Urodził się w Boże Narodzenie, zmarł w przeddzień męki Pańskiej. Żegnali go biskupi, księża, rodzina i tłumy wiernych, którym poświęcił ponad 50 lat życia.
Uroczystości pogrzebowe odbyły się 24 kwietnia. Przewodniczący im bp Ignacy Dec w homilii przypomniał, że na czas oktawy Zmartwychwstania Pańskiego trzeba spojrzeć z perspektywy całego życia i działalności Chrystusa.
- Wypełnił misję zleconą Mu przez Ojca. Po głoszeniu Dobrej Nowiny o zbawieniu, potwierdzonej licznymi cudami, wydał się dobrowolnie w ręce grzeszników. Dał się pojmać, osądzić i przybić do krzyża. Taką zapłatę Jezusowi dano za jego słowa prawdy, czyny miłości, liczne uzdrowienia czy cuda – wyjaśniał biskup.
Przedstawiając życiorys ks. Tadeusza, zauważył, że Jego życie wiązało się z Chrystusem, bo urodził się w Boże Narodzenie 1929 r., a zmarł w nocy z 17 na 18 kwietnia, tuż przed rozpoczęciem Triduum Paschalnego, wspominającego mękę i śmierć Jezusa. Drugim Chrystusem stawał się również przy ołtarzu. Święcenia kapłańskie przyjął 13 czerwca 1954 r. we Wrocławiu. Po latach pracy jako wikariusz w Bierutowie, w parafii pw. św. Jakuba i św. Krzysztofa we Wrocławiu, a następnie w Siedlisku i w Świdnicy (parafia pw. św. Stanisława i św. Wacława), został mianowany proboszczem w Strzelcach Świdnickich w 1958 r. i tam służył jako proboszcz do 2008 r.
W ciągu 50 lat posługi w parafii pw. Wszystkich Świętych w Strzelcach ochrzcił 1439 dzieci, pobłogosławił 612 małżeństw, pochował 613 swoich parafian i rozdał 766 500 Komunii św. Jego pracą wspominali na zakończenie Mszy św. kapłani i wierni świeccy.
- W dokumentach zapisana jest praca ks. Dudka jako wikariusza w parafii św. Stanisława i św. Wacława. Tak, mieszkał u boku ks. Dionizego Barana, dawnego jego katechety z Brzegu. Ale od początku posługiwał właśnie tutaj, w Strzelcach Świdnickich. Dojeżdżał tu motocyklem, a potem starym radzieckim moskwiczem, dopóki nie wybudował tu plebanii. Przede wszystkim budował tu jednak wspólnotę - wspominał ks. Jan Bagiński.
- Jako młody ministrant poznałem księdza prałata w parafii pw. św. Mikołaja w Pszennie. Wraz z ks. Henrykiem Filonowiczem i ks. Stanisławem Gozdkiem często razem śpiewali słowa uwielbienia: „Niech będzie Bóg uwielbiony”. Jak oni to śpiewali, to aż ciarki przechodziły przez ciało. Tak właśnie zapamiętałem ks. Tadeusza. Nasze drogi później się spotkały po naszej przeprowadzce do Szczepanowa. Służyłem tu jako ministrant, lektor, a później jako kleryk. Nasz kontakt trwał przez lata, a ks. Tadeusz był przyjacielem naszej rodziny - podkreślał ks. Krzysztof Tomczak pochodzący z parafii kapłan archidiecezji wrocławskiej.
Mówił też o pokorze, którą podkreślali parafianie. Zawsze spokojny i rozmodlony, oddany Bogu i Kościołowi. Może dlatego też mimo odejścia na emeryturę w 2008 r. dopiero 10 lat później przeniósł się do świdnickiego hospicjum św. Ojca Pio. Tam miał już odpowiednią opiekę. Jednak parafianie i nowy proboszcz, ks. Marcin Czchowski, nie pozostawiali go samego.
To on wspominał ostatnie dni zmarłego kapłana ze łzami w oczach. - Pamiętam, jak pobłogosławiłeś mnie przed twoim odejściem. I jak nie chciałeś mnie puścić trzy tygodnie temu z hospicjum. Kiedy złapałeś mnie za ręce i powiedziałeś: „Mój przyjacielu”. Dziękuję ci za to. Bóg wie, ile razem przeżyliśmy - dodał.
Życiorys ks. Tadeusza można przeczytać TUTAJ.