Potrzeba niewiele, aby na czyjejś twarzy pojawił się uśmiech.
Antek i Stasiu dwa lata temu zobaczyli w telewizji reportaż opowiadający o dzieciach leczonych onkologicznie. Dowiedzieli się, że można tym dzieciom pomóc, ścinając swoje włosy i wysyłając je do fundacji Rak’n’Roll, która robi z nich peruki. Chłopcy postanowili działać. Albo raczej poczekać – aż dwa lata, zanim ich włosy osiągną odpowiednią długość.
– Podoba mi się w tej inicjatywie to, że dzieci pomagają dzieciom. Sami przyszli i powiedzieli, że chcą coś takiego zrobić. Wydaje mi się, że to jest ważne, żeby dzieciaki, które zachorowały i straciły włosy, poczuły, że innym dzieciom na nich zależy – mówi Agnieszka. Jest dumna ze swoich synów, tym bardziej, że w tym czasie musieli liczyć się z pewnymi niedogodnościami, a niekiedy także krzywymi spojrzeniami kolegów. – Czasem było ciężko z długimi włosami. Na wuefie wpadały do oczu, ale wystarczyło związać gumką i już nie przeszkadzały. Koledzy czasem się nabijali, ale staraliśmy się tym nie przejmować – mówi Antek, który w tym roku skończy 13 lat. – Ja ich po prostu ignorowałem, u mnie szybko się przyzwyczaili – dodaje młodszy o dwa lata Stasiu.
Od momentu podjęcia decyzji do wizyty u fryzjera minęły dwa lata, gdyż włosy krótsze niż 25 centymetrów nie nadają się do tkania peruk. Działania fundacji są o tyle ważne, że peruki z naturalnych włosów są drogie i tylko w niewielkim stopniu są refundowane przez NFZ. Dla Antka i Stasia ten czas był dobrą okazją do ćwiczenia wytrwałości i trwania w postanowieniach. – Czujemy się dobrze z tym, że nasze włosy pójdą na dobry cel. Niewiele trzeba, żeby pomóc. Wystarczy dobra motywacja – mówi Antek.
Jego młodszy brat mówi krótko, czego nauczył się przez te dwa lata. – Odwagi. Na początku wstydziłem się trochę mojej fryzury, ale nauczyłem się bronić swoich racji i nie przejmować tym, co mówią inni, tylko robić swoje – dodaje Stasiu.