Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży uczy młodych ludzi wzięcia odpowiedzialności za swoje życie. Działają samodzielnie, ale mogą liczyć na pomoc. – Dużo zależy od księdza – twierdzi Klaudia.
Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży nie jest nowym ruchem. Jego początki sięgają zaborów, a świetność osiągnęło przed II wojną światową. – W dwudziestoleciu międzywojennym podczas zjazdu w Częstochowie było kilkaset tysięcy młodych. Gdyby prześledzić historię, to KSM stał się zaczątkiem podziemnego życia młodzieżowego w czasie II wojny światowej. To był niesamowicie mocny kręgosłup moralny i patriotyczny i na tej bazie próbujemy do tego wracać – mówi ks. Jakub Klimontowski, diecezjalny asystent Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży.
W tym roku KSM świętuje 30. rocznicę reaktywacji. Chociaż członków jest dużo mniej niż przed wojną, to zasadniczy cel stowarzyszenia pozostał ten sam: wychowywać młodych ludzi do większej miłości Boga i ojczyzny.
Mają swoje pomysły
W naszej diecezji aktualnie są tylko 2 oddziały KSM: w Nowej Rudzie i Głuszycy. Diecezjalny asystent jest pewien, że w niemal każdej parafii są propozycje skierowane do młodzieży, ale mają one nieformalny charakter. – Osobiście uważam, że KSM to jeden z lepszych ruchów dla młodzieży. Nie dość, że jest formacja, to jeszcze to jedyna grupa, w której młodzież bierze odpowiedzialność za swoje działania – właśnie dzięki temu, że jest struktura. Jest prezes oddziału, są skarbnik i sekretarz. Spotykamy się w parafii czy na poziomie diecezjalnym i decydujemy wspólnie. Oczywiście, że ksiądz może ukierunkować, ale nie zawsze tak jest. Czasem trzeba ich przekonać do swoich racji, a czasem te racje nie przejdą, nawet na poziomie ogólnopolskim – mówi ks. Jakub. – Podczas ogólnopolskich wyborów prezesów mogą głosować wyłącznie delegaci z diecezji. My, księża, możemy tylko podpowiadać. Raz było nawet tak, że była „namaszczona” osoba do sprawowania funkcji prezesa, a został nim ktoś inny. I myślę, że dobrze się stało – dodaje z uśmiechem.
Formacja w KSM powinna prowadzić do działania. Młodzi aktywnie wspierają swoje parafie, angażując się w różne dzieła. Mają też swoje pomysły, jak zbierać pieniądze potrzebne na przykład na rekolekcyjne wyjazdy. Czasem to po prostu sprzedaż stroików czy palm. – Bardzo się angażują w zdobywanie pieniędzy. Żeby pojechać na Light for Life w Wambierzycach, sprzedawali kawę albo frytki. To są niby proste rzeczy, ale wymagają jakiegoś wysiłku, zaangażowania – mówi Klaudia Chętkowska, prezes Zarządu Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Diecezji Świdnickiej. Dobrym przykładem, że z rzeczy tak małych mogą urosnąć wielkie dzieła, jest koncert uwielbienia Sygnał Miłosierdzia, którego już trzecia edycja odbyła się również w tym roku w Nowej Rudzie. Na zapleczu organizacyjnym tego wydarzenia stoją ludzie, którzy byli i wciąż są związani z KSM.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się