Zbierali fundusze dla uchodźców z Libanu, ale i opowiadali o działalności Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego.
W parafii pw. Zmartwychwstania Pańskiego byli 7 marca po raz pierwszy. Wraz z nimi przyjechał ks. Jerzy Babiak, duchowy opiekun i dyrektor salezjańskiego liceum we Wrocławiu.
- To wspólnota młodych ludzi, którzy są zaangażowani w życie Kościoła i z narażeniem zdrowia, a czasem i życia, poświęcają swoją młodość, swój czas, aby głosić Ewangelię - bo tak chciał Chrystus. Od przeszło 10 lat pracujemy dla misji wraz z młodymi. Do tej pory z naszego wolontariatu wyjechało przeszło 60 osób. Jechały one na całoroczne projekty misyjne i na te krótkoterminowe: trzymiesięczne czy miesięczne. W różnych krajach prowadzili tzw. Holiday Camp wśród dzieci i młodzieży, które były pewnego rodzaju półkoloniami. Część z nich, jako architekci, informatycy czy medycy jechała też pomagać w dziedzinach, w których są specjalistami. Swoją postawą i bezinteresownością niosą Ewangelię. Wcześniej sami muszą przejść dwuletnią formację, zdobywając najważniejsze informacje m.in. o kraju, do którego później są posłani - wyjaśniał w homilii ks. Babiak.
Opowiadał też o Adopcji Miłości (więcej), a następnie oddał głos Monice, która jako wolontariuszka pracowała w Gambii, najmniejszym kraju Afryki.
- W zeszłym roku przez trzy miesiące byłam na misjach w Kunkujang Mariama. Jest to maleńka wioseczka, w której mieszka około 300 osób. Jest tam też duża szkoła katolicka dla 2500 uczniów. Jest to jedyna chrześcijańska wioska w okolicy. Pozostałe zamieszkuje raczej ludność muzułmańska. Dodam, że każdego wieczoru mieszkańcy wioski, w której posługiwałam, wraz z salezjanami gromadzą się na modlitwie różańcowej. To wyjątkowy czas, bo nawet najmniejsze dzieci wyciszają się, by ze skupieniem rozważać kolejne tajemnice życia Chrystusa. Moją misją była nauka informatyki, choć w wiosce nie było jeszcze żadnego komputera. Przed wyjazdem zebraliśmy jednak środki na pracownię informatyczną i udało się ją w ubiegłym roku zorganizować - wspomina.
Po Mszy św. jej kolega spotkał się z młodzieżą przygotowywaną do sakramentu bierzmowania, a ich duszpasterz z misyjnymi różami różańcowymi.
- Jako wolontariusze nie oczekujemy niczego w zamian. Pracujemy bezinteresowne przez jakiś okres czasu na misjach w innych krajach. Są to kraje ubogie, gdzie ciężko o podstawowe produkty, a co dopiero o komputery czy smartfony, które znamy z codziennego życia. Wielu ludzi tam mieszkających nie potrafi czytać czy pisać, bo mało kogo stać na szkołę. Od najmłodszych lat muszą ciężko pracować, żeby zaspokoić głód. Mimo to dużo częściej potrafią się cieszyć życiem, doceniają to, co mają, i bawią się przy każdej możliwej okazji - wyjaśniał nastolatkom Radosław, dodając, że w tym roku będzie miał możliwość wyjazdu do Liberii, gdzie ma uczyć informatyki ludność niewielkiej wioski w samym środku buszu.
Uczestnicy spotkań i Eucharystii mieli również okazję wspomóc wolontariat ofiarą lub zakupem afrykańskich różańców i innych przedmiotów religijnych czy codziennego użytku.