Zmarły kapłan znany był z tego, że nikomu nie szczędził czasu i uwagi. Może dlatego tak wielu ludzi poświęciło swój czas, by go pożegnać.
Uroczystości pogrzebowe ks. Józefa Michalskiego podzielono na dwie miejscowości. Dzień wcześniej żegnano go w parafii pw. św. Piotra i Pawła w Wałbrzychu, a 17 września odprowadzono go na miejsce spoczynku w Budzowie. Wszystko dlatego, że emerytowany kapłan ostatnie lata spędził na wałbrzyskim Podzamczu.
- Kiedy przychodziłem do tej parafii jako wikariusz, w drzwiach przed plebanią przywitał mnie ks. Józef. To był starszy już ksiądz, którego kapłaństwo przez 5 lat mojej posługi w Wałbrzychu zawsze mnie fascynowało. (…) Był to kapłan cichego i pokornego serca. Człowiek wielkiej siły. Przez te sześć lat naszej przyjaźni, a szczególnie gdy pojawiła się choroba, nie słyszałem ani jednego słowa, że jest źle. Kiedy dowiedzieliśmy się, że choroba się rozwija, że po kilkukrotnym przewróceniu się, ks. Józef ma połamane żebra i że musi to strasznie boleć, ani razu nie usłyszeliśmy żadnej skargi. Chodził po kolędzie i nic nam nie powiedział. Bogu dziś dziękujemy jako kapłani, którzy tu pracowali i nadal pracują, że był naszym "aniołem stróżem". Zawsze o nas dbał. Wieczorem sprawdzał, czy drzwi są pozamykane, czy jest wyłączone ogrzewanie. Był tym, który pierwszy zawsze siedział w konfesjonale - mówił w czasie eksporty ks. Dominik Wargacki, były wikariusz parafii pw. św. Piotra i Pawła w Wałbrzychu.
Jego słowa potwierdził nie tylko proboszcz, ale i miejscowy dziekan. - Chciałbym dziś podziękować ks. Józefowi za to wspólne kapłańskie życie w dekanacie Wałbrzych Zachód. Jestem tu krótko, bo dopiero trzy lata, ale ojciec Józef na wszystko miał czas. Miał czas, by z każdym się spotkać, przybyć na odpust, do konfesjonału. Zawsze chętnie przyjeżdżał służyć penitentom, a kiedy inni księża uciekali do swoich obowiązków, ks. Józef mówił „ja ci dospowiadam, możesz być spokojny” - mówił ks. Jan Gargasewicz.
Obecny wikariusz ks. Paweł Pleśnierowicz, słysząc wspomnienia związane ze zmarłym ks. Michalskim, w rozmowie z redaktorem świdnickiej edycji „Gościa Niedzielnego” przypomniał jedną z sytuacji, w których zmarły okazał się prawdziwym przyjacielem. - Pamiętam ten wieczór. Zmęczony, ale i zniechęcony trudnościami wróciłem do pokoju. Przez cały dzień chodziłem jakiś struty, co chyba zauważył ksiądz rezydent. Zapukał do mnie i powiedział, że musimy poważnie porozmawiać. Zaprosił mnie do siebie na coś do picia i powiedział, że widzi, jak się czuję i że chce mi powiedzieć, że w całym jego życiu kapłańskim trudne chwile były tymi, które prowadziły do umocnienia w kapłaństwie. Rozmowa z nim naprawdę mi pomogła - dodaje.
Na Mszy św. w Wałbrzychu, której przewodniczył bp Adam Bałabuch, był również obecny bp Leszek Leszkiewicz, który pochodzi z rodzinnej parafii zmarłego kapłana. W homilii krótko nawiązał do spotkań w Rzepienniku Biskupin, na których zawsze ks. Józef był krótko, tłumacząc się obowiązkami w parafiach, którym służył.
Następnego dnia ceremonii pogrzebowej w Budzowie przewodniczył już bp Ignacy Dec. - Drogi Księże Józefie, nasz bracie w kapłaństwie, oto wybija godzina pożegnania się z Tobą. Dziękujemy dziś Bogu za Ciebie, za to wszystko, co Bóg przekazał ludziom i nam przez twoją posługę, przez Twoje kapłańskie życie, na wszystkich placówkach Twego kapłańskiego posługiwania, a w szczególności w Bystrzycy Górnej. Żegnamy Cię w postawie wdzięczności wobec Boga i w postawie modlitwy. Żegnają Cię kapłani, wdzięczni ci za przyjaźń, za modlitwy. Podziwialiśmy przy tym twoją cierpliwość i wytrwałość w niesieniu krzyża choroby - mówił.
Przestawił też życiorys ks. Józefa, który znajdziecie w poniższym artykule.