Łk 21,5-11: Gdy niektórzy mówili o świątyni, że jest przyozdobiona pięknymi kamieniami i darami, Jezus powiedział: „Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony.” Zapytali Go: „Nauczycielu, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy się to dziać zacznie?” Jezus odpowiedział: „Strzeżcie się, żeby was nie zwiedziono. Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: „Ja jestem” oraz: „nadszedł czas”. Nie chodźcie za nimi. I nie trwóżcie się, gdy posłyszycie o wojnach i przewrotach. To najpierw musi się stać, ale nie zaraz nastąpi koniec”. Wtedy mówił do nich: „Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Będą silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie.”
Jezus wskazuje na ubogą wdowę, która oddaje dwa pieniążki czyli jeden grosz, zachwyca się właśnie nią i jej darem - a reszta jakby nigdy nic zachwyca się Świątynią, pięknem i potęgą budowli… To jesteśmy właśnie my, ludzie - i dlatego tyle nam umyka… Zwracamy uwagę na to, co jest makro - wielkie, rzucające się w oczy, zachwycające powierzchownie… dlatego umyka nam dobro prawdziwe, umyka nam Miłość prawdziwa - bo prawdziwe dobro, prawdziwa Miłość przychodzi bez afiszowania się, bez natarczywości, bez rzucania się w oczy. Taka jest natura Miłości, natura dobra: nie szuka swego nawet pod tym względem - pod względem rzucania się w oczy, afiszowania się, bycia zauważaną. Jeśli Miłość podejmuje całe dzieło Wcielenia, dzieło Męki Śmierci i Zmartwychwstania - to nie ze względu na to, że chce być widziana, ale ze względu na nas: bo to my cierpimy, jeśli nie widzimy Miłości. Miłość bowiem działa w ukryciu. Dlatego Jezus mówi o tym, żeby nie chodzić za tymi, którzy będą się afiszować w Jego Imię. Nie mają nic wspólnego z Miłością. Tak jak z Miłością nic wspólnego nie mają wielkie znaki, o których mówi Jezus. Dlatego Miłość zgadza się na destrukcję Świątyni - bo Świątynia straciła swoją funkcję. Miała być znakiem wskazującym na Miłującą Obecność Boga pośród Jego Ludu, a stała się dla Ludu Wybranego celem samym w sobie. To jest niebezpieczeństwo, jakie wciąż nam grozi: głupota o której mówi Księga Mądrości. Głupota, która z dzieł nie poznaje Stwórcy, ale zatrzymuje się na dziełach samych w sobie. Głupota czyniąca nas ślepymi, nie dostrzegającymi Miłości dyskretnie nam towarzyszącej. Ciągle szukamy czegoś na swoją miarę - a Miłość jest ponad miarę. Ponad wszelką miarę. I dlatego dopóki mamy swoje miary piękna, dobra, wielkości itd. - nie zobaczymy nic. I to jest właśnie głupota: brać w swoje ręce władzę mierzenia, wymierzania dobra i zła. Władzę sądzenia. Dlatego św. Paweł mówi o tym, że marzy mu się, abyśmy pojęli czym jest Wysokość, Szerokość, Głębokość… Czym jest Prawdziwa Miara - Miara Miłości Boga. Gdybyśmy żyli skupieni na Miłości - wszystko inne okazałoby się małe. A tak - skoro żyjemy skupieni na sobie to w końcu wszystko nas przeraża i przerasta - i łatwo nas zwieść. Łatwo nas uwieść takim czy innym znakiem. A gdybyśmy żyli skupieni na Bogu Prawdziwym, na Prawdziwej Miłości - na Prawdziwej Mierze, na prawdziwym punkcie odniesienia, którym jest sam Bóg, a nie ja - wówczas byłbym nie do zwiedzenia, nie do zastraszania, nie do znęcenia - bo wszystko w moich oczach, skupionych na Miłości, byłoby blade. Właściwie to poza Miłością nic już nie byłoby interesujące. I to jest właśnie odpowiedź na pytanie, czy święci w Niebie mogą zgrzeszyć. I tak, i nie. Tak - bo ich wolność pozostaje, nie zostaje im odebrana. Mają dalej wolną wolę. Nie - bo wpatrzeni bezpośrednio w Oblicze Ojca, w Miłość Przedwieczną są już nie do zainteresowania czymkolwiek. Właśnie na tym to polega: że wobec Miłości Prawdziwej wszystko blednie, nieskończenie bardziej niż blask świecy wobec Słońca. Dlatego można nas zwieść i pociągnąć w otchłań dopóki żyjemy tutaj, widząc niejasno, jakby w zwierciadle. Dlatego potrzeba nam wiary - wiary, że tak naprawdę jest. Że nie ma nic jak Miłość Boga, objawiona nam w Chrystusie. Wiary, która nie ufa zmysłom i emocjom, nie ufa własnym podejrzeniom i wyobrażeniom, ale ufa tylko i wyłącznie zapewnieniu, które jest w Chrystusie. W Eucharystii. W Słowie. Wiara wierzy i ufa na Słowo - nie na własne doświadczenie. Wiara rodzi się z tego, co się słyszy - nie z tego, co się widzi, czuje, dotyka itd. Najpierw jest wiara - a potem w świetle wiary można interpretować doświadczenia zmysłowe czy emocjonalne. Jeśli za punkt odniesienia wezmę to, co widzę, czuję, doświadczam zmysłami czy emocjami, co mi się wydaje, co sam myślę, co sobie wyobrażam - to pójdę w krzaki jak Adam i Ewa. Bogu wierzy się na Słowo Wcielone. Słowo Ukrzyżowane i Zmartwychwstałe. Dopiero wtedy Eucharystia jaśnieje Jego Obecnością - dopóki czekam na to, co mi powiedzą zmysły i emocje, to siedzę w ciemnościach i krzakach. I będę tam siedział, dopóki nie uwierzę na Słowo. Tak samo będę udręczony z powodu wstrętu do siebie i swojego życia, nieakceptacji siebie, innych ludzi, swojego losu itd. tak długo, jak długo wierzę własnej pamięci, wyobraźni, moim zmysłom i emocjom. Dopóki wierzę sobie. Dopiero gdy uwierzę na Słowo, że jestem kochany Miłością Boga - taki jaki jestem, cały - gdy uwierzę na Słowo docierające do mnie w konfesjonale, dopiero zakocham się w sobie, w swoim życiu i innych ludziach. Gdy najpierw uwierzę na Słowo Miłości Wcielonej. Zakocham się wtedy w tym Słowie, zakocham się w sobie i swoim życiu, zakocham się w ludziach. Zakocham się Miłością Boga - gdy uwierzę na Słowo. Gdy uwierzę Słowu Wcielonemu oddającemu mi Ducha samego Boga z wysokości Krzyża. Na Golgocie mego życia będę widział tylko i wyłącznie ciemność, ból, cierpienie, śmierć i zniszczenie - jeśli będę wierzył tylko swoim domysłom i wymysłom, ludzkim naukom nawet głoszonym pod imieniem Chrystusa, swoim zmysłom i emocjom. Na Golgocie historii świata - świata, w którym królestwo powstaje na gruzach innego królestwa, narody rodzą się ze śmierci innych narodów, bywają znaki na niebie i ziemi, pojawiają się choroby i zarazy - tak wygląda Golgota historii świata. Nic nie zrozumiem z tej historii jeśli będę wierzył tylko ludzkim interpretacjom, tylko swoim domysłom i wymysłom, tylko swoim emocjom i zmysłom. To wszystko doprowadzi mnie do zagubienia i przerażenia. Doprowadzi mnie do trzepotania skrzydłami jak nieopierzone pisklę - przerażone i w końcu w przerażeniu, w obłędzie strachu wyskakujące z gniazda w otchłań. Właśnie o to chodzi od początku do końca: żebym ja uczynił za punkt odniesienia samego siebie, moje poznanie i widzenie rzeczywistości. A wtedy zawsze dojdę do obłędu, do pogubienia i przerażenia - i skoczę ze strachu w otchłań…
Wierzyć na Słowo - Słowu Wcielonemu. Żyć wpatrzonym i zasłuchanym w Prawdziwe Żywe Słowo przychodzące w każdej Eucharystii - w Słowie Życia ogłaszanym z ambonki i w Ciele i Krwi rozdawanymi z ołtarza. To jest Prawda. Jedyna Prawda: Słowo oraz Ciało i Krew. Jeden Bóg wcielający się w Słowo oraz w Chleb i Wino. Ten sam Bóg. Jeden Bóg. Jedna Miłość. Jedna wiara. Jeden Chrzest który jest skokiem wiary nie w otchłań, ale w ramiona Miłości. Miłości większej niż wszystko, co są w stanie powiedzieć myśli, wyobrażenia, domysły, emocje, namiętności, zmysły. Dlatego trzeba przejść przez ciemność umysłu, ciemność pamięci i wyobraźni, ciemność zmysłów i emocji - żeby dojść do Prawdziwego Światła przekraczającego wszystko. Żeby zobaczyć Prawdę - Prawdę o Miłości przekraczającej wszystko. Trzeba przejść przez ciemność trzymając się tylko i wyłącznie liny wiary, która ufa wbrew nadziei. Wiary w Miłość wyznaną w Słowie. Wtedy zobaczę wszytko w Świetle Prawdy: zobaczę Prawdę o kamieniach, Prawdę o sobie, o ludziach, o wydarzeniach, o wojnach i przewrotach, o zarazach i chorobach, o narodach i królestwach, o historii świata i mojej. Zobaczę Prawdę. Jeśli zdecyduję się przejść drogę wiary - jeśli puszczę to co mi znane, co się mieści w moich myślach, zmysłach i emocjach, w moich osądach - i pójdę w Prawdziwą Długość, Szerokość, Głębokość i Wysokość. Zobaczę Prawdę - wierząc w Prawdę wbrew wszystkiemu. Idąc wbrew wszystkiemu drogą wiary, która ślepo wierzy w Prawdę i nie próbuje sobie zabezpieczyć czegokolwiek po swojemu, po swojemu urządzić i ulepszyć, po swojemu sobie wynagrodzić itd. I to jest jedyna ślepota, która otwiera oczy naprawdę. Na Prawdę. Na Miłość Prawdziwą odpowiada się miłością. Na Miłość, która nie szuka swego, która za wszelką cenę szuka mnie nawet na dnie otchłani, odpowiada się miłością, która nie szuka po swojemu, która szuka tylko i wyłącznie Jezusa. Nie doświadczenia, ale Osoby.