W prowadzonym przez siostry ze Zgromadzenia Franciszkanek Rodziny Maryi Domu Pomocy Społecznej po wykryciu zakażenia koronawirusem zabrakło rąk do pracy. Z pomocą przyszło świdnickie seminarium.
Kilka dni temu bp Marek Mendyk wystosował apel o pomoc dla wałbrzyskiego DPS-u (pisaliśmy o tym tutaj: Potrzebna pomoc dla DPS-u w Wałbrzychu. Biskup wystosował apel). Mimo to jednak do sióstr w pierwszych, najtrudniejszych dniach, dotarła jedynie znikome wsparcie. Z pomocą przyszli klerycy, którzy po ogłoszeniu zapotrzebowania przez ks. Tadeusza Chlipałę, rektora WSD, stworzyli dwa zespoły, które przez miesiąc zapewnią podopiecznym DPS-u wsparcie.
– Podzieleni jesteśmy na dwa czterosobowe oddziały, które będą tu po dwa tygodnie. Oczywiście jest z nami jeden z przełożonych, który jak my angażuje się w opiekę nad chorymi. Już po pierwszym dniu byliśmy w szoku. Nie mamy pojęcia, jak siostry ogarniały to wszystko wcześniej same. Po naszym dołączeniu pracy jest tyle, że ciężko znaleźć wolną chwilę, a przecież wcześniej była ich tylko czwórka – relacjonuje diakon Jarosław Biłozor.
– Siostry to prawdziwe bohaterki! Są niesamowite! Słaniały się ze zmęczenia, a mimo to dalej pracowały, bo wiedziały, że pewne rzeczy trzeba skończyć. Dla mnie osobiście są wzorem świętego życia i całkowitego oddania Jezusowi. Naprawdę je podziwiam – dodaje Jan Kubiak z drugiego roku.
Obaj dodają, że mimo 11-osobowego składu, pracy wciąż jest bardzo dużo. Znaczna część dotychczasowego personelu musiała pójść na kwarantannę, a ogłoszenie o pracy nie przyniosło skutku.
– Domownicy to ludzie starsi, schorowani, przykuci do łóżek. Potrzebują pomocy 24 godziny na dobę. Pracujemy od rana do nocy, pełnimy też nocne dyżury. Przerwy mamy jedynie na posiłki. Mimo to doświadczamy tu ogromnej łaski i siły od Pana Jezusa. Ta służba przynosi nam też ogromną radość i satysfakcję – mówi jeden z kleryków.
Drugi zauważa, że w niejednej sytuacji taka służba sprowadza na ziemię.
– Pensjonariusze są bardzo uprzejmi i w ogóle jest dobrze. Ale pracy jest dużo i nie zawsze jest ona przyjemna. Widzimy cierpienie tych ludzi i to pomaga nabrać dystansu do swoich „problemów”, które w świetle tej rzeczywistości po prostu nie mają znaczenia – zauważa.
Dlaczego zgodzili się pomóc siostrom w opiece nad chorymi?
– Pan Jezus mnie do tego powołał. Czuję takie wezwanie w sobie, żeby iść i pomagać ludziom, bo On tak robił. To jest miłość, którą chcę nie tylko głosić, ale i nią żyć – podkreśla Jan.
– To jest Ewangelia. Jak jest okazja do pomocy, zwłaszcza takiej konkretnej, to trzeba się w nią włączyć. Boję się nie tyle wirusa, co tego, że nie dam rady. Że jakaś praca będzie dla mnie zbyt wymagająca czy odrzucająca. Ale próbuję, bo wiem, że warto – dodaje Jarosław.
Choć wciąż brakuje rąk do pracy, siostry aktualnie nie są w stanie przyjąć kolejnych wolontariuszy. Proszą jednak, by chętni zgłaszali się telefonicznie do dyrekcji domu: s. Ewelina Uruska RM, tel. 605 346 133.
– Potrzebne są też pampersy dla dorosłych, rzeczy pielęgnacyjne, jedzenie dla seniorów, słodycze, napoje, medykamenty, zwłaszcza środki przeciwbólowe. I dużo modlitwy, bo ona naprawdę uskrzydla – kończy kleryk.