Mamę ks. Mariana, kustosza krzeszowskiego sanktuarium, na miejsce spoczynku odprowadziło trzech biskupów, dziesiątki kapłanów, rodzina i przyjaciele.
Na czele zgromadzenia liturgicznego 31 grudnia w kościele św. Mikołaja w Nowej Rudzie stanął bp Marek Mendyk w asyście bp. Stefana Regmunta i bp. Ignacego Deca, który wygłosił homilię.
- Pożegnanie mamy jest szczególnie trudne dla kapłana czy siostry zakonnej, którzy nie mają swoich własnych naturalnych rodzin. Mama jest dla nich najważniejszą, najbardziej kochaną i najcenniejszą niewiastą tu, na ziemi. Dzisiaj, gdy żegnamy śp. Kingę i gdy Pan Jezus w Ewangelii wskazał nam na dom Ojca, do którego ją przekazujemy, popatrzmy, jak przeszła przez ziemskie życie, które się dla niej zakończyło - zapowiadał biskup senior, prezentując życiorys mamy ks. Mariana.
Kinga Kopko z domu Plata urodziła się 6 czerwca 1927 roku w Gostwicy koło Podegrodzia. W rodzinie Tomasza i Barbary urodziło się dziewięcioro dzieci. W tamtych latach na ziemi nowosądeckiej była olbrzymia bieda. Kinga mając 19 lat, w roku 1946, przyjechała na ziemie odzyskane do Nowej Rudy. Tutaj zamieszkała u swego brata Bolesława i rozpoczęła pracę w zakładach papierniczych.
W roku 1949 poznała przyszłego męża Józefa, rodem z okolic Przemyśla, i w październiku 1950 roku zawarli sakrament małżeństwa w kościele św. Mikołaja w Nowej Rudzie. W marcu 1951 roku urodził się pierwszy syn Marian. W 1954 roku urodziła się córka Danuta, która niestety żyła tylko trzy miesiące. Później urodził się kolejny syn Henryk i dwie córki: Bogusława i Grażyna.
Kinga Kopko przez wiele lat ciężko pracowała, wraz ze swoim mężem Józefem, na powierzchni Kopalni „Piast” Nowa Ruda. Mieszkali razem z dziećmi w pobliżu kościoła parafialnego pw. św. Mikołaja. To tutaj uczyła swoje dzieci wiary i patriotyzmu. Jej mąż Józef przeszedł front II wojny światowej od Przemyśla do Drezna, gdzie został ciężko ranny. Razem z mężem przeżyli 43 lata. Józef umarł w Nowej Rudzie 29 lat temu.
Mama Kinga przez lata należała do Żywego Różańca i zawsze zachęcała swoje dzieci i wnuki, a także innych do tej pięknej modlitwy, w której rozważamy życie Jezusa i Maryi. Z różańcem nie rozstawała się nigdy, nawet w chorobie.
Z wielką radością i nadzieją przyjęła decyzję syna Mariana o wstąpieniu do Metropolitalnego Wyższego Seminarium Duchownego we Wrocławiu. Towarzyszyła mu modlitwą w drodze do kapłaństwa. Cieszyła się ogromnie, gdy 23 maja 1981 roku wraz z kolegami otrzymał święcenia kapłańskie. Tutaj w tej parafii błogosławiła syna, gdy szedł do ołtarza, by odprawić prymicyjną Mszą św.
Przez modlitwę i ofiary pieniężne wspomagała syna, kiedy budował kościół i dom parafialny w Polkowicach. Następnie omadlała jego posługę kustosza w Krzeszowie u Matki Bożej Łaskawej, gdzie z radością przyjeżdżała. Chętnie pomagała też innym ludziom. Każdy, kto do niej przyszedł, został w jej domu nakarmiony i pocieszony. Ona nie miała wrogów. Szanowała sąsiadów i była przez nich szanowna.
Bardzo kochała swoją noworudzką parafię św. Mikołaja. Szczególnym Jej nabożeństwem była środowa Nowenna do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Doczekała się 10 wnuków oraz 8 prawnuków.
Od jedenastu lat mieszkała u swojej córki Bogusławy w Świecku, gdzie miała bardzo dobre warunki i czułą opiekę. Przeżyła 94 lata i sześć miesięcy.