Tak Kazimierza Stachonia zapamiętają księża, nadzwyczajni szafarze i wierni parafii pw. NMP Królowej Polski.
Przez 20 lat Kazimierz Stachoń służył w parafialnej zakrystii, przygotowując szaty liturgiczne, ale też dbając o każdy inny, nawet najmniejszy szczegół celebry.
Zawsze elegancko ubrany, uśmiechnięty, czekający z dobrym słowem. – Jego przygoda z parafią tak naprawdę rozpoczęła się dużo wcześniej. Od robienia skrupulatnie składanych z pojedynczych literek nagłówków na parafialnej tablicy ogłoszeń. Nie było jeszcze wtedy kościoła górującego nad Osiedlem Młodych, ale drewniana kaplica, w której dekorowanie również się angażował – wspomina żona. Kazimierz Stachoń urodził się 1 lutego 1952 r. w Świdnicy w rodzinie Karoliny i Antoniego Stachoniów, którzy przyjechali za pracą na Dolny Śląsk z Rozdziela koło Limanowej. Z miastem biskupim związał również swoje rodzinne życie, dzieląc je z żoną Haliną i trojgiem dzieci: Michałem, Tomaszem i Małgorzatą.
Zaczął pracę w wieku 17 lat jako frezer w jednym ze świdnickich zakładów produkcyjnych. Później prowadził swoją działalność związaną z produkcją drewnianych klocków, skrzynek na jabłka oraz worków foliowych. Pracował jako inkasent, jeżdżąc zieloną nyską. Jego dodatkową pracą, pozwalającą rodzinie żyć w godziwych warunkach, było rzeźbienie w drewnie. Nie przeszkadzała mu w tym opieka nad najmłodszym dzieckiem, które siedząc sobie w kąciku, zafascynowane układało trociny.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się