W Konarach ks. Paweł Traczykowski i ks. Rafał Chudy zaprosili członków grupy do dziękczynienia za czas dotychczasowej działalności.
Spotkanie, które odbyło się 19 września, rozpoczęło się Mszą św., której przewodniczył ks. Traczykowski.
- Może nam się wydawać, że ten temat nas nie dotyczy, że to domena ludzi z marginesu. Ale niestety wcale tak nie jest. Osobiście znam mnóstwo osób w garniturach za kilka tysięcy złotych, które są uzależnione od alkoholu, narkotyków, pornografii czy seksu. Coraz więcej z nas, zwłaszcza młodych, jest zbyt mocno przywiązana do swoich telefonów, internetu. Nie widzimy tego, bo brakuje nam świadomości - zauważył ks. Chudy, miejscowy proboszcz, witając kolegę z Apostolstwa Trzeźwości.
Zamiast homilii zdecydował się poprosić jednego z członków grupy o świadectwo na koniec Mszy św.
- Moje picie zaczęło się, kiedy byłem młodym człowiekiem. Już jako uczeń szkoły podstawowej z kolegami sięgałem po wina owocowe. Tak nam się to spodobało, że nieraz na przerwach między lekcjami potrafiliśmy biec do sklepu po alkohol. Szybko piliśmy i weselej nam było na lekcji. Na szczęście Bozia dała mi trochę rozumu i udało się skończyć szkołę. Zacząłem drugą, ale miałem motor, dziewczynę i nie chciało mi się uczyć. Rodzice pili, więc chciałem się jak najszybciej uniezależnić - wspominał dzieciństwo Ryszard.
Kiedy rozpoczął pierwszą pracę w przedsiębiorstwie komunikacyjnym, zobaczył dopiero co to jest alkoholizm.
- Żeby być akceptowanym, zacząłem z innymi coraz częściej sięgać do butelki. Pasowało mi to. Potem poszedłem do wojska. Tam prowadziłem sobie kalendarzyk i obliczyłem, że na 730 dni służby ponad 500 byłem pod wpływem alkoholu. Chodziłem z ostrą amunicją, ale nie przeszkadzało mi to, że zagrażam bezpieczeństwu swojemu i innych. Po powrocie z wojska rzuciłem pracę, bo wystarczali mi koledzy i alkohol. Po jakimś czasie znalazłem takie zajęcie, żeby móc w pracy pić. Mój pracodawca miał możliwości sprowadzania trunku, więc miałem go pod dostatkiem - opowiadał dalej.
W pewnym momencie miał już jednak dość. Zaawansowana psychoza, zakład psychiatryczny tylko go utwierdziły w przeświadczeniu, że czas z tym skończyć. Zaczął się zaszywać i tak zapewniał sobie trzeźwość na jakiś czas. Ile razy to robił, nie pamięta. W 2000 r. zapisał się na terapię w Czarnym Borze. Po 13 latach trzeźwości znów sięgnął po alkohol na 9 dni, a po terapii nawrotowej nie pije już 8 lat.
Na spotkaniu w Konarach zachęcał nie tylko do tego, by przyjrzeć się swojej historii, ale i rozejrzeć wokół i pomóc tym, którzy potrzebują pomocy. Wraz z pozostałymi członkami Apostolstwa Trzeźwości czekał na zainteresowanych tematem przed kościołem z ulotkami. Podobnie wyglądały też inne Msze św. tego dnia w parafii.