Grupa dopiero rozpoczęła swoją działalność, a już w czasie niedzielnych Mszy św. dawała świadectwo swojego nawrócenia, w wielu przypadkach także odrzucenia uzależnienia.
Ich opiekunem w parafii św. Stanisława i św. Wacława jest ks. Paweł Traczykowski, który przez całą niedzielę 8 listopada towarzyszył członkom świdnickiej wspólnoty.
- Mamy w sercu wiele dobrych pragnień. Część z nich to takie, za którymi może tęsknimy. Może w niejednym sercu takie pragnienie dotyczy obecności Boga. Tego, który kocha, przebacza, potrafi wyrwać człowieka z największego zła. Wzywamy Jego obecności zwłaszcza wtedy, gdy jesteśmy zagubieni, przygnieceni ciężarem tego, co się dzieje - wprowadzał w świadectwa wikariusz katedralny.
Później głos na każdej Mszy św. zabierali członkowie Apostolstwa Trzeźwości, którzy opowiadali o swoich doświadczeniach.
- Jestem alkoholikiem. Jeszcze jako dziecko, mając 12 lat, powiedziałem Bogu, żeby sobie na mnie poczekał, bo ja się muszę wyszumieć. Alkohol, dziewczyny, zabawa - to wszystko mnie wciągało bez reszty. Miałem ciężkie dzieciństwo. Byłem bity za to, że się moczyłem i inne przewinienia. Ojciec pił, oboje z matką używali przemocy. I nawet jak się modliłem, to Bóg nie wysłuchiwał moich próśb. Nie był mi do niczego potrzebny. Za to pomagał mi alkohol, który pozwalał nie myśleć o problemach. W konsekwencji wpadłem w nałóg, który niszczył moje życie - opowiadał Roman.
Dalsze jego losy wcale nie były lepsze. Alkoholizm nie pozwalał mu się utrzymać w żadnej pracy na dłużej. Tak trafił na wysypisko śmieci, gdzie zbierał surowce wtórne, sprzedawał je, a za uzyskane w ten sposób pieniądze kupował alkohol. Mijały lata i nic się nie zmieniało. Aż do pewnego dnia.
- Pamiętam, że kiedy za którymś razem przeholowałem i byłem jedną nogą w grobie, chciałem się pomodlić. Ale nie mogłem sobie przypomnieć nawet słów modlitwy "Ojcze nasz". I nie wiem, co się ze mną wówczas stało, ale jakiś głos w głowie kazał mi coś z sobą zrobić, przestać pić. Poszedłem do kościoła i tam na tacę wrzuciłem ostatnie 2 złote, które chciałem tradycyjnie wydać na małe piwo. To był październik 2001 r. Od tamtej pory nie używam alkoholu - dodał.
Po jakimś czasie poszedł na terapię, zaczął układać sobie życie. Czuł, że powinien mówić o swoim doświadczeniu i pomagać innym wyjść lub w ogóle uniknąć nałogu. Nie tylko on doszedł do takiego przekonania.
- Często słyszę od ludzi "ja tam święty nie będę". I tak sobie myślę, że ja chcę być święty. Będę robił wszystko, żeby zostać świętym. I może ktoś w procesie beatyfikacyjnym wyciągnie mi jakieś brudy, ale to wcale mnie nie zniechęca. Powołanie do trzeźwości nakłada na mnie pewnego rodzaju zobowiązania, które chętnie czynię. Przyjmuję to jako misję. Czuję, że stałem się współpracownikiem Pana Boga. Być może na całym świecie jest ktoś, do kogo dotrę tylko ja i dzięki swojemu nawróceniu pomogę jemu się nawrócić. Dostałem ogromną łaskę trzeźwości i chcę się nią dzielić. To jak recepta na raka, którą chcę przekazać innym - mówił na innej Mszy św. Witek, członek Apostolstwa.
Wszystkich zainteresowanych tematem w stolicy diecezji odsyłamy do parafii katedralnej i zachęcamy do modlitwy za uzależnionych i ich rodziny (więcej: Róża modlitwy i wsparci).