W spektaklu "Chrzciny" Alchemii Teatralnej, który przez ostatnie trzy dni bawił świdniczan w sali teatralnej ŚOK, o. Cyprian Tomaszczuk wciela się w rolę księdza.
Jak się okazuje, był to tylko jego głos, nagrany wcześniej. Jednak na premierze benedyktyn z diecezji świdnickiej pojawił się osobiście.
- Tak naprawdę byłem tam przypadkowo. Nie przyjechałem specjalnie z Sampora na sztukę, tylko nieopodal głoszę rekolekcje adwentowe i udało mi się na chwilę wyrwać, by przyjechać na premierę - wyjaśnia o. Tomaszczuk.
Mówi też o wrażeniach, które zrobiły na nim "Chrzciny" w reżyserii Juliusza Chrząstowskiego.
- To niesamowite doświadczenie, bo znam tę grupę "od kuchni", znam tych ludzi, z którymi pracowałem przez tyle lat. To prawda, że teraz zupełnie inaczej ogląda się tę sztukę, bo czuje się te emocje, które towarzyszą samym aktorom na scenie i poza nią w kuluarach, gdy powtarzają swoje role, upewniają się, po kim mają mówić, w którym momencie mają wejść. Nigdy wcześniej, kiedy chodziłem do teatru, nie miałem takich doświadczeń. Sam spektakl bardzo mi się podobał. Był bardzo ambitny, więc byłem pełen szacunku dla roboty, którą wykonali alchemicy. Wiem, że było to okupione dużym wysiłkiem, ale efekt był jak zawsze zaskakująco dobry - podkreśla były redaktor świdnickiej edycji "Gościa Niedzielnego".
Wspomina też, że na końcu premiery został wywołany na scenę.
- W tej sztuce słychać mój nagrany głos. Wiedziałem, że tak będzie, ale nie miałem pojęcia, w którym momencie, więc z niecierpliwością czekałem na tę chwilę. I muszę powiedzieć, że jest to w bardzo mocnym momencie całego przedstawienia, kiedy Teresa imponująco mówi swój monolog, a następnie rozmawia ze mną, kapłanem, w tle. Stąd też wywołanie mnie na scenę jako część obsady. Grupa, poza Haliną, nie miała pojęcia, że ja tam będę, wiec była to prawdziwa niespodzianka. A dla mnie niesamowite doświadczenie ciepłego przyjęcia, owacji, skierowanych na mnie reflektorów. Widzę, że doświadczenie teatru jest we mnie bardzo głęboko zakorzenione. A te trzy lata poza nim niewiele zmieniły w tej kwestii. A właściwie to wyostrzyły tylko smak tego doświadczenia - kończy o. Cyprian.
Sama sztuka opowiada o typowych polskich chrzcinach, gdzie przy stole spotykają się najróżniejsi ludzie z dwóch rodzin. Wspólne wspomnienia, zabawne sytuacje, ale i konflikty pokazują najgłębsze przywary współczesnego społeczeństwa.