Nowy numer 15/2024 Archiwum

Radość Ewangelii (08.01.2019)

Mk 6,34-44: Gdy Jezus ujrzał wielki tłum, ogarnęła Go litość nad nimi; byli bowiem jak owce nie mające pasterza. I zaczął ich nauczać. A gdy pora była już późna, przystąpili do Niego uczniowie i rzekli: „Miejsce jest puste, a pora już późna. Odpraw ich. Niech idą do okolicznych osiedli i wsi, a kupią sobie coś do jedzenia”. Lecz On im odpowiedział: „Wy dajcie im jeść”. Rzekli Mu: „Mamy pójść i za dwieście denarów kupić chleba, żeby im dać jeść?” On ich spytał: „Ile macie chlebów? Idźcie, zobaczcie!” Gdy się upewnili, rzekli: „Pięć i dwie ryby”. Wtedy polecił im wszystkim usiąść gromadami na zielonej trawie. I rozłożyli się gromada przy gromadzie, po stu i po pięćdziesięciu. A wziąwszy pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo, odmówił błogosławieństwo, połamał chleby i dawał uczniom, by kładli przed nimi. Także dwie ryby rozdzielił między wszystkich. Jedli wszyscy do sytości i zebrali jeszcze dwanaście pełnych koszów ułomków i ostatki z ryb. A tych, którzy jedli chleby, było pięć tysięcy mężczyzn.

Owce nie mające pasterza nie potrafią znaleźć pastwiska i błąkają się głodne i spragnione. A Pan ustami proroków zapowiadał, że zaprowadzi na pastwisko i do wodopoju. W psalmach żyje wielka wiara w to, że Pan rzeczywiście to czyni. Bóg wiele razy używał wobec siebie obrazu pasterza pasącego łagodnie i sprawiedliwie, który troszczy się o swoje owce sprawiedliwością Miłości, która nie jest ludzką sprawiedliwością zapłaty. Sprawiedliwość Miłości bowiem polega na tym, że Miłość przychodzi do każdego z tym, co każdy z nas potrzebuje - a nie z tym, na co zarobił. Gdyby Bóg myślał naszymi kategoriami… Na szczęście myśli Miłością. W Miłości wszystko się wyjaśnia. Na przykład pozorna sprzeczność między sprawiedliwością a Miłosierdziem. Właśnie Miłosierdzie jest szczytem sprawiedliwości - jeśli patrzy się Miłością. Dlatego dla wielu Miłość jest nie do zniesienia - na przykład dla faryzeuszy i uczonych w Piśmie, przekonanych o swoich zasługach i braku zasług innych. Gdy widzą, że Bóg przychodzi tam, gdzie panuje według nich grzech, nieprawość, gdzie wedle ludzkich sądów należy się zagłada - to ich gorszy. Budzi wreszcie gniew. I w końcu mordują Pana Chwały rękami pogan. Bo Miłość jest nie do zniesienia tam, gdzie się nie myśli Miłością. Dlatego Jezus przyszedł nawracać, zmieniać myślenie - na myślenie Miłością. Dlatego przyszedł uczyć - dlatego pochylał się nad tymi, którzy byli jak owce bez pasterza: którzy w swojej pokorze potrafili uznać (jak przychodzący do Jana Chrzciciela) swoją bezradność, bezsilność i co najważniejsze: swoje pogubienie i brak zasług. Nad takimi się litował. Jeśli zaś buduję w sobie przekonanie, że jestem lepszy, że zasłużyłem, że wiem i potrafię, że daję radę, że mi się należy - to po co mi Pan? Jako oklaskiwacz? Jeśli nie wierzę w Imię Jezusa - które oznacza „JHWH zbawia” - jeśli wierzę w swoje własne siły i możliwości, zdolności i umiejętności, w swoje osiągnięcia i zasługi - to po mnie… Bo uwierzyłem, że mogę być zbawicielem samego siebie. I po co mi wtedy Jezus? Jako publiczność zachwycona moimi występami? Tak się dzieje z powodu ukrytego w nas egoizmu, skazy grzechu pierworodnego: człowiek skupiony na sobie wciąż szuka publiczności - choćby w Bogu. A ponieważ egoizm jest przemieszany z pychą, to ta publiczność winna mnie oklaskiwać. Gdy nie ma publiczności - albo gdy publiczność jest a nie ma oklasków - to egoizm jęczy i kwiczy z bólu i rozczarowania… Trzeba zrozumieć swój ból - skąd się bierze. I umieć rozróżniać jęki egoizmu i pychy od prawdziwego bólu serca, od prawdziwej tęsknoty za Panem. Jeśli to jęczy i kwiczy mój egoizm i pycha - to świetnie! Niech konają w jękach! A ja do Pana!

Ale gdzie jest Pan?

I tu kolejne obrazy z dzisiejszej Ewangelii. W dzisiejszej Ewangelii jest przeciwstawione to, jak widzą całą sytuację uczniowie - i jak widzi ją Pan. Według uczniów to jest pustynia. Według nas wszystkich ten świat jest pustynią, pustkowiem. Jest na dłuższą metę pusty - pozbawiony tego, co nas by nasyciło. Nawet jeśli na chwilę się czymś zachwycimy i nasycimy - to bardzo szybko na nowo pojawia się głód, nienasycenie. Dlaczego? No właśnie z powodu pychy i egoizmu. Dopóki szukam nasycenie na płaszczyźnie doznań, doświadczeń, emocji, namiętności - to ciągle będę nienasycony. Nawet jeśli będą to doznania i przeżycia „duchowe”. Jeśli szukam doznań, przeżyć, doświadczeń - na jakiejkolwiek płaszczyźnie - będę nienasycony. Dopiero gdy zacznę szukać naprawdę Pana - naprawdę na płaszczyźnie Ducha, na płaszczyźnie osobowej - dopiero osiągnę nasycenie. Odkryję - co pokazuje dzisiejsza Ewangelia - że to, co uważałem za pustynię i miejsce wygnania jest pastwiskiem i ogrodem pełnym Miłości Pana. Pełnym Jego Obecności. To, co syci człowieka naprawdę - to Bóg sam w sobie. A Bóg przychodzi w Chrystusie i staje się Bogiem-Z-Nami. Tu i teraz. Jak to pokazuje dzisiejsza Ewangelia? Używając mnóstwa słownictwa związanego z pastwiskami, łąkami i ogrodami. Jezus każe usiąść gromadami na zielonej trawie. Słowo „gromady” to greckie sympozja, czyli tak naprawdę, dosłownie rzecz biorąc kompania świętująca, ucztująca, bawiąca się. I oni siadają na trawie zielonej, świeżej, wiosennej. A trawa to chortos. Gdy zaś się najedzą - to zostanie opisane że oni chortadzo, napaśli się właśnie tego, co jest świeże, zielone, soczyste, pachnące… Dalej jest powiedziane, że rozłożyli się gromada przy gromadzie. Te „gromady” to greckie prasia, czyli nic innego jak grządki ogrodowe…

Czyli spełniają się zapowiedzi proroków: że pustynia przemieni się w ogród. Pan na nowo stwarza Ogród. Sprawia, że na miejscu pustynnym pojawia się ogród i pastwisko. A ziemia była pustynna - bo nie było człowieka, by kopał rów… Oto płyną strumienie Wody Żywej. Oto Chleb z Nieba dający Życie Wieczne. I pustynia zamienia się w Ogród. Co jest istotą Ogrodu? Że Pan jest z nami, że mamy Pana, że jest nasz i że daje nam siebie, Miłość. Karmi nas swoją Miłością, swoim Duchem. To wszystko działo się, gdy trawa jest zielona i soczysta - w czasie Paschy, gdy Pan skłania głowę z Krzyża i oddaje Ducha, gdy z Jego boku wypływają strumienie Krwi i Wody - Źródło Rzek… Woda płynąca z prawej strony świątyni, przemieniająca pustynię w ogród, przemieniająca wody gorzkie w słodkie. Obecność Pana, która przemienia Krzyż w Niebo. I to jest największa potrzeba człowieka: Bóg, który jest Miłością. I On przychodzi nas karmić sobą - uparcie, nieustannie. To przeżywamy w sposób dostępny dla zmysłów na Eucharystii - po to, by zrozumieć, że On to czyni nieustannie. Pan najpierw przemawia w sposób zrozumiały dla człowieka skupionego na poznaniu zmysłowo-emocjonalno-intelektualnym ale zawsze będzie prowadził do poznania duchowego. Poznania, które już się nie kończy.

To Pan robi z uczniami: wy dajcie im jeść. Ale jak? Mamy tylko dwieście denarów - nie kupimy… Jasne że nie kupicie. Kto by chciał zapłacić za Miłość - pogardzą nim tylko. Więc idźcie sprawdźcie ile macie Chleba.Chleba Prawdziwego. Idźcie sprawdźcie. W kontemplacji. W adoracji. W przebywaniu z Panem. Sprawdź, ile masz naprawdę. Nie ile masz materialnie, emocjonalnie, intelektualnie - ale ile masz naprawdę. To Duch daje Życie - ciało na nic się nie przyda. Co nie znaczy, że zmysły, emocje, intelekt są nieważne. To wszystko jest mostem do poznania duchowego - kłopot jest tylko wtedy, gdy zatrzymuję się na moście. Nie da się żyć na moście. Most jest tylko po to, by przejść - i dojść do prawdziwego poznania. Duchowego. I tu dochodzą uczniowie: idą się przekonać, sprawdzić. Ewangelista używa dwóch słów, które wypowiada Jezus posyłając ich by sprawdzili: hypagete, idete… Pierwsze to dać się prowadzić. Drugie - to kontemplować, patrzeć w najgłębszy sposób. Dajcie się prowadzić Miłości, a zobaczycie. Ujrzał i uwierzył… Kontemplacja. Widzieć Pana. Widzieć Miłością, widzieć Duchem Świętym danym z Krzyża. A potem Ewangelista mówi, że oni ginosko. Poznali. Poznali w kontemplacji. Modlitwa, adoracja, kontemplacja to sprawa Miłości. To wychodzenie na pustynię zmysłów, emocji, intelektu - to wchodzenie w ciszę, która rozbrzmiewa Miłością wyznającą się, przygarniającą… Cisza i ciemność - jak w pustym grobie - dają prawdziwe widzenie i prawdziwe poznanie. Pustynia objawia prawdziwy Ogród. Dopóki jestem skupiony na zmysłach i emocjach, szukam nasycenia doznań, przeżyć, nasycenia zmysłów i emocji, nasycenia intelektu - odejdę głodny i spragniony. Nasycony pozornie - ale głodny duchowo. I ten głód będzie dominujący. A moja biologia będzie próbowała zaspokoić ten najgłębszy głód jak potrafi - szukając nowych doznań i przeżyć… i nigdy nie będzie temu końca, jeśli wreszcie nie zrozumiem i nie zdecyduję się wejść w ciemność i ciszę, w pustkę grobu moich zmysłów i emocji, mojego intelektu nawet. Jeśli nie zdecyduję się by dać się prowadzić Miłości, która nie szuka swego. Która szuka Umiłowanego a nie własnych doznań. I przekonali się, i poznali - w kontemplacji, w cichy byciu z Panem - że mają pięć Chlebów i dwie Ryby. Że mają pełnię Łaski, mają Pana, mają całą Jego Miłość, wszystkie Jego Słowa. Mają Słowo Miłości, które w nich i dla nich stało się Ciałem - i że mogą tę Miłość rozdawać bez miary, bo nigdy Jej nie braknie. I Pan uczy: wznosi oczy ku Niebu. Najpierw kontemplacja, zapatrzenie w Boga, w Pana. Nie w zmysły, nie w emocje, nie w siebie, nie w swoje domysły i pomysły - w Pana. I dziękczynienie. Wszystko jest Łaską. Dziękczynienie otwiera oczy. Po grecku dziękować to eucharisto… Choć Pan w dzisiejszej Ewangelii dosłownie eulogeo, czyli błogosławi. Wziął Chleb i dzięki uczyniwszy błogosławił… Błogosławi wpatrzony w Niebo, w Ojca. Błogosławi. Dobrze mówi o Ojcu - tak dosłownie można przetłumaczyć eulogeo. Nie mówi o Ojcu źle - ale dobrze. Mówi Prawdę, wyznaje Prawdziwego Ojca. Nie mówi źle o Ojcu jak wąż do Ewy. Ale dobrze mówi o Ojcu, który wszystko dobrze uczynił od samego początku. Wchodzenie w narzekanie to źródło wszelkiego zła. Oderwanie oczu od Nieba, oderwanie oczu duszy, oczu serca, oczu ludzkiego ducha od Ojca, od Miłości powoduje że staję się otwarty na narzekanie, na krytykanctwo, na kłamstwo topiące w otchłani, w ciemności. Staję się jak owca bez pasterza - bo oderwałem wzrok od Pasterza. Za każdym razem jak mi się zdaje, że mi coś brakuje, że czegoś nie mam, że jest źle i nie do wytrzymania, że beznadzieja itd. - to znaczy, że przestałem patrzeć sercem w Niebo. Że trzeba po pierwsze zrobić to, co Jezus kazał uczniom - co sam robił: iść i przekonać się w kontemplacji, w zapatrzeniu w Niebo. Zapatrzeniu duchowym. Uczyć się tego: przez zmysły, namiętności, emocje, przez wyobraźnię i pamięć, przez intelekt - iść do kontemplacji. Uparcie, jak Piotr na dziedzińcu arcykapłana, aż zobaczę spojrzenie Pana, Pasterza Dobrego, Prawdziwego. Aż zobaczę oczyma duszy, aż zobaczę moją wolą i umysłem, tym co czyni mnie osobą. I wtedy wszystko się wyjaśni. Wtedy pustynia stanie się ogrodem, wtedy chromy wyskoczy jak jeleń, wtedy popłyną z mojego wnętrza Rzeki dla innych ludzi. Wtedy zacznę dawać im Pana - a nie szukać w nich nasycenia siebie. Wtedy ja doznam nasycenia. Dlatego Pan JEST. Jest w swojej Pamiątce - Żywy i Prawdziwy - w Eucharystii, gdy wciąż i wciąż na nowo wznosi oczy ku Niebu i błogosławi a potem łamie Chleb i daje nam - byśmy my zobaczyli i uwierzyli i poszli karmić innych ludzi Miłością, która złożyła się w nas. I wtedy ten świat przestanie być pustynią - okaże się na nowo być Ogrodem. Tak dokonuje się Nowe Stworzenie: w Eucharystii. Ono przychodzi w nas do świata - a my wciąż czekamy, aż przyjdzie przez świat do nas. WY dajcie im jeść!!! WY - a nie świat wam… A to się odkrywa w kontemplacji i adoracji: trzeba wciąż i wciąż wracać do adoracji, do kontemplacji, do poznawania Miłości przez Miłość, którą Pan złożył w nas - by coraz głębiej poznawać Tego, którego mam - i coraz doskonalej dawać Go światu. Coraz mniej być zainteresowanym tym, co świat i ludzie mogą dać mi - coraz bardziej widzieć, że ja mam Pełnię, mam Pana - i mam władzę dawać Go światu. Karmić świat Miłością. Karmić Miłością głodnych i spragnionych, karmić Miłością stworzenie jęczące i wzdychające, wyczekujące objawienia się synów Bożych. Tych, którzy zrodzili się nie z ciała ani z krwi - ale z Boga. Z kontemplacji. Z Eucharystii. Tych, którzy żyją wpatrzeni w Niebo i wciąż do tego zapatrzenia wracają. Tych, którzy zrodzili się w ciemności, pustce, ciszy i pustyni bycia sam na sam z Panem. Nie zrodzą mnie zmysły. Nie zrodzą mnie namiętności. Nie zrodzą mnie emocje. Nie zrodzi mnie intelekt. Nie zrodzę sam siebie. Tylko w Panu mogę zostać zrodzony. Wykorzystać wszystko, by prowadziło mnie do Pana - jak Jan biegnący do grobu, wyprzedzający wszystkich, nawet Piotra. Ale pokornie: ostatecznie mój bieg ma być poddany rozwadze Piotra. Żeby się nie okazało, że biegłem na próżno. Wykorzystać wszystko, żeby mnie wprowadziło w ciszę i ciemność - które jaśnieją Obecnością Pana. Ale zawsze jest potrzebny Piotr, który sprawdza, czy to właściwa cisza i ciemność. Niedobrze jest być człowiekowi samemu. Nawet gdy Pan przychodzi - to przychodzi do gromad, do wspólnot, po stu i pięćdziesięciu. Tu jest bezpiecznie. Wilk zaś zawsze chce odłączyć od stada. Pan zawsze gromadzi. Buduje wspólnotę. I tu się sprawdza, czy rzeczywiście idę za Panem: czy jestem w gromadzie, w stadzie, we wspólnocie. Tu jest prawdziwa Uczta Pana: we Wspólnocie. Bo wszyscy jesteśmy zaproszeni do Wspólnoty Trójcy. Nie do Boga samotnego - ale do Boga Jedynego, który jest Wspólnotą.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy