Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Nasze drogi spotkały się w kościele

Pamiętam dokładnie ten dzień, kiedy Pan Bóg skrzyżował nasze drogi. Było to 25 lutego 2017 r.  Mogę śmiało powiedzieć, że połączyły się wtedy losy kilku rodzin i wspólnych znajomych

Podczas Mszy w kościele pod wezwaniem Andrzeja Boboli zamówiono trzy intencje. Pierwsza za zdrowie Ani, druga za moje zdrowie, a trzecia za świętej pamięci Rafała ( to młody człowiek który chorował na depresję i popełnił samobójstwo). Moja rodzina, przyjaciele i znajomi modlili się zarówno za moje zdrowie, jak i  Ani. Ci ze znajomych, którzy przyszli się modlić za duszę Rafała nie wiedzieli, że na tej Mszy będą też dodatkowe intencje- zresztą za osoby które oni również znali. Tak więc spotkały się losy kilku rodzin w jednym domu Boga Ojca…

Po Mszy przytuliłyśmy się do siebie, jakbyśmy się znały od lat. Zarówno Ania jak i ja wiedziałyśmy co ta druga czuje. Od tej pory były telefony, smsy, wymiana książek. To Ania prowadziła mnie w stronę Boga. Emanowała z niej miłość.  Czasami rozmawiałyśmy jak to kobiety o rodzinie, czasami o chorobie, ale zdecydowaną większość rozmowy szły w kierunku religii. Namalowałam dla Ani na zwykłej małej deseczce Maryję z Dzieciątkiem (typ Eleusa). Nie ukrywam, że było mi miło usłyszeć, że Ani się obrazek podoba, tym bardziej że w tamtym czasie moje umiejętności nie były zbyt wysokich lotów. Dziś pewnie namalowałabym dla niej prawdziwą ikonę i byłaby to święta Anna tuląca Maryję…

Gdy Ania wróciła do pracy była ogromnie empatyczna i pomocna. Pewnego dnia poszła na oddział do mojej koleżanki ( również Ani), której wcale nie znała. Ania do dziś dnia wspomina, że nie spodziewała się takiego wsparcia ze strony obcej sobie osoby. Nasza Ania przekazała jej wtedy książkę, aby mogła się zbliżyć w swym cierpieniu do Pana Boga. Ja również spotkałam się z nią w szpitalu kilka razy. Raz kiedy przekazała mi wiadomość, że moja mama ma raka. Był to dla mnie trudny czas, ale czułam z jej strony wsparcie. I kolejny kiedy to ja potrzebowałam pomocy... Siedziałam pod gabinetem zapłakana z wydrukiem USG, na którym opis wskazywał na wznowę choroby. Ania bardzo długo szukała zmian, ale nic nie znalazła. Podczas badania mówiła do mnie takie ciepłe słowa, że  mogłam się w końcu uspokoić i wyciszyć. Jednocześnie dawała mi i innym bardzo konkretne wskazówki do działania. Podczas choroby pomogła wielu osobom:  naszej Irence Dębosz, czy  Natalii Wojnowskiej. Natalka to młoda dziewczyna z mojej parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa. W swoim świadectwie zamieszczonym w Gościu wspomina, że kiedy ona zachorowała Ania była pierwsza osobą, która powiedziała jej, że nawet tak ciężkie doświadczenia mogą okazać się ogromną łaską. Dodam, że Natalia zawsze powtarzała mi, iż Ania jest dla niej aniołem.

Kiedy przyszłam odwiedzić Anię ( był to już drugi rzut choroby) powiedziała mi jedno zdanie, które do dziś pamiętam: ,,Wiesz rak rakowi jest nierówny…Ten mój jest taki, że ja wiem że będę żyć tylko kilka tygodni. Teraz kiedy modlicie się za mnie, ufam że  będę żyła dłużej…” Od tego czasu minął rok…

Modliłam się za nią, a  Ania w swej modlitwie pamiętała o mnie. Zaskakiwała mnie wciąż  tym, że myślała o innych podczas swojej choroby. Kiedy rok temu Piotr oddawał  mi naczynia  (był to czas kiedy gotowaliśmy Ani i rodzinie obiady) wśród  garnków znalazłam największy cud jaki mógł mi ktoś ofiarować… Była to kartka o odprawianiu w mojej intencji Mszy wieczystych w Misyjnym Seminarium Duchownym Księży Werbistów w Pieniężnie. Nikt nie sprawił mi tyle radości co ona… Muszę przyznać, że sama nie pomyślałam o tym, żeby to zrobić.  A Ania tak… Ania myślała o drugim człowieku. Była dla mnie przykładem wiary, dała mi świadectwo jak stać się wiernym Bogu i Matce Bożej. Dziękuję za jej dobre słowa, wsparcie, dobro i miłość. Tęsknię za nią…Brakuje mi jej…

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy