Zmarła Maria Longier była oddana Bogu i ludziom. Przez 30 lat służyła jako kościelna w Ratajnie.
Maria Longier, z domu Bielesz, urodziła się 25 listopada1928 r. w Poiana-Micului, w Rumunii w domu Katarzyny i Jana. Miała pięciu braci i dwie siostry. Jej ojciec umarł, gdy miała 16 lat.
Po wojnie w 1946 r. wyemigrowała do Polski. Na początku zamieszkała w Olesznej (parafia Słupice), gdzie wyszła za mąż za Jerzego Longiera.
Jesienią 1949 r. przeprowadziła się z mężem do Strzegomian (parafia Sobótka), a w listopadzie 1968 r. zamieszkali w Ratajnie (od 1.03.1972 r. parafia Ratajno). Państwo Longierowie wychowali ośmioro dzieci: Agnieszkę, Małgorzatę, Tadeusza, Teresę, Ewę, Urszulę, Dorotę i Stanisława.
Od 1968 r. do września 2010 r. pani Maria troszczyła się o zakrystię w kościele parafialnym w Ratajnie.
- Na początku prowadziła również śpiew, bo nie było w parafii organisty. Kiedy nastał obecny - Krzysztof Milewski - cieszyła się. W maju, czerwcu i październiku dodatkowo prowadziła modlitwy, dbała o wystrój kościoła, wspierała w pracy księży proboszczów, składała ofiary na seminarium duchowne i cieszyła się powołaniami kapłańskimi w parafii - mówił o zmarłej ks. Wiesław Haczkiewicz, proboszcz.
Jego słowa potwierdzili księża pochodzący z parafii w Ratajnie, którzy również żegnali zmarłą kościelną.
- Pani Maria nie zaniedbywała swojej pracy, ale zawsze miała czas na spotkanie z Jezusem. Widziała Go przede wszystkim w drugim człowieku - mówił ks. Andrzej Wojciechowski (diecezja legnicka).
Ksiądz Paweł Łabuda zwrócił uwagę natomiast na jej miejsce w kościele, przy którym zawsze leżały dwie książeczki - siwa i czarna. Obie przewertowane i pozaznaczane.
- Kiedyś jako młody chłopak zaciekawiłem się nimi, i gdy nikogo nie było w kościele, zerknąłem do nich i zobaczyłem pozaznaczane pieśni maryjne. I zrozumiałem, że pani Maria przez życie szła za rękę z Maryją drogą, którą jest Chrystus - przyznał dyrektor świdnickiego Domu Księży Emerytów.
Proboszcz parafii przypomniał również, że w dowód uznania pracy i postawy życia pani Maria 7 marca 2004 r. otrzymała z rąk kard. Henryka Gulbinowicza medal „Pro Ecclesia et Pontifice" przyznany przez św. Jana Pawła II.
Ostatnie lata przeżywała w domu pod opieką córki Urszuli i jej męża Zygmunta. Do końca towarzyszyła jej modlitwa. Gdy już nie mogła chodzić na Mszę św., prosiła, by przychodził do niej ksiądz z Najświętszym Sakramentem.
- Była dobrym człowiekiem, dawała nam przykład, jak godnie żyć. Jako matka przekazała swoim dzieciom geny zdrowia, talenty i zdolności. Kierowała mądrze latami dzieciństwa i młodości swoich dzieci, uczyła je kochać Boga i Ojczyznę, szanować każdego człowieka i być wiernym tradycji przodków - mówi ks. Wiesław.
Odeszła do Pana w pierwszy piątek miesiąca, 7 września, po przyjęciu sakramentów św.
- Przed śmiercią prosiła mnie, bym po jej śmierci przeczytał te słowa: „Proszę podziękować wszystkim, którzy mi pomagali w chorobie, jakiekolwiek dobro czynili, a najwięcej mojej drogiej Urszuli, która tyle troski i opieki we mnie włożyła. Życzę wszystkim, by dobry Bóg wam stokrotnie wynagrodził” - zakończył ks. Haczkiewicz, który wraz z innymi kapłanami i wiernymi pożegnał zmarłą 10 września w kościele w Ratajnie.
O tym, jak wspominają zmarłą najbliżsi, napiszemy w 38. numerze świdnickiej edycji "Gościa Niedzielnego".