Dzwonek do drzwi. Pani w masce i ochronnych okularach. Gumowe rękawiczki. Jednorazowy długopis do podpisania odbioru decyzji. Kwarantanna.
Jesteśmy domatorami. Jakoś to przetrwamy. Co prawda dzieci trochę roznosi, tym bardziej, że w przypływie emocji pozwoliłem im teraz zjeść codziennie coś słodkiego, nie tylko w niedzielę. Jedzenia nie brakuje, rodzina i przyjaciele się o nas zatroszczyli. Dla nas sklepy są zamknięte jak w każdą niedzielę.
Dzieci podekscytowane, bo do każdego przyszła osobna koperta. Dla niektórych pierwszy list w życiu. Tłumaczymy zawiły język urzędowy. Starsze rozumieją, młodsze po chwili pytają, czy jutro idą do przedszkola. Siedzimy, rozmawiamy, modlimy się. Zazwyczaj jakoś brakuje na to czasu. Wychodzi nam to tylko w niedzielne poranki. Od dziś codziennie jest jak w niedzielę. Tyle, że do kościoła wyjść też nie możemy.
Pozostaje nam Słowo Boże. Tego nikt nam nie zabronił. Otwieram więc i czytam: "Gdzie dwóch lub trzech zbierze się w imię moje tam Ja jestem pośród was". Jak to dobrze, że tę Jezusową normę przekraczamy w domu z zapasem.
Czytam dalej: "Kto przyjmuje jedno z tych najmniejszych, Mnie przyjmuje”. Często po wyjściu z kościoła zapominam, że przyjąłem przed chwilą Jezusa w Eucharystii, ale jakie to szczęście, że moje dzieci nie pozwalają mi o sobie zapomnieć.
Sięgam do niedzielnych czytań, przecież dziś niedziela, choć w kalendarzu sobota. Jezus mówi: "Nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcili Ojca". Nawet, gdybyśmy mogli wychodzić, to na Mszę dotarlibyśmy spóźnieni, takie prawo wielodzietnych, więc limit 50 osób już dawno by się wyczerpał.
Rozmawiam o tym wszystkim z moim przyjacielem. Przypomniał mi postać bł. Karola de Foucauld. Mieszkając na pustyni Tamanrasset, gdzie żył wśród Tuaregów, przez cztery lata nie odprawiał Mszy św., prawo kościelne zakazywało bowiem wtedy celebrowania Eucharystii bez udziału wiernych. Adorując jedynie Najświętszy Sakrament odkrył, że może spotkać Chrystusa w drugim człowieku. Żył życiem ukrytym jak Jezus z Nazaretu, w pokorze, prostocie i uwielbieniu.
Może to dobry czas, żeby zatęsknić za Eucharystią? Ile razy szedłem do kościoła, żeby odetchnąć, odpocząć, nabrać sił, nie po to, żeby spotkać się tam z Jezusem, ale moim największym idolem - świętym spokojem. Może, gdy już bezpiecznie dopłyniemy do brzegu, to pójdę na Eucharystię naprawdę stęskniony?
Może ten czas to dobra okazja, żeby wziąć na poważnie słowa, które słyszę od lat, że drugi jest Chrystusem. Moja żona i dzieci są Chrystusem! Mogę z Nim być i nigdzie się nie spieszyć. Mogę z Nim tracić czas na rozmowy i zabawę. Mogę Go przytulać i całować. Nigdzie nie wychodzę. Jestem z Nim. Jestem z Chrystusem.
"Bóg jest lub go nie ma i tak stracisz wszystko" - śpiewa Artur Rojek w swoim najnowszym albumie "Kundel". Włączyłem go przypadkiem przed chwilą. Uśmiecham się. Bóg jest. I jest dobry. Życia wiecznego nikt mi nie zabierze.
Ahoj przygodo!