Trzydniowa wyprawa dała w kość nawet największym twardzielom. Zmagali się nie tylko z zimnem i zmęczeniem, ale i ze swoimi słabościami.
Pot, poczucie niemocy, złość, a nawet chęć rezygnacji. Z drugiej strony upór i wewnętrzna walka. To uczucia, które towarzyszyły mężczyznom spędzającym miniony weekend w Górach Sowich. To już drugi taki wypad na terenie diecezji świdnickiej (więcej: Niezłomni wzięli na bary swoje ciężary). I znów na czele stanął ks. Bogdan Kania z archidiecezji katowickiej.
- W życiu codziennym często zakładamy maski. Zrzucamy winę na grzech, nie przyznając się do niej. Chcemy, żeby kumple nas podziwiali, bo jesteśmy męscy, odważni, silni. I tą samą relację przynosimy do Boga, zakładając maskę. Mówię: patrz Boże, jaki ja jestem porządny, bo pojechałem na rekolekcje, na weekend dla niezłomnych, bo byłem na Mszy św. A może dzisiaj trzeba zdjąć tę maskę i powiedzieć sobie, że jestem słaby. Przestać zakładać maskę przed żoną, dziećmi, kumplami. Przyznać się do upadku i chcieć coś zmienić. To czasami zaczyna się od małych rzeczy, w których kryje się pułapka - przekonywał ks. Kania, dając świadectwo własnych słabości i wychodzenia z nich.
Zmęczeni wielogodzinną wędrówką panowie również mieli okazję do zrewidowania swojego życia i wyłuskania z niego słabości, które oddalają ich od Boga. Prowadzący zachęcali, by w sobie wiadomy sposób zapisali je na kartkach i przybili do krzyża, który później nieśli na barkach.
- Nie da się tego doświadczenia opisać. Trzeba to przeżyć. Jestem na takim wyjeździe już drugi raz i za każdym razem przeżywam coś innego. Trud drogi, czas na zastanowienie, modlitwa i wsparcie drużyny otaczających mnie mężczyzn naprawdę przemienia - dzieli się Andrzej, jeden z uczestników.
Swoje świadectwa mówili też inni niezłomni panowie. Wśród nich wielu było już na drugim wypadzie organizowanym przez grupę Niezłomny24 i panów z Domowego Kościoła. W planach są kolejne, także dla ojców z córkami, o których w przyszłości poinformujemy.