Nowy numer 15/2024 Archiwum

Ojciec zawsze dawał, daje i będzie dawał dobre dary

Mt 7,7-12: Jezus powiedział do swoich uczniów: „Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Albowiem każdy, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. Gdy któregoś z was syn prosi o chleb, czy jest taki, który poda mu kamień? Albo gdy prosi o rybę, czy poda mu węża? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, to o ileż bardziej Ojciec wasz, który jest w niebie, da to, co dobre, tym, którzy Go proszą. Wszystko więc, co chcielibyście, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie. Albowiem to jest istota Prawa i Proroków.”

Prosić, szukać, kołatać… Uparcie i wytrwale, tak długo, aż zobaczę. Zobaczę, ze Ojciec zawsze dawał, daje i będzie dawał dobre dary. Właśnie o to w tym chodzi: Bóg jest geniuszem Miłości, jest Miłością. Jego Mądrość to Mądrość Miłości, która niczego nie niszczy, niczym nie gardzi, nic nie skazuje na śmierć. To jest Mądrość Miłości, która patrzy i widzi to, co dobre. Która zawsze ma pomysł, zawsze widzi wyjście. Zawsze. Po tym poznać Miłość, po tym poznać Prawdę: że widać wyjście, że jest nadzieja. Tak właśnie funkcjonuje Bóg: kiedy Adam i Ewa grzeszą - On już widzi wyjście, już ma pomysł. Kiedy Kain zabija Abla - Bóg ma już plan ratowania Kaina. Kiedy przychodzi potop - staje się oczyszczeniem, a nie zagładą. Itd. Bóg zawsze ma pomysł, zawsze widzi wyjście. Jego perspektywa jest niczym nie ograniczona - nie tak, jak perspektywa zła, która jest płaska i ograniczona, która kończy się na śmierci i nie umie jej przekroczyć. Zło kończy się na Golgocie: nic więcej nie umie zrobić ani wymyślić. Okazuje się, że dla Miłości Golgota to szczyt, z którego dopiero się rozlewa. Źródło, z którego tryska na wieki i na wszystkich. Okazuje się, że dla Miłości wszystko jest zyskiem - wszystko jest okazją do kochania, do Życia. To jest właśnie Życie Miłości: kochać. I Miłość potrafi kochać zawsze, wszędzie, każdego. Każda okazja jest dobra dla Miłości, aby kochać, aby żyć. To my uważamy, że nie można kochać, bo to, bo tamto, bo siamto. Bo nie ma tego czy tamtego. Bo brakuje czegoś. Itd. A dla Boga każda okazja jest dobra, żeby kochać, każde warunki są do tego odpowiednie. Jemu wystarczy, że ma siebie, Miłość - i rozdaje siebie. I ja mam tę samą Miłość, tego samego Boga - tylko zapomniałem o tym. Zapomniałem o Tym, którego mam - i którego mogę rozdawać. Zapomniałem o Tym, który uznał mnie za swoje dziecko i złożył we mnie Owoc Życia, swoje Tchnienie, swojego Ducha, swojego Syna Umiłowanego… To się dzieje w akcie stworzenia, to się dzieje przy Chrzcie, to się dzieje w każdym Sakramencie Pokuty i w każdej Eucharystii. Zapomniałem, że mam w sobie Owoc, który mogę nieść i rozdawać braciom, siostrom, całemu światu - uznałem, że mi czegoś brak, że muszę najpierw o to czy o tamto zawalczyć czy zatroszczyć się… I tak wpadam w pułapkę nieskończonego szukania nie wiadomo czego - zamiast żyć Życiem Miłości, która złożyła się we mnie. Zamiast zostawić Bogu, mojemu Ojcu, wszelką troskę - a samemu zająć się rozdawaniem Miłości. To jest coś, co Boga „rozkłada”: gdy ja zostawię wszystko dla Miłości, dla dawania Miłości braciom i siostrom - tak, jak mnie prowadzi Miłość. On wtedy zrobi wszystko.

Czytaj Pismo Święte w serwisie gosc.pl: biblia.gosc.pl

I właśnie ta cecha Boga: że On nic nie niszczy, ale potrafi wszystkim się posłużyć - dochodzi do głosu w dzisiejszej Ewangelii. Jezus potrafi zatrudnić naszą skazę grzechu pierworodnego, by ta pędziła nas do modlitwy. Potrafi posłużyć się naszym egoizmem szukającym spełnienia swoich oczekiwań, by to pędziło mnie do modlitwy, do proszenia, szukania, stukania - a w ten sposób Jezus ma całkiem sporo czasu by pracować nad moim sercem. By je przemieniać i formować - aż wreszcie zobaczę. Że ja, choć przynoszę cierpienie - to jednak potrafię dawać dobre dary. Więc o ileż bardziej Ojciec niebieski! Jeśli ja, chory na grzech pierworodny, na pychę i egoizm, potrafię być dobry - to o ileż bardziej Ojciec! Jeśli ja, chory na pychę i egoizm, potrafię zdobyć się na Miłość - to okazuje się, że Bóg nie pogardził mną, grzesznikiem, ale że chce nadal mieszkać we mnie i we mnie wyznawać się światu. I właśnie to jest największe odkrycie płynące z upartej modlitwy: że znajdę Boga żyjącego we mnie. Że Go zobaczę. Odkryję w sobie. Przeżyję zdumienie, radość niezwykłą, fascynację Żyjącym we mnie. Miłością, która uparcie się we mnie składa. Bogiem, który nie rezygnuje ze mnie, choć jestem naczyniem popękanym i marnym. A jednak On chce właśnie w takim się składać. Daje mi Chleb, nie kamień. Daje mi Serce Syna, nie serce kamienne. Daje mi jajko, nie skorpiona. Daje mi rybę, nie węża. Daje mi Życie a nie śmierć. Daje mi Słowo Prawdy a nie jad kłamstwa. Choć jestem przynoszącym cierpienie, sprawiającym ból sobie i innym, mojemu Ojcu, Jezusowi żyjącemu we mnie… Choć sprawiam ból, niosę cierpienie - to On daje mi Życie, Prawdę, siebie. Daje Syna. Daje Ducha. Wciąż istnieję. Jaki zachwyt! Że mnie nie skasował, że nie zrezygnował, nie odrzucił! Rzecz w tym, żeby to odkryć - w upartej modlitwie. Niech cię pędzi do modlitwy choćby twój egoizm, twoje oczekiwania - ale módl się uparcie. A Pan sobie poradzi - i otworzy ci oczy na Dobro, które żyje w tobie. Na Boga Dobrego, który żyje w tobie i chce się w tobie wyznawać światu. Przestaniesz być sprawiającym ból - będziesz niosącym Życie, dającym Miłość, dającym Boga. Jak Maryja.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy