Ksiądz Paweł Szajner, proboszcz parafii w Mrowinach, i świdnicka redakcja "Gościa Niedzielnego" apelują o pokój i przebaczenie.
W ostatnich dniach byliśmy świadkami tragedii, która wydarzyła się w Mrowinach koło Żarowa, na terenie naszej diecezji. Spokojna do tej pory miejscowość przeżywała momenty najpierw wyjątkowej solidarności, kiedy mieszkańcy zaangażowali się w poszukiwania zaginionej Kristiny, potem pojawiły się uczucia niedowierzania, buntu i bólu, kiedy ujawniono, że dziewczynka nie żyje, a następnie ogromnej złości i gniewu skierowanego w stronę zatrzymanego i oskarżonego w tej sprawie Jakuba A.
Zarówno mała miejscowość koło Żarowa, jak i Świdnica, stolica naszej diecezji, gdzie prowadzone było przez prokuraturę śledztwo, a następnie dowieziony został oskarżony, przeżyły najazd ogólnopolskich mediów, które relacjonowały te bolesne wydarzenia. W mediach często prezentowane były bardzo jednoznaczne i skrajne emocje ludzi, które przy ciężarze tej zbrodni można zrozumieć. Wszystko to działo się niejako na oczach całej Polski, ale odbywało się u nas, po sąsiedzku. To głównie mieszkańcy naszej diecezji obecni byli przed Prokuraturą Okręgową w Świdnicy w momencie, kiedy przewieziono tam oskarżonego, aby dać wyraz swoim emocjom – złości i gniewowi. W wielu rozmowach toczonych w rodzinach, w pracy czy sklepach temat ten był obecny. Zazwyczaj dominowało współczucie dla rodziny małej Kristiny, ból i solidarność z tak ciężko doświadczonymi bliskimi. Targały nami skrajne emocje, bo ból łączył się ze złością, a czasami nawet agresją wyrażaną w stosunku do oskarżonego. Wobec tych tragicznych wydarzeń możemy się pogubić, jeśli nie uruchomimy zmysłu wiary, jeśli nie będzie nam towarzyszyć perspektywa Ewangelii.
Z pewnością wielu z nas nie są obce pytania: gdzie był Bóg i dlaczego do tego dopuścił? Jaki to Bóg, skoro pozwala na tak tragiczne i bolesne sytuacje? Wiemy, że „Bóg jest Miłością”. I tylko Miłością. Daje jednak ludziom wolną wolę. Każdy z nas decyduje, czy zaprasza Go do swojego życia. Kiedy zamykamy przed Nim swoje serce, dajemy pole do działania złu. To nie Bóg jest odpowiedzialny za to, co się stało, ale człowiek, który – wszystko na to wskazuje – zamknął przed nim swoje serce.
Po ujawnieniu większej ilości informacji na temat zbrodni, jej przebiegu i motywów, zaczęła dominować złość i chęć szybkiego wymierzenia sprawiedliwości, którą można streścić w słowach: życie za życie, krew za krew. Czy jako osoby wierzące nie możemy tak czuć? Złość i gniew to w takich sytuacjach naturalne emocje. Nawet św. Piotr, kiedy aresztowano jego Mistrza, „mając przy sobie miecz, dobył go, uderzył sługę arcykapłana i odciął mu prawe ucho”. Człowiek, którego Jezus Chrystus ustanowił fundamentem Kościoła, zachował się instynktownie i dał się w tamtym momencie ponieść emocjom. Jezus, który chwilę wcześniej sam odczuwał w Ogrójcu lęk, trwogę i zalewał się krwawym potem ze strachu przed tym, co ma przeżyć, nie potępił św. Piotra, jednak nakazał: „Schowaj miecz swój do pochwy”. Tak nagle rozbudzona złość jest bardzo ludzka i zrozumiała. Ważne jest jednak, co z nią zrobimy. Co robił Jezus w takich sytuacjach? Jaki dał nam przykład? On modlił się za swoich oprawców i prosił Ojca, żeby przebaczył im, bo nie wiedzą, co czynią. Jezus odpuścił grzechy Łotrowi, który razem z nim cierpiał na krzyżu i żałował swojego postępowania. Być może pisanie o przebaczeniu teraz, kiedy wciąż przeżywamy bardzo silne emocje, a wydarzenia dzieją się na naszych oczach, spotka się z niezgodą wielu ludzi. Jezus, nauczając, też słyszał: „Trudna jest ta mowa, któż jej może słuchać”. Czy powinniśmy przebaczyć w sytuacji, kiedy zabito bezbronne, niewinne, ufne dziecko? Czy przebaczenie w takiej sprawie w ogóle jest możliwe? Przebaczenie to proces. Czasami trudny i długotrwały. Nie służy mu podgrzewanie emocji, którym dajemy ujście w rozmowach, które pokazywane są przez media.
Co powinniśmy zrobić w sytuacji, kiedy czujemy ból, złość, gniew i nie potrafimy lub nie chcemy przebaczyć? Kiedy targają nami takie emocje? Pójść do Jezusa i Jemu to oddać! Dla nas, osób wierzących, tylko Bóg jest Lekarzem mogącym uleczyć najbardziej bolesne rany. Być może, zamiast iść protestować przed prokuraturą czy sądem, powinniśmy udać się przed Najświętszy Sakrament, którego uroczystość przeżywaliśmy wczoraj, i Jemu to oddać? Do czego może nas samych doprowadzić chowanie i pielęgnowanie złości, gniewu i chęci zemsty? Czy właśnie to da nam ulgę i spokój ducha? Czy chowając w sobie te uczucia, my również nie zamykamy przed Bogiem naszych serc? Czy nie zamykamy Mu drogi do tego, żeby mógł uzdrowić nasze serce i pomógł żyć w świecie, w którym wciąż dzieje się tyle złych rzeczy? A dzieją się wtedy, kiedy zamykamy swoje serce przed Bogiem, który chce do niego przyjść z miłością i pokojem. W tych trudnych dla rodziny, znajomych, ale także dla całej naszej społeczności chwilach, możemy modlić się tekstem pieśni:
Pójdź do Jezusa, do niebios bram,
W Nim tylko szukać pociechy nam.
On nas napoi krwią swoich ran,
On Ojciec, Lekarz, Pan.
Słuchaj Jezu, jak Cię błaga lud,
Słuchaj, słuchaj, uczyń z nami cud.
Przemień o Jezu, smutny ten czas.
O Jezu pociesz nas.
Że z nami jesteś, pozwól to czuć,
Nadzieję w sercu omdlałym wzbudź.
Daj wytrwać mężnie prób ziemskich czas,
O Jezu, pociesz nas.
Gdy nas otoczy ponury dzień,
Daj przy ołtarzu w smutny ten dzień,
Znaleźć ochłodę i męstwa wzór,
W Tobie, o Jezu mój.