Członkowie Bractwa Świętego Józefa z parafii pw. św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Nowej Rudzie-Słupcu udali się na Górę św. Anny i do Prudnika.
Wraz z ks. Marcinem Zawadą 18 marca dziesięciu mężczyzn naśladujących św. Józefa udało się na Górę św. Anny, by tam przeżyć swoje patronalne święto.
- Potrzeba pozostawienia swoich bliskich, pracy i pomysłów, by udać się na pustynię, dzień skupienia, by w gronie swoich kolegów z bractwa pomyśleć o swojej duszy i zbawieniu – mówił w czasie Apelu Jasnogórskiego ks. Marcin, zachęcając do wyciszenia i modlitwy.
Następnego dnia pielgrzymi rozpoczęli dzień Mszą św., w czasie której ich duchowy opiekun mówił, że sprawiedliwość oderwana od Boga zawsze obróci się przeciw człowiekowi i to dziś widać w otaczającym nas świecie. Dodał, że św. Józef uczy, by w życiu chcieć więcej.
- Wiedzą o tym szczególnie trzej panowie, którzy noszą imię świętego patrona - Józef Kowalczuk, Józef Iwanicki i Józef Biernat. Pierwszy z nich jest nawet prezesem parafialnego oddziału bractwa. Ale każdy z nich stara się naśladować opiekuna Bożej rodziny – cieszy się ks. Zawada.
Od św. Anny grupa udała się do sanktuarium św. Józefa w Prudniku, gdzie przywitał ich o. Faustyn Zatoka - wikariusz domu. Po wspólnej modlitwie Litanią do św. Józefa ojciec opowiedział o historii tego miejsca i szczególnych gościach, którzy tu przebywali.
- Sanktuarium jest miejscem szczególnym, nie tylko ze względów religijnych, historycznych, ale także krajoznawczych. Dla Polaków jest to miejsce tym bardziej wyjątkowe, że właśnie tu w niewielkim, otoczonym lasem klasztorze franciszkanów był więziony w latach 50. kard. Stefan Wyszyński. Tu również zrodziła się myśl Prymasa, aby odnowić śluby złożone ojczyźnie w XVII w. przez polskiego króla Jana Kazimierza, chroniącego się w niedalekim Głogówku przed potopem szwedzkim. To miejsce do dziś bije bardzo mocno. Czemu? Bo świadkowie tego miejsca są autentyczni, bo postawili na prawdę, na Boga - mówił o. Faustyn.