Mt 19,16-22: Pewien człowiek podszedł do Jezusa i zapytał: „Nauczycielu, co dobrego mam czynić, aby otrzymać życie wieczne?” Odpowiedział mu: „Dlaczego Mnie pytasz o dobro? Jeden tylko jest Dobry. A jeśli chcesz osiągnąć życie, zachowuj przykazania.” Zapytał Go: „Które?” Jezus odpowiedział: „Oto te: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, czcij ojca i matkę oraz miłuj swego bliźniego jak siebie samego.” Odrzekł Mu młodzieniec: „Przestrzegałem tego wszystkiego, czego mi jeszcze brakuje?” Jezus mu odpowiedział: „Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i daj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!” Gdy młodzieniec usłyszał te słowa, odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości.
Przychodzi do Jezusa jeden. Tak jak JEDEN jest Dobry. Tekst grecki akurat nie mówi, że do Jezusa przyszedł człowiek - ale że przyszedł jeden. I ten jeden staje się potem, w trakcie spotkania z Jezusem - staje się młodzieńcem. Konkretnie greckie słowo „młodzieniec” wynika ze słowa „nowy, świeży”. Staje się pomału kimś nowym. Jest po prostu „jednym”, anonimowym, bez twarzy, bez imienia… bez tożsamości. Nawet nie jest człowiekiem. Ale w spotkaniu z Jezusem rozpoczyna się proces, który czyni go kimś nowym, świeżym, nowonarodzonym. I Jezus chce ten proces doprowadzić do końca - ale włącza się wolna wola człowieka. Okazuje się, że można stać się kimś nowym, narodzić się na nowo - a jednak z tego nie skorzystać. Tak w największym skrócie właśnie o tym mówi dzisiejsza Ewangelia: Jezus, który jest Życiem, przyszedł do każdego człowieka i każdego uzdolnił swoją Obecnością do życia Nowym Życiem. Ale to ja, konkretnie JA decyduję, czy skorzystam z tej możliwości. Nowe Życie, jakie przynosi Jezus, nie jest więzieniem przykazań - ale radością odkrywania w sobie podobieństwa do Boga, radością bycia dzieckiem Boga zdolnym kochać tak jak On kocha, zdolnym być Dobry jak JEDEN Dobry. W każdej chwili, gdy wydobywam z siebie tę zdolność - żyję Nowym Życiem, Życiem Boga. I to ja decyduję, czy w tej konkretnej chwili chcę żyć Życiem Boga, który jest Dobry - czy jednak sobie daruję, czy odpuszczę sobie w imię wygody, lenistwa, złośliwości, w imię pokus, przywiązań i takich tam… To ja decyduję. Jezus już zrobił i dał wszystko. Dał siebie - i to Jego Obecność we mnie, Obecność za którą chwila po chwili ciężko płaci doświadczaniem braku Miłości z mojej strony - ta Obecność, żywa i prawdziwa, Obecność Nowego Człowieka we mnie, Jezusa Chrystusa, czyni mnie zdolnym do życia tu i teraz Życiem Boga. Życiem Miłości.
Dzisiejsza Ewangelia zawiera pewną ciekawą grę słów. Kiedy Jezus mówi „zachowuj przykazania” używa takiego greckiego słowa, które brzmi „tereo”. To jest dość częsta czynność Maryi. Maryja wielu rzeczy nie rozumiała - ale wszystkie w swoim Sercu „syn-tereo” albo „dia-tereo”. Biblia Tysiąclecia to tłumaczy, że chowała albo zachowywała wszystko w Sercu. I to jest właśnie takie zachowywanie, takie chowanie, jak w Sercu Maryi: jak coś bezcennego, z czego nie można uronić ani kropli, ani okruszka. To jest pieczołowitość Miłości, która nie opuszcza żadnego szczegółu - bo kocha. Robi to z radością zakochanego, który chce doprowadzić wszystko do doskonałości właśnie dlatego, że kocha. Tak właśnie żyje i działa Bóg: z radością zakochanego tworzy świat, z radością zakochanego pieczołowicie lepi z gliny swojego umiłowanego człowieka - i nie pomija żadnego szczegółu. Nie jest to Jego niewolnictwem ani więzieniem - to radość miłowania jest. Natomiast młodzieniec, gdy mówi o zachowywaniu od młodości, używa słowa „fylasso”, które w sumie odnosi się do wojskowej straży więziennej… On uczynił sobie więzienie z przykazań - tu nie ma radości. I dlatego przeczuwa, że coś mu brakuje… Że musi być coś więcej… Zamknąłem się w klatce spełnianych zobowiązań, drobiazgowego zaliczania wszystkiego, w lęku że jak coś nie zaliczę, nie dopełnię, to spotka mnie coś strasznego… nie ma tu wolności dziecka Bożego, które z radością odkrywa w sobie podobieństwo do Ojca - odkrywa to podobieństwo właśnie w tym, że jest zdolne unikać zła i czynić dobro. Że jest zdolne nie zabijać, nie mordować, nie gwałcić, nie zdradzać, nie oczerniać - ale czcić i miłować tak, jak to robi Ojciec Niebieski. Radość dziecka Bożego, które odkrywa w sobie coś niesłychanego: jest tylko JEDEN Dobry - a ja potrafię to, co ten JEDEN!!! Jak to jest możliwe? Właśnie dlatego, że JEDEN stał się Emmanuelem, Bogiem-Z-Nami, ze mną konkretnie. Z Krzyża oddał mi wszystko, oddał mi Ciało i Krew, oddał Ducha, oddał swoją relację Jedności z Jedynym Dobrym Ojcem… Oddał mi nawet Matkę, nawet szatę, wszystko. Żebym to ja teraz żył - mocą Jego Ciała i Krwi, mocą Jego Ducha - żył w Jego Jedności z Dobrym Ojcem i jak On odkrywał w sobie z radością zdolność do Dobrego. Do dawania światu Dobrego, a nie złego. To nie jest więzienie - to jest wolność. To jest radość. To jest zaproszenie, nie zobowiązanie.
I to jest ukryte w słowie „przykazanie”. Grecki termin mówi bardziej o spełnieniu, o celu, o pragnieniu, niż nakazie. Bóg nie daje nam zimnych nakazów i zakazów do zaliczenia. On dzieli się z nami - jak z przyjaciółmi - swoimi celami, pragnieniami, dążeniami… On dzieli się, tłumaczy nam kiedy jest spełniony jako Dobry Bóg: tu nie jestem spełniony, tego nie czynię - a to spełnia Mnie jako Miłość i dlatego czynię wyłącznie to… To nie jest coś do zaliczenia - to jest możliwość współdoświadczania z Bogiem Jego spełnienia, Jego radości Miłości, która kocha i kochając czyni Dobro. Właśnie tego nam brakuje: przemiany myślenia. Przemiany z myślenia zobowiązująco-zaliczeniowego, z myślenia kijem i marchewką, ku myśleniu zaproszeniem, obdarowaniem, możliwością… Możliwością otwartą za cenę Jego Obecności aż do końca. Dobry zaprosił mnie do Jego Jedności: Jedności Ojca i Syna i Ducha Świętego. I tej Jedności doświadczam w tym, że mogę być Dobry. Mogę żyć Życiem Dobrego. Tu i teraz. Czego mi brakuje? Decyzji.Decyzji towarzyszenia Dobremu. Zostawienie wszystkiego ubogim nie jest warunkiem pójścia za Jezusem. Jest zaproszeniem do aktu Miłości, do miłosnego, dobrego zatroszczenia się o ubogich - bo po to Miłość składa wszystko w moje ręce, żebym mógł za pomocą tego czynić Miłość wobec podobnych sobie bliźnich i tak odkrywał w sobie Życie Miłości, Życie Wieczne, które mam. Tak właśnie się wchodzi w Życie Wieczne, w Życie Boga: czyniąc Miłość, kochając. Praktycznie kochając, nie deklaratywnie czy emocjonalnie. I właśnie po to Dobry daje mi różne dobra i daje mi bliźnich potrzebujących tych dóbr, bym z pomocą tego, co otrzymuję w ręce czynił dobro - odkrywał w sobie Jego, Dobrego. On jest JEDEN. Ja nie jestem dobry mocą własną - ale Jego mocą, mocą Jego Ducha… Haczyk jest w przypisywaniu czegokolwiek sobie… zawsze pojawi się nienasycenie i wrażenie, że czegoś mi brakuje… niespełnienie… Tylko przypisując wszystko Dobremu Ojcu - jak Jezus - mam nieustanne spełnienie. Spełnienie właśnie w tym, że widzę w sobie i przy sobie obecność Dobrego, który nieustannie zaprasza mnie, chwila po chwili, do wchodzenia w Życie. Otwiera mi co chwilę Bramę Życia. On, który jest Bramą Owiec, cały czas, chwila po chwili przychodzi i co chwila otwiera mi wejście do Życia: możliwość czynienia dobra. Ja decyduję czy wejdę, czy wolę dobro schować tylko dla siebie. Ale wtedy zalęgną się robaki, jak w mannie ukrytej tylko dla siebie, i wszystko zniszczeje. Miłość żyje nie wtedy, gdy jest chowana - ale gdy kocha, gdy się rozdaje, gdy jest Darem. Dobrym Darem.
Tak naprawdę to nie jest dostatnie, spokojne i bezpieczne życie w rozumieniu ludzkim. To jest Życie Wieczne: Życie Miłości, która nie boi się pobrudzić biorąc w ramiona proch i lepiąc z Miłością swoje podobieństwo. Życie Miłości, która nie boi się być pobita i poraniona, poniżona i wzgardzona, a nawet zamordowana w imię Miłości do człowieka. To jest Życie Wieczne. To jest Prawda o Miłości. Miłość nie jest wygodnictwem, syceniem namiętności czy zmysłów, dorabianiem się i wiciem bezpiecznego gniazdka na tym świecie, zabezpieczaniem siebie itd. Miłość jest Życiem. Dynamiką. Miłość jest kochaniem - jeśli trzeba, to do ostatniego Tchnienia i ostatniej kropli Krwi. Miłość jest Radością do utraty Tchu, jest Radością aż do wzburzenia Krwi! Miłość jest Życiem - a nie grobem wygodnictwa, dobrobytu i tuczenia siebie. Ale to jest Życie Boga - i On to Życie, możliwość życia tym Życiem tu i teraz mi daje za wielką cenę. Trzeba zobaczyć, kontemplować tę cenę - bo w tej cenie jest właśnie wyznanie Jego Miłości. Tylko tak człowiek się zachwyci, zakocha w Miłości i pójdzie zapatrzony w Miłość, w spojrzenie Jezusa - pójdzie choćby po wężach i skorpionach, pójdzie po falach, w ciemności i wbrew wichrowi - i nawet tego nie zauważy, zapatrzony w Miłość, która tu i teraz przyszła do mnie przez otchłań i śmierć i przez krzyż, przez wodę i przez Krew - przyszła, by mnie zaprosić: pójdźmy razem! RAZEM! Tu i teraz - chcę, pragnę przeżyć tę chwilę nie jako JEDEN - ale zapraszam ciebie. Właśnie o to chodzi: żeby tu i teraz to pragnienie Boga, Jego zaproszenie do życia RAZEM dotarło do mojej świadomości. Prawda o tej chwili. Prawda o Nim.