedny i pokrzywdzony, jak mi źle i w ogóle… Ciekawą rzecz pisze na przykład św. Teresa z Avila: że przesadne dbanie o swoje zdrowie i wygląd oznacza, że człowiek jest totalnie skupiony na sobie. Tu będę oczywiście jęczał na to, co się dzisiaj porobiło z postem… Post już nie jest praktyką pokutną, ascetyczną, ale jest praktyką zdrowotną… Stał się dietą podlaną dla niepoznaki sosem jakiejś modlitwy, żeby zachować pozory… Ale jakie są argumenty? Czysto zdrowotne tak naprawdę… Uważam, że lepiej byłoby jasno nazwać pewne „posty” że to po prostu dieta taka czy inna… No ale może to jest sposób na dotarcie do ludzi zawiniętych zupełnie na sobie, czułych na swoim punkcie jak Lamek?

Ile razy mam przebaczać? Głupie pytanie… Boga nie można pytać o to, ile razy MAM. W relacji z Bogiem nigdy nic nie muszę. Jeśli pytam Boga o to, co MAM, to odpowiedzi będą dla mnie nie do uniesienia. Albo ich nie dostanę w ogóle. Relacje z Bogiem to są relacje Miłości, która mnie zaprasza do współ-Życia, współ-kochania. To jest możliwe tylko w wolności - nie da się pytać, czy MAM kochać. Nie da się pytać czy MAM chcieć… To jest właśnie przestrzeń wolności, ku której wyprowadza Jezus: odkrycie że MOGĘ. MOGĘ przebaczać. Mogę to czynić, bo Bóg podzielił się ze mną swoją najwyższą władzą: władzą przebaczania. Jak Ojciec MNIE posłał - tak JA WAS: weźmijcie DUCHA!!! KOMU PRZEBACZYCIE… Zdolności do Miłosierdzia jest najwyższym przejawem obecności Ducha Bożego we mnie, najwyższym przejawem mojego podobieństwa do Boga. I ja się pytam, czy MUSZĘ z tego korzystać? I ile razy będzie dość? Jak siedem razy dzisiaj się okażę podobny do Boga, to Bogu wystarczy? Zaliczy mi? Ciekawe… Czy jak dzisiaj siedem razy nabiorę powietrza, to będę mial zaliczone? Durne pytanie… Ile razy mam dzisiaj żyć żeby mieć zaliczone życie?

Właśnie o to chodzi: żeby dostrzec, że w naszych relacjach z Bogiem nie istnieje „muszę” ale istnieje „mogę”. Mogę przebaczać - bo Bóg pierwszy mi przebaczył i dał mi swojego Ducha z Krzyża i przy Zmartwychwstaniu i nieustannie mi Go daje, chwila po chwili, bym każdą kolejną chwilę mógł przeżyć Jego Życiem. Życiem Miłości Miłosiernej. MOGĘ żyć Życiem Boga. MOGĘ - i On płaci potworną cenę tej możliwości. On płaci cały dług. A mi jeszcze ciężko skorzystać z tej możliwości…

Dlaczego ciężko? Ano właśnie dlatego, że jestem skupiony na sobie. Zawsze w tym jest problem i pułapka, to zawsze prowadzi do poczucia samotności, porzucenia, do poczucia krzywdy, nicości itd. To zawsze jest więzieniem i zawsze skończy się poszukiwaniem czegoś, co mi „wynagrodzi” moje „cierpienia”. A wystarczy zwrócić uwagę na Boga - Boga, który co chwila na nowo darowuje mi cały dotychczasowy dług i co chwila na nowo daje mi szansę, bym kolejną chwilę przeżył Jego Życiem: Życiem Miłości Miłosiernej. Co chwila darowuje mi dług: wszystkie dotychczas zmarnowane chwile, w których nie żyłem Życiem Miłości, choć mogłem. W których żyłem zajęty sobą i tym światem, pożądliwością oczu i ciała i pychą tego życia… Ile chwil w moim życiu zmarnowałem? Ile chwil tak realnie wykorzystałem, żeby przeżyć je Życiem Boga, Życiem Miłości Miłosiernej? Ile chwil w moim życiu nie było przeżytych w Miłości do Boga, do siebie i do drugiego człowieka? I co chwila na nowo doświadczam, że Pan darowuje mi dług całej swojej Krwi przelanej na Krzyżu i co chwila na nowo daje mi szansę, bym kolejną chwilę przeżył Jego Życiem. Życie wieczne zaczyna się tu i teraz. Mam całą wieczność żyć Jego Życiem. Jak mi się teraz nie chce żyć Życiem Miłości, to skąd mi się zachce potem? Będę bardzo niezadowolony, że muszę choć mi się nie chce… Właśnie na tym polega cud Jezusa: że już tu i teraz daje mi możliwość życia Życiem Wiecznym - jeśli tylko uwierzę w Niego, a nie w siebie, jak zły sługa z dzisiejszej Ewangelii. Wszystko decyduje się właśnie tu i właśnie teraz: czy zajmę się sobą, czy zajmę się możliwością jaką otrzymuję tu i teraz za cenę, jakiej nigdy, przenigdy, przez wieczność całą nie dam rady spłacić. Tyle kosztuje jedna chwila mojego istnienia jako obrazu i podobieństwa Boga: Krew przelana na Krzyżu i Zmartwychwstanie. Ile to jest warte w twoich oczach? Uważasz, że kiedykolwiek jesteś w stanie się wypłacić za Jednorodzonego? To ile wedle ciebie jest On wart, skoro uważasz, że potrafisz się wypłacić? Właśnie na tym to polega: w pokorze uznać moją niezdolność do zapłacenia za Krew przelaną na Krzyżu, do zapłacenia za tę chwilę - i w pokorze, z radością wykupionego i wyzwolonego, przeżyć tę chwilę w Jedności z Miłością, która tu i teraz dała mi swojego Ducha za cenę głowy schylonej z Krzyża, za cenę dźwignięcia się z grobu. Co chwilę na nowo Jezus przychodzi i daje mi Ducha - bym tę chwilę mógł przeżyć Jego Życiem. Więc pytanie „ile razy MAM” jest bez sensu - to jest pytanie do mnie: ile razy CHCĘ żyć dzisiaj Życiem Boga? Wedle mnie ile razy mi wystarczy dzisiaj żyć naprawdę? Ile to DLA MNIE jest warte: żyć Życiem Boga. Tu i teraz. Bóg zapłacił cenę mojej możliwości kochania, przebaczania właśnie teraz - no i reszta zależy ode mnie: czy mi się będzie chciało skorzystać z tej możliwości właśnie teraz.

Dlatego sedno jest nie w skupianiu się na sobie - ale na tym, co robi dla mnie Bóg. Właśnie teraz. W Chrystusie. Pewnie, nieraz jest ciężko - po ludzku ciężko - żyć Życiem Miłości. To kosztuje. Czasem kosztuje zrezygnowanie z lenistwa, z wygodnictwa, z tak ulubionego przez nas pielęgnowania i rozdrapywania w nieskończoność swoich ran itp. - ale to tylko ja mogę zdecydować, że mam dość takiego pseudo-życia i że nie chcę już się skupiać na sobie: na rozdrapywaniu swoich ran, rzekomych krzywd, na rozdrapywaniu w nieskończoność że nie jest jak ja chcę itd. - że nie chcę już się skupiać na tym wszystkim, że wolę skupić się na tym, co Jezus robi dla mnie. I na możliwości, jaką w ten sposób mi otwiera - za wielką cenę Krwi przelanej na Krzyżu. Jasne, mogę w nieskończoność szukać technik przebaczania. Ale niestety z tymi technikami to jak z dietą, którą się nazywa postem: te techniki wszystkie są poszukiwane z jednego powodu: żeby poczuł komfort. Żeby mnie przestało boleć. Więc kto tu jest w centrum? Ja. A przebaczenie jest kwestią nie techniki, tylko Miłości. A Miłość nie stawia w centrum siebie. Więc jest tylko jedna „technika” przebaczania: wzrastać w Miłości. W zapatrzeniu się w Miłość. W nawróceniu, w zmianie kierunku wpatrywania się: od siebie ku Jezusowi i temu co On robi. To jest jedyna technika, którą zresztą Jezus promuje od początku: nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię! Nawracajcie się - zmieniajcie kierunek myślenia. Jak? Od myślenia o złej nowinie ku myśleniu o Dobrej Nowinie. Chrześcijaństwo jest Dobrą Nowiną. Nie wpędza w udręczenie. Jeśli tak się dzieje - to skupiłem się na złej nowinie… Czyli potrzebuję nawrócenia. A to się dzieje tylko w jeden sposób: w relacji z Chrystusem.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy