„Portret Izmondy” - jeden z niewielu ocalałych po II wojnie światowej obrazów zapomnianego dziś malarza - można tam oglądać od 14 września.
Antoni Gruszecki - XVIII-wieczny, nadworny malarz króla Stanisława Augusta - stał się bohaterem czwartej już odsłony wystawy "Perfekcyjna Polonika - ważne dzieła kultury polskiej", jaka została udostępniona zwiedzającym w Kompleksie Pałacowo-Hotelowym Jedlinka w Jedlinie-Zdroju.
Gruszecki, który u szczytu swojej kariery zdobił pałac króla Stanisława Augsta w Grodnie, jako nastolatek wstąpił do zakonu bazylianów w Poczajowie, gdzie bardzo szybko dostrzeżono jego talent.
Zwrócił na niego uwagę sam hetman Rzewuski, którego pałac zdobiły później freski Gruszeckiego. Młody artysta szybko poczuł moc talentu i zmierzającej w jego stronę sławy.
Zrzucił habit, pracował najpierw w Krakowie, następnie w Warszawie, nigdzie nie zagrzewając miejsca. Po latach wrócił na kresy i tam zwrócił na niego uwagę król Stanisław August Poniatowski, zlecając mu wykonanie fresków oraz kilku portretów w pałacu królewskim w Grodnie.
Pozostający pod ogromnym wrażeniem warsztatu Gruszeckiego król przyobiecał mu dożywotnią rentę, którą wypłacał… jedynie kilkaknaście miesięcy. Gruszecki spędził lata na korespondencji z dworem, przypominając o obietnicy i dopominając się wznowienia wypłat.
Aby podkreślić uniżoność próśb namalował i podarował królowi cztery obrazy. Prezentowany w jedlinie Portret Izmondy to najprawdopodobniej jeden z tej czwórki.
Wypożyczony od prywatnego właściciela obraz pozostanie w pałacu w Jedlince do połowy listopada, dołączając tym samym do wcześniejszych eksponatów: XVII-wiecznej Wielkiej Księgi Artylerii Siemienowicza, Biblii Leopolity i listu generała Henryka Dąbrowskiego maszerującego z Legionistami z Padwy na południe Włoch.